
„81:1. Opowieści z Wysp Owczych” to niezwykle ciekawy
reportaż z miejsca dosyć bliskiego geograficznie, a jednocześnie tak odległego,
że mniej zaskakują opisy życia na tropikalnej wyspie gdzieś na Pacyfiku niż na
Owcach – archipelagu znajdującego się w trójkącie pomiędzy Anglią, Islandią a
Norwegią, autonomii pod jurysdykcją duńską. Po książkę tą sięgnęłam zupełnie
przypadkiem, ot, leżała na półce z nowościami w bibliotece. A że reportaże z
wydawnictwa Czarne nigdy mnie nie zawiodły, toteż postanowiłam się z nią
zapoznać. Nigdy wcześniej nie interesowałam się tematem, moje oczy raczej
rzadko błądziły po mapie w tamtym kierunku, coś tam mgliście o Wyspach Owczych
słyszałam, ale żeby umiejscowić je konkretnie na mapie – co to, to nie. A w
rzeczywistości, w tej tak dobrze mi znanej Europie przycupnęły fascynujące małe
wysepki, o których każdy słyszał, a mało kto widział.
Autorzy – Marcin Michalski i Marcin Wasielewski - po raz
pierwszy udali się na Owce „za chlebem” – pracowali w przetwórni ryb. W wolnych
chwilach zwiedzali, poznawali nowych ludzi i odkrywali uroki życia na
archipelagu. W końcu postanowili przybliżyć polskim czytelnikom uroki (i ich
braki) życia na Wyspach. I chwała im za to! Książka zaczyna się od śmiesznej na
pozór historii – młoda dziewczyna z Wysp Owczych w trakcie wakacji gubi
paszport. Kiedy zgłasza to na policję, miejscowy stróż prawa pyta, skąd młoda
dama pochodzi. Kiedy słyszy odpowiedź, śmieje się i uważa, że to żart. Hahaha.
Tylko kiedy dziewczyna, usiłując udowodnić, że nie pochodzi z Nibylandii,
spogląda na mapę Europy okazuje się, że jej twórca najzwyczajniej w świecie
zapomniał domalować te małe wyspy! W końcu dziewczynie udaje się uzyskać pomoc
i wraca szczęśliwie na Wyspy. A my podążamy za nią, by przekonać się, jak
zwyczajnie niezwyczajne są Owce. Mamy tam mniejsze i większe miasteczka, wyspy
zamieszkane przez kilka rodzin, przez jedna rodzinę, bezludne, choć kiedyś
zamieszkane, i takie zupełnie dziewicze – bez śladów ludzkości. Są podobne jak
u nas problemy z przestępczością, alkoholem i bezrobociem. Jednocześnie nie ma
makdonaldów i (strach się bać!) klapek Kubota. Są nieustanne dyskusje –
odłączyć się od Danii czy nie? Jest i duma narodowa, i fascynująca historia.
Polecam każdemu kto lubi podróżować – jeśli nawet nie
fizycznie, to chociaż duchowo, pod kocem, z książką, która o pierwszej strony
zabiera nas w wyjątkową podróż. Po przeczytaniu „81:1” od razu zaczęłam
sprawdzać ceny promu na Wyspy – niestety, póki co pozostaje tylko marzyć i
czytać tę książkę. Panowie piszą świetnie, nie usiłują na siłę zaczarować
czytelnika – po prostu opisują, co widzieli. Owce czarują już same.
Moja ocena: 5/6