Szukając czegoś lekkiego i wciągającego, nęcona pozytywnymi
recenzjami wokół zabrałam się za lekturę thrillera Pauli Daly Mój największy błąd. Czytałam ją w
formie ebooka, na moim telefonie, w trakcie dojazdów do pracy i ewentualnie w
innych sytuacjach z cyklu „długo, nudno i nie mam innej książki pod ręką”. I
chyba tylko dlatego przeczytałam ją do końca.
Zarys fabuły wydaje się ciekawy – Roz jest (niemalże)
samotną matką, utrzymującą się z pracy fizjoterapeutki w sieciówce, usiłującą
jakoś utrzymać się na powierzchni gdy zewsząd pukają wierzyciele. Na byłego nie
można liczyć, bowiem mentalnie nie ukończył gimnazjum, a prywatny biznes jaki
zapoczątkowała kilka lat wcześniej, pociągnął ją jedynie głębiej w spiralę
długów, zabierając ze sobą niektórych członków rodziny. Przyciśnięta do muru
informacją o zaplanowanej eksmisji, Roz w końcu godzi się na pewną propozycję,
która składa jej poznany niedawno żonaty mężczyzna. Za sumę, która pomoże jej
stanąć na nogi, bohaterka ma spędzić noc ze swoim „zleceniodawcą”. I jak to w
thrillerach bywa, sytuacja z dziwnej zrobi się straszna.
Nie jest to nic szalenie oryginalnego, i też nie tego się
spodziewałam. Styl, jakim autorka włada, też co do zasady nie był zły, jeśli
pominąć liczne powtórki jeszcze liczniejszych niepowodzeń Roz i rozwlekłe opisy zabiegów
fizjoterapeutycznych. Co więc poszło nie tak? Ogólnie rzecz ujmując – wszystko inne.
Przede wszystkim Roz jest przeraźliwie głupia i
nieogarnięta, do poziomu, w którym zastanawiałam się, jak tej kobiecie jeszcze
nie odebrano dziecka i pozwolono pracować z pacjentami za zamkniętymi drzwiami.
Kobieta ma ponad trzydziestkę, a podejmuje decyzje jakby miała ich piętnaście,
na zasadzie „wpakuję się w kłopoty, aby tylko siostra się nie dowiedziała”. Całe
życie pod postacią małych sznureczków wypada jej z rąk, a ona zamiast usiłować
je łapać, stoi bezradnie i czeka na księcia na białym koniu, który jej powie,
co ma robić, bo sama bidulka nie wie. Ale co najgorsze, daje się wszystkim
rozstawiać po kątach. Siostra każe jej przyjść na brunch. Roz jojcy, ale idzie.
Sąsiadka nie przyjmuje do wiadomości, że Roz nie chce iść na przyjęcie. Roz
idzie. Obca baba chce ja umówić ze swoim bratem – Roz idzie na randkę. Szef ją
szantażuje – zamiast próbować się z tego wyplątać, od razu godzi się na wszystko
i jeszcze bardziej komplikuje sobie życie. Serio?
Główna bohaterka tak mnie irytowała, że przykryła fakt iż
powieść jest przewidywalna do bólu. W thrillerze powinien być jakiś suspens? No
chyba nie w tym, tutaj zachowania głównego „złego” zwracają na siebie uwagę już
na początku, toteż rozwój wypadków nie zaskakuje, co gorsza, rozwiązanie tego
całego misz-maszu jest mdłe i jakieś takie… niedokończone?
Nie polecam tej powieści. Jeśli masz do wyboru czytać w
toalecie „Mój największy błąd” albo skład chemii gospodarczej, do wybór jest
tylko pomiędzy WC kaczką a odświeżaczem powietrza.
Moja ocena: 2/6 (bo jednak cudem skończyłam to czytać)
Paula Daly Mój
największy bład
Wyd. Prószyński i S-ka
Watszawa 2016
Przeglądając Twoje wpisy do tego momentu zastanawiałem się, czy dałaś kiedyś jakiejś książce mniej niż 5/6. Okazuje się, że dałaś:)
OdpowiedzUsuńDałam nawet sporo, chociaż w ubiegłym roku zapewne mniej. Wynikało to z kilku rzeczy - dużo mniej pisałam i przychodziło mi to z trudem, a jeśli miałam ten trud podejmować dla jakiegoś koszmarka, to tym bardziej mi się nie chciało. Zaczęłam też bardziej świadomie dobierać lektury, zatem gniotów jest coraz mniej. Poza tym stwierdziłam, że szkoda mi życia na słabe książki i wiele z nich po prostu porzucam w trakcie, a pisać wtedy recenzję jest mi trochę głupio. To powyższe nieszczęście czytałam bardziej dlatego, że akurat było na telefonie a życia w Candy Crush Saga się skończyły :D.
UsuńPoniżej dowód, że gniotki i przeciętniaki też mi się zdarzają:
http://krakowskieczytanie.blogspot.com/2016/11/to-musi-byc-miosc-sharon-owens.html
http://krakowskieczytanie.blogspot.com/2016/10/korponinja-lars-berge.html
Pozdrawiam!