Barcelona jest od niedawna moim prywatnym rajem na ziemi. Do
tego raju przenoszę się z każdą wolną chwilą, niestety nie zawsze czas i
fundusze pozwalają na fizyczne obcowanie ze stolicą Katalonii. W takich
chwilach ludzkości z pomocą przychodzi literatura. Tak, dobra książka potrafi
zabrać nas w odległe miejsca równie szybko i skutecznie, co Boeing. I taką
książką niewątpliwie jest „Włada Barcelony” Chufo Llorensa.
Ta monumentalna powieść historyczna (ponad 700 stron!)
przenosi czytelnika do XI-wiecznej Barcelony, jednego z najważniejszych miast
portowych w basenie Morza Śródziemnego, ale i liczącego się ośrodka miejskiego,
którego wpływy sięgają praktycznie na cały Półwysep Iberyjski. Już na wstępie
poznajemy głównych bohaterów powieści, których losy będziemy mogli poznać już
do końca (ich lub książki). „Władca” dzieli się na krótkie rozdziały, dzięki
którym możemy śledzić opisywane wydarzenia z perspektywy kilku wiodących
postaci – raz władców, innym razem zwykłych śmiertelników. Poznajemy zatem
przede wszystkim Almodis z Marchii – kobietę piękną i silną, jednego z
najzdolniejszych polityków, jakich widziała Katalonia, oraz jej ukochanego –
Ramona Berenguera I, których połączy zakazana miłość, i którzy wbrew wszelkim
prawom ludzkim i boskim poprowadzą to piękne miasto – ku zgubie czy ku potędze?
Przekonajcie się sami. Jednocześnie poznajemy młodego chłopca, Martiego
Barbany, który do Barcelony przybywa praktycznie bez grosza przy duszy, i
dzięki otrzymanemu spadkowi, wiernym przyjaciołom i niewątpliwej smykałce do biznesu
w ciągu kilku lat urośnie na jednego z czołowych obywateli miasta. Losy tych
trzech postaci przeplatać się będą przez całą powieść, tworząc nie tylko
niesamowitą historię ludzi ambitnych i odważnych, ale i panoramę stosunków
panujących w Europie w XI wieku.
Groby Almodis i Ramona Berenguera I - bohaterów powieści |
„Władca Barcelony” oferuje praktycznie wszystko, czego
potrzeba dobrej powieści historycznej – fascynujące losy bohaterów zespolone w
jedno z wydarzeniami politycznymi, dyplomacja przeplatana wojnami, miłość,
zdrada, ambicja, odwaga, przebiegłość, nikczemność, ale i wierność przyjaciołom
i ideałom – a wszystko to na barwnym tle Barcelony, gdzie bycie Obywatelem
znaczy więcej, niż bycie bogatym. Autor z detalami odtworzył społeczeństwo
ówczesnej Katalonii, jego problemy i jego chwałę, stworzył pełnokrwiste
postacie, o których czasem trudno powiedzieć, czy je lubimy, czy nienawidzimy,
ale jedno wiemy na pewno – nie można obok nich przejść obojętnie. Czytelnik z
zaciekawieniem śledzi postępy Almodis na jej drodze do potęgi, a jednocześnie
gorąco kibicuje Martiemu w jego staraniach, by z chłopca znikąd stać się
mężczyzną z Barcelony. Obok tych dwóch charyzmatycznych postaci przewijają się
dziesiątki innych, które mimo, iż nie pierwszoplanowe, są równie śmiało i
szczegółowo odmalowane. Jest i sprytny bankier Baruch Benvenist, i porywczy syn
hrabiego Pedro Ramon, i władcza, wiekowa hrabina Ermesenda z Carcassone, i młoda,
słodka Laia, i rozsądna Ruth, i nikczemny Bernat Moncusi (niech go piekło
pochłonie!), i dobroduszny ojciec Llobet, i sprytny karzeł Delfin.
W tej powieści nic nie jest przypadkowe, nic nie jest na
wyrost, każda, nawet najdrobniejsza informacja ma kolosalne znaczenie dla całej
fabuły. Autor niejako mimochodem zamieszcza też szereg ciekawostek dotyczących
tamtych czasów. Chociaż nieraz naciąga fakty, robi to tylko w celu uczynienia akcji
powieści jeszcze bardziej fascynującą i spójną. Bohaterowie stają przed wieloma
przeciwnościami losu, nieraz wychodząc obronną ręką z najcięższych tarapatów,
ale i ulegających problemom które ich spotykają. Fabuła jest dynamiczna, do
samego końca czytelnik nie przeczuwa, jak ta historia się skończy. Dlatego
warto zabrać się za tą powieść, gdy ma się dużo czasu, gdyż w natłoku zdarzeń
trudno jest się oderwać od lektury, a po przerwie, z powodu wielowątkowości,
trudno wgryźć się powrotem. Jednak warto, naprawdę warto sięgnąć po „Władcę
Barcelony”, by choć na kilka godzin przenieść się w niezwykłe czasy średniowiecza
i poprzez karty książki pooddychać śródziemnomorskim powietrzem. A już czytanie
tej powieści z samej Barcelonie to jak jeść tort Sachera w Wiedniu. :)
Książka została przeczytana w ramach majowego wyzwania Sardegny
Trójka e-pik (chociaż to oszukaństwo z mojej strony, bo książkę zaczęłam czytać
w marcu).
Moja ocena: 5/6
Chulfo Llorens „Władca Barcelony”
Wyd. Albartos
Warszawa 2009