O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

środa, 21 lutego 2018

"Komisarz" Paulina Świst

Zawsze z wielkimi nadziejami i oczekiwaniami podchodzę do pisarskich prób prawników. Może to zawodowa solidarność, a może świadomość, że poza pewnymi przypadkami prawnicy to bardzo łebscy ludzie i to mi się jakoś przekłada na przekonanie, że muszą świetnie pisać. Zwłaszcza, gdy bohaterami swoich powieści czynią właśnie prawników. Zwykle srogo się rozczarowuję. Tak było i tym razem.

Z mocnym zażenowaniem uzmysłowiłam sobie, że akurat tą pozycję wybraliśmy dla teścia na prezent pod choinką. Komisarz wyglądał na kolejny polski kryminał, w dodatku polecany jak Internet długi i szeroki. Tymczasem okazało się, że to 50 twarzy Grey'a, wersja polska. Nie jestem jakoś szczególnie pruderyjna, nie oczekuję też że na 300 stronach rozpisany zostanie na bogato rozwijający się związek. Czytałam Norę Roberts, wiem wiem co to znaczy „graficzny opis”. Tyle , ze to tutaj było zupełnie n ie do przełknięcia – bohaterowie nie wzbudzali żadnych emocji, nawet tych negatywnych. Zwyczajne drewniane marionetki. Sceny seksu wyskakiwały jak Filip z konopii. Ja rozumiem nagłą namiętność, ale dla mnie to wyglądało mniej więcej tak „Cześć, cześć. Bzykanie. A jednak Cię nie lubię”. Gdzieś w tle była jakaś kryminalna afera, ale z każdą kolejną stroną tak pokręcona, że przestałam śledzić co się tak w ogóle odpitala. Może jestem głupia, nie wiem, ale nie zrozumiałam połowy z tego, co się działo. Jak na 300 stronicową powieść, autorka mogłaby obdzielić ilością bohaterów i ich powiązać co najmniej pierwsze 600 odcinków Klanu, i jeszcze by zostało trochę na widownie w Rozmowach w toku.

Jedyne, co mogę napisać na obronę tej powieści, to język. Mimo absurdalności całej fabuły jakoś dało się to czytać. Szkoda że potencjał nie został wykorzystany na coś, co miałoby chociaż ręce i nogi. Bo naprawdę mogłoby być lepiej. Gdyby główna bohaterka nie była tak głupia, afera była mniej skomplikowana a bardziej przemyślana, durne teksty rodem z telenoweli lekko wygładzone... Tymczasem co 5 stron wywracałam oczami tak silnie, że zdołałam całkiem dokładnie obczaić swój tyłek, ale sensu tego co przeczytałam dalej nie widzę. W ogóle zastanawiam się, czy autorka nie jest przypadkiem autorem – sądząc po ilości samców alfa i kretynek które są piękne, bogate, z sukcesami, super niezależne i wygadane, ale gonią w czasie pracy dostarczyć swoim Misiom obiadek, trudno uwierzyć, że mogła to napisać kobieta. Możliwe, że odzywa się we mnie wojująca feministka?

Dawno już nie czytałam niczego tak złego. Chciałabym napisać, ze rozumiem, że komuś na powieść mogła się spodobać, ale nie rozumiem. Chciałabym napisać, że literatura rozrywkowa nie musi być super ambitna, ale uważam, że powinna trzymać jakiś poziom. Chciałabym nie czytać w kolejnej powieści, że prokurator jest zwierzchnikiem policjanta, a znowu musiałam.


Moja ocena: 2,5/6 (2 za to, że doczytałam do końca, 0,5 za kilka śmiesznych tekstów).

Paulina Świst Komisarz
Wyd. Akurat

Warszawa 2017

3 komentarze:

  1. W pewnym stopniu przyznam Ci rację - nie jest to literatura która zachwyca fabułą jednak myślę, że taki był zamiar autorki. Stworzyć coś lekkiego i bardzo dostępnego dla grona osób, które na co dzień nie czytają. Mnie osobiście przeszkadzała zbyt ilość scen erotycznych, chociaż w tej części i tak było ich mniej, aniżeli w poprzedniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się z Tobą, że taki był zamiar, ale: po pierwsze, literatura rozrywkowa potrafi być fajnie skonstruowana i na poziomie, po drugie - jak już miało to wyglądać tak jak wyglądało, to dodanie do tego humoru i przymrużenia oka dałoby świetny efekt. Tymczasem wyszło bzdurnie i nadęcie jednocześnie, czyli najgorsze połączenie. Ostatnio coraz mniej czytam literatury "wysokich lotów", nie oczekuję po każdym drugiego Dickensa, ale przeczytałam nawet ostatnio sporo dobrze napisanych i skonstruowanych lekkich książek - chociażby autorstwa Olgi Rudnickiej czy Magdaleny Knedler. A "Komisarz" nawet nie powinien stać obok nich na półce.

      Usuń
  2. Uuuu a tak się wszyscy w koło zachwycają. Za książkami M. Knedler nie przepadam, ale Rudnickiej bardzo lubię. Skoro Komisarz nie powinien nawet koło nich stać, daruję sobie mimo, iż mam na kupce do czytania..przełożę na sam koniec, może kiedyś, gdy nie będę miała nic innego do czytania, albo w akcie samobójczej desperacji :)

    OdpowiedzUsuń