O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

poniedziałek, 29 lipca 2013

Gdzie ja jestem gdy mnie nie ma i trochę o książkach na podróż



Ostatnio niestety nie ma mnie zbyt często w blogosferze – ani czasu na czytanie, ani czasu na pisanie, ani czasu na przeglądanie waszych blogów. Powód jest taki, że jako absolwent szkoły wyższej zderzam się obecnie z tzw. „dorosłym życiem” i inwestuję w swoje kwalifikacje i doświadczenie zawodowe. I akurat robię to po drugiej stronie miasta. Zaraz z resztą zniknę na tydzień, gdyż urządzam sobie szaleńczą wyprawę do naszych południowych sąsiadów – Czechów. Nie będzie to moja pierwsza podróż do tego pięknego i nie docenianego turystycznie kraju, i możecie mi wierzyć, że jest tam co zobaczyć, a koszta pobytu są nieraz porównywalne z tymi nad polskim morzem, tylko standard u Pepików jest lepszy. Może uda mi się trzasnąć parę fotek i po przyjeździe przedstawię wam parę dowodów, że warto jechać do Czech.

Jak to przed wyjazdem bywa, książkofil staje przed nie lada wyzwaniem – co zabrać ze sobą do czytania? Trochę już o tym pisałam tutaj, wtedy jednak mierzyłam się z wyborem lektury do samolotu. Tym razem podróż odbędę autokarem, co mocno utrudnia sprawę, bowiem mam tą przykrą przypadłość, że pochylenie głowy lekko w przód, czy nawet czytanie czegoś zawieszonego wysoko przed twarzą, powoduje automatyczną reklamację śniadania. Jako jednak, że podróż będzie trwała około 6 godzin, wypadałoby zająć czymś ten czas. Myślałam o tym i wymyśliłam – audiobook! Do tej pory ta forma „czytania” zupełnie mi nie podchodziła, nie wiem, czy teraz będzie inaczej, ale spróbuję. Audiobook mam jeden, kupiony przez przypadek w zeszłym roku – Łabędź i złodzieje Elizabeth Kostovy. To będzie eksperyment, i mam nadzieję, że się uda.

Poza jednak problemem podróży trzeba coś czytać na miejscu. Postanowiłam w tym roku zaufać czytnikowi, głównie dlatego, że mam niewielki bagaż i muszę w nim zmieścić wszystko czego potrzebuję i jeszcze mnóstwo rzeczy, których nie potrzebuję, więc sami rozumiecie. Jednak tam gdzie jadę jest jezioro i plaża, ze sprzętem na takie warunki i temperaturę się nie wybiorę, więc muszę zabrać ze sobą również jedną papierową książkę. Albo dwie. Ewentualnie siedem. ;)

Tak na serio, to muszę wybrać jedną ze stosiku poniżej, dlatego proszę o rady, sugestie i opinie:



Co do planów na najbliższą przyszłość – czytam obecnie „Dziewczyny atomowe” – czyta się to genialnie gładko, więc jest szansa na recenzję przed wyjazdem. Poza tym przypominam o nadrabianiu zaległości w ramach Wyzwania Miejskiego, myślę, że odrabiać będziemy również w sierpniu, dlatego nie musicie się spinać i spieszyć – są w końcu wakacje!


piątek, 26 lipca 2013

Mrocznie i strasznie



Twórczość Tami Hoag poznałam kilka lat temu dzięki jej powieści Cienka mroczna linia, którą do dziś uważam za jeden z najlepszych kryminałów w ogóle, a na pewno najlepszy amerykański, jaki czytałam. Potem natrafiłam na inną jej książkę w bibliotece, ale nie szczególnie mi podeszła. Głębiej niż grób miał być zatem ostatecznym sędzią w moim wewnętrznym konflikcie – czytać czy nie czytać Hoag w przyszłości. Werdykt – zdecydowanie czytać.

Naprawdę trudno zaszufladkować tą książkę do jednego gatunku. Jest to zdecydowanie kryminał, można by powiedzieć, że małomiasteczkowy, ale z elementami wielkiego świata. Jest to jednocześnie świetna powieść psychologiczna. A czasem nawet horror i romans. Zaczyna się wszystko w jasnym świetle dnia, kiedy grupka dzieci natrafia w parku na zwłoki kobiety. Śledztwo w sprawie jej śmierci szybko łączy się z innymi, i oto zaczyna się pościg za okrutnym seryjnym mordercą, w którym lokalnej policji pomaga nieoficjalnie agent FBI ze specjalnej komórki tworzącej profile psychologiczne. Musicie jeszcze wiedzieć, że Tami Hoag specjalnie osadziła fabułę swojej książki w 1985 roku, zatem profile psychologiczne to nowinka, w której skuteczność wierzy niewielu. Komputery nie znajdują się na każdym posterunku. Telefony komórkowe to pieśń przyszłości, podobnie jak badania DNA.

Kiedy zaczynałam czytać tą książkę, pomyślałam „O nie. Znowu jeden z tych kryminałów gdzie dziesięciolatek odkrywa rozwiązanie i przechytrza mordercę”. Na szczęście autorka nie poszła w taki banał, za to ciekawie rozważa problem tego, jak na dzieci wpływają pewne wydarzenia z ich życia: odkrycie zwłok, kłótnie rodziców, ich problematyczne osobowości. W ogóle ważnym elementem powieści jest psychologia dziecięca. Głębiej niż grób przypominała trochę mi Trafny wybór  - tutaj również patrzymy na z pozoru spokojną społeczność w małym, kalifornijskim miasteczku, gdzie nigdy nic się nie dzieje. Policjant, lekarz, prawnik i ich małżonki zajmujące się domem, sztuką i wolontariatem to „filary społeczeństwa”, na zewnątrz sprawiające wrażenie, że żyją idealnym życiem. Gdy jednak zaczynamy grzebać trochę głębiej, okazuje się, że za zamkniętymi drzwiami dzieją się rzeczy, o których strach nawet pomyśleć.

Hoag daje czytelnikom prawie na początku kilku potencjalnych podejrzanych, ale do samego końca myli tropy i trzyma nas w niepewności. Nawet jednak dla tych, którzy odkryją sprawcę, autorka zaserwowała jeszcze kilka zaskakujących sytuacji, oraz zupełnie niekanoniczne zakończenie, z jakim się jeszcze w powieści kryminalnej nie spotkałam.

Jedyne co mi się nie podobało, to wątek romansowy, ale nie jest on na szczęście wiodący i spokojnie można nad nim przejść do porządku dziennego. Co mnie natomiast rozbawiło, to wstęp który Tami Hoag umieściła na początku tej historii, pisząc, jak trudno jej było opowiedzieć historię osadzoną w latach 80, bo wtedy nie było komórek, komputerów i DNA. Jednocześnie czytam bowiem tzw. kryminał retro, gdzie fabuła rozgrywa się w XX-leciu międzywojennym i tam autor jakoś nie miał problemu. Ale nawet jeśli stanowiło to trudność dla Hoag, to nie widać tego po jej książce, która wciąga, przeraża i nie pozwala się oderwać. Nie miałam ostatnio dużo czasu na czytanie, stąd lektura zajęła mi tydzień, ale już dawno nie zdarzyło mi się, abym z niecierpliwością czekała na powrót do domu, aby dowiedzieć się, co dalej. A to chyba najlepsza recenzja.

Moja ocena: 5/6

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu.

Tami Hoag Głębiej niż grób
Tłum. Paweł Stachura
Wydawnictwo Dolnośląskie
Wrocław 2013

sobota, 20 lipca 2013

Rizzoli & Isles w książce i serialu



Tess Gerritsen i jej cykl powieści kryminalnych o policjantce Jane Rizzoli i pani koroner Maurze Isles to moje prywatne odkrycie roku. Jest to również jedna z niewielu serii, które czytam po Bożemu, czyli od początku. Dwa pierwsze tomy przeczytałam w zimie, i już wtedy przyrzekłam sobie, że na tym nie koniec, jednak wiem, że czytanie tego samego autora pod rząd powoduje u mnie odruch wymiotny, toteż dalszą lekturę odłożyłam w czasie.

Grzesznik jest właśnie owym trzecim, wyczekiwanym tomem opowieści o przygodach ww dwóch pań. Od poprzedników odróżnia go kilka elementów. Przede wszystkim, Gerritsen nie wróciła do czarnego charakteru, który pojawił się w Chirurgu i Skalpelu. Intryga kryminalna tu nakreślona jest zupełnie inna, również mroczna i okrutna, ale wprowadza na scenę wiele nowych postaci. Po drugie, w Grzeszniku skupiamy się bardziej na postaci doktor Isles. To jej perypetie śledzimy w dosyć szczegółowy sposób przez całą powieść, ona również ma dominujący wpływ na rozwiązanie zagadki. Dowiadujemy się też wiele o jej życiu prywatnym i historii tej postaci. Detektyw Rizzoli jednak też ma sporo wstawek, również w jej życiu wydarzy się kilka zaskakujących rzeczy. Co do morderstwa, to dowiadujemy się o nim już na pierwszych stronach – tym razem ofiarą nieznanego sprawcy padają dwie zakonnice w zakonie klauzurowym. Jedna ginie, druga walczy o życie w szpitalu. Wkrótce do tego grona dołącza trzecia kobieta, nieznana, ochrzczona jako Szczurza Dama. Rizzoli i Isles poszukiwać będą nie tylko sprawcy bostońskich mordów ale i wyjaśnienia ludobójstwa w Indiach.



W międzyczasie, kiedy nie czytałam Tess Gerritsen, udało mi się obejrzeć serial nakręcony na podstawie cyklu. W oryginale nosi on tytuł Rizzoli&Isles, natomiast polski tytuł to Partnerki (co nie bardzo się zgadza z faktyczną sytuacją w serialu). Chociaż serial współtworzyła Gerritsen, jednak z drobnymi wyjątkami jest to ta sama historia napisana na nowo. Wielu bohaterów ze swoimi pierwowzorami łączy tylko nazwisko, a zagadki kryminalne pokrywają się z powieściowymi tylko w kilku odcinkach. Postaci Rizzoli i Isles również odbiegają od swoich książkowych odpowiedniczek. Rizzoli zamiast średnio atrakcyjnej kobiety grana jest przez byłą modelkę Angie Harmon, natomiast Isles (Sasha Alexander) jest w serialu młodsza i ma włosy blond a nie czarne. Inny jest też charakter jednej i drugiej – Rizzoli jest dosyć pewna siebie, sarkastyczna i bardzo opiekuńcza wobec swoich braci, Isles natomiast cieplejsza w obyciu niż Isles książkowa, ale też mniej realistyczna ze względu na swoją olbrzymią wiedzę i wykształcenie. Jednak obie panie w serialu tworzą ciekawy, zabawny duet, a fajnie skonstruowane dialogi i drugoplanowe postaci powodują, że Partnerki stanowią fajną, ale mało wymagającą rozrywkę. O ile powieści są mroczne i czasem okrutne, serialowi bliżej do komedii z elementami kryminału.

