O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

piątek, 18 maja 2018

Marta Kisiel "Toń"


Na każdą kolejną powieść Marty Kisiel czekam z wytęsknieniem, odkąd wiele lat temu kultowe Dożywocie trafiło w moje ręce. Na szczęście autorka planuje w niedalekiej przyszłości wydać ich jeszcze kilka, na razie jednak w moje ręce trafiła tajemnicza Toń. I wciągnęła jak bagno.

Najnowsza książka Marty Kisiel osadzona jest w tej same czasoprzestrzeni co Nomen omen, jednak jest tylko częściowo powiązana z tą ostatnią. Autorka przedstawia nam zupełnie nowych bohaterów, a właściwie bohaterki – przedstawicielki rodu Sternów – Klarