O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

piątek, 8 lipca 2016

"My, właściciele Teksasu" Małgorzata Szejnert

PRL to czasy na tyle bliskie, by moi rodzice i wielu z moich znajomych miało wystarczająco świeże wspomnienia z twego okresu polskiej historii, a jednocześnie dla osób z  mojego pokolenia i młodszych PRL jest… no cóż, historią, a te kilkadziesiąt lat zlewa się w jedną, szarą masę.  Odnoszę wrażenie, że od kilku lat społeczeństwo „odobraża się” na owe czasy. Budynki powstałe w ostatnich dziesięcioleciach są coraz bardziej doceniane (szczególnie polecam w tym zakresie pracę Filipa Springera: Źle urodzone), uroki życia, gdy nie wszystko było dostępne coraz częściej są przeciwstawiane galopującej konsumpcji toczącej nasz naród. W domach zaczynamy ponownie korzystać z kupionych w Peweksie mikserów, bo te nowe z supermarketów wysiadają po kilku latach.

Jednocześnie jest to okres coraz bardziej krytykowany, jakby wszystko co ludzie wtedy zrobili, osiągnęli, przeżyli zostało naraz zakwestionowane i dekretem zapomniane. Cały PRL wkładamy do jednego szarego worka i szczelnie go sznurujemy. Dlatego z taką pasją i zainteresowaniem czytam teksty, które w owych czasach powstały, a zbiorem idealnym jest książka Małgorzaty Szejnert My, właściciele Teksasu”, zbiór reportaży powstałych pomiędzy 1969 a 1979 rokiem. Jak to ze zbiorami bywa, jedne teksty przypadły mi do gustu bardziej, inne mniej. Ale zaskoczyło mnie bogactwo tematów, jakimi dziennikarka zajmowała się (mogła się zajmować!) w tak wydawałoby się ograniczonych cenzurą czasach (może  z resztą problemy z cenzurą tych tekstów występowały, tu niestety wiedzy nie mam). I tak zawędrowałam do fabryk, i poznałam historie ich pracowników, ich ambicje, ich powody do dumy, i codzienne trudy. Wraz z klientami czułam ekscytację otwarciem pierwszego Supersamu.

I przeżyłam prawdziwy szok czytając artykuł pt. Kraków nieznany. O setkach, tysiącach zabytków rozsianych po niewielkim w sumie starym Krakowie. O trującym powietrzu, które niszczy zabytki szybciej, niż my jesteśmy w stanie je ratować. O urzędach i urzędnikach ds. zabytków, których jest dużo, i z których każdy ma niewielki skrawek pracy do wykonania, ale nie może go wykonać bez pieczątki kogoś innego, a ta pieczątka akurat się gdzie zawieruszyła, celowo lub nie. Szok, bo tekst ten powstał w 1978 roku, a czyta się to jakby spisano go wczoraj. Te same problemy, te same trudności, te same nie śmieszne komedie obserwujemy w Krakowie i dziś.

Może jednak ten PRL nie jest wcale tak odległy, jak nam się czasem wydaje?

Moja ocena: 5/6

Małgorzata Szejnert My, właściciele Teksasu
Wstęp – Mariusz Szczygieł
Wyd. ZNAK

Kraków 2013