Ciekawym doświadczeniem było poznanie tej samej historii na dwa różne sposoby. Trudno byłoby mi zdecydować, którą preferuję. Książki mają swój niesamowity klimat i styl, w jaki zostały napisane, z kolei Angie i Sasha w serialu odstawiają nieraz takie jaja – ze swoją mimiką, gestami, zabawnymi dialogami, że z niecierpliwością czekam na każdy kolejny odcinek. No i te piękne zdjęcia z Bostonu w tle…

Moja ocena książki: 5/6
Moja ocena serialu: nie mam dla nich skali ocen, ale w tej chwili to jeden z moich 10 ulubionych J

Tess Gerritsen Grzesznik
Tłum. Jerzy Żebrowski
Wyd. Albatros
Warszawa 2013

Rizzoli & Isles
Produkcja TNT (w Polsce emitowany przez TVN)
Tess Gerritsen, Janet Tamaro
Grają: Angie Harmon, Sasha Alexander, Lorraine Bracco, Bruce McGill


Przeczytane w ramach wyzwania Czytamy Kryminały.

piątek, 12 lipca 2013

Podróże (Cejrowskiego) małe i duże



Cejrowski kontrowersyjną postacią jest. Jako podróżnik wykazuje się niesamowitą intuicją, wiedzą, zdolnością do zdobywania zaufania i czasem przyjaźni miejscowych, szacunkiem dla inności – innych kultur, innego jedzenia, innego klimatu. I jeszcze potrafi to wszystko opisać z takim humorem i fascynacją, że aż się faktycznie chce sprzedać tą przeklętą lodówkę i jechać nad Amazonkę. Z drugiej jednak strony jego poglądy, jako osoby prywatnej, mnie osobiście doprowadzają do szewskiej pasji.

Dlatego z repertuaru Cejrowskiego wybieram tylko to, co dotyczy stricte odbytych przez niego podróży – niezależnie, czy są to książki czy programy telewizyjne. Lata temu zapoznałam się z dwoma jego bestsellerami – Gringo wśród dzikich plemion i Rio Anaconda, i były to zdecydowanie najlepsze książki podróżnicze, jakie zdarzyło mi się czytać (szczególnie, że tą drugą czytałam, wisząc na działce w hamaku obok krzaka migdałowca, więc w klimatach tak amazońskich, na jakie tylko stać Małopolskę). Podróżnik WC to wznowione i poprawione wydanie książki pod tym samym tytułem, jednej z pierwszych (pierwszej?) w której autor dzieli się z szerszym gronem swoimi przygodami.

„Podróżnik” to nie odniesienie do osoby, ale nic innego jak „dziennik z podróży”. Zawarte są w niej krótkie teksty, niektóre połączone ze sobą osobami lub zdarzeniami, niektóre zupełnie wyrwane z kontekstu. Przeważająca część z nich dotyczy wypraw Cejrowskiego do Ameryki Południowej, między innymi Gwatemali i Kolumbii, kilka pierwszych opowiada w ciekawy sposób o przeprawie samochodem z jednego wybrzeża USA na drugie (o takim czymś skrycie marzę), a kilka z nich, parę zaledwie, to zupełnie z d…y wzięte wynurzenia autora na różne tematy. Kto Cejrowskiego kojarzy, wie, o czym mowa. I taki jeden czy drugi tekścik nie dość, że pozostawił u mnie niesmak, to jeszcze obniżył znacznie ogólną ocenę tej książki. Bo 90% jest naprawdę świetne, to jest to, co znam z poprzednio czytanych opowieści, ale te 10% każe się złapać za głowę, urwać ją sobie i kopnąć na drugi koniec osiedla.

Nie ma się co czepiać. Cejrowski sam na wstępie uprzedza, że to nie jest tak dobre jak Rio i Gringo. Że już się tak nie pisze. I że wcale nie chciał tego publikować. Ale Wydawca kazał. No cóż. Wydawca miał rację, bo opowieści z Podróżnika zachwycają, bawią i uczą. Zdjęcia są obłędne – barwne, tajemnicze. Można to było jedynie trochę okroić o te nieszczęsne 10%.

Moja ocena: 4/6

Wojciech Cejrowski Podróżnik WC
Wyd. Bernardinum , Seria Biblioteka Poznaj Świat
Pelplin 2010