O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

niedziela, 26 marca 2017

Christer Mjaset "Białe kruki"

Pierwsza sprawa jest taka, że do projektu czytania moich zaległych książek włączyłam w tym roku element czytania własnych zaległych ebooków. Nie było to tak palące, gdyż ebook z definicji zajmuje mniej miejsca i jakoś tak nie rzuca się w oczy przesadnie, oraz dlatego, że zaległości są mniejsze niż z papierowymi (139 do 230 tych ostatnich), ale jednak szkoda, żeby „leżało” nieprzeczytane. Na czytniku znalazłam uroczą mieszankę tego, co sama kupiłam, bo chciałam, tego co sama kupiłam, bo mi ktoś kiedyś polecił (nie zawsze wiadomo kto i kiedy), tego, co ludzie i wydawnictwa mi poprzysyłali, zwykle nieproszeni, i kilka darmowych z różnych okazji. Teraz powoli wyłuskuję kolejne kąski, a konkretnie kryminały i thrillery, niektóre stosunkowo świeże, nawet z początku tego roku.

I tu dochodzimy do sprawy drugiej, mianowicie w ramach projektu uruchomiłam sobie takiego oto ebooka – Białe kruki Christera Mjaseta. Nie wiem, jak długo ją mam, nie wiem też, u kogo na blogu przeczytałam zachęcającą recenzję. Zakupiłam ebook zaraz po lekturze recenzji, „bo przecież muszę już przeczytać’, co w logice książkoholika oznaczało, że „już mam to może bezpiecznie leżeć”.

Z uwagi na zaszeregowanie tej norweskiej powieści do kategorii thriller/sensacja/kryminał przez jeden z większych portali książkowych, zabrałam się za lekturę podejrzewając, że natknę się na coś w stylu kryminału medycznego tylko skandynawskiej, bowiem książka traktuje o trzech lekarzach w norweskim szpitalu. Okazało się, że kategoria została przyznana na wyrost, jest to raczej powieść obyczajowo-psychologiczna. Troje młodych lekarzy przystąpi wkrótce do konkursu na stałe stanowisko na oddziale neurochirurgii. Początkowo miały zostać obsadzone aż trzy stanowiska, gdy jednak rodzą się plotki o ograniczeniu tej liczby, bohaterowie zaczynają czuć oddech presji na karku. Każde z nich ma kwalifikacje i zalety, jednak żadne z nich nie może być stuprocentowo pewne wygranej.  Zwłaszcza, gdy obok merytorycznych kwasji brane są pod uwagę różniej skomplikowane zależności pomiędzy pracownikami, stażystami i resztą pracowników szpitala.

Mniej niż o samej pracy neurochirurga dowiadujemy się o Mathiasie, Thei i Wernerze – kim są, co sprowadziło ich do szpitala, dlaczego wybrali neurochirurgię i jak wiele są w stanie poświęcić, by zdobyć upragnione stanowisko. Trudno powiedzieć, aby były to postaci kryształowe, a jednak zdobyli moją sympatię, a ich los leżał mi na sercu. Każde z nich znajdzie się wkrótce w zaskakującym i trudnym układzie odniesień, a znalezienie wyjścia z tej sytuacji może okazać się kosztowne. Dla nich lub dla innych wokół.

To co mnie ujęło w tej książce, to ten typowy skandynawski klimat, który coraz częściej trudno mi znaleźć w skandynawskich książkach. Po czasach Larssona, Mankella i Axelsson coraz więcej autorów z tego kręgu kulturowego postanowiło spróbować swoich sił w literaturze, i chociaż wielu świetnie idzie, to często nie sposób powiedzieć, czy powieść powstała w Sztokholmie czy w Teksasie. Białe kruki pod tym względem powracają do źródeł, a opisy paskudnej pogody tylko dodawały smaczku. Nie ma tu wartkiej akcji, lecz powoli budowana sytuacja, bańka, która wreszcie musi pęknąć, i zebrać żniwo. Budowanie napięcia i czekanie, co z tego wyniknie. I zakończenie, którego się nie spodziewałam.

Moja ocena: 4,5/6

Christer Mjaset Białe kruki
Tłum. Dorota Polska
Wyd. Smak Słowa
2014



1 komentarz:

  1. Ciekawa pozycja, chętnie po Twojej rekomendacji przeczytam powyższą książkę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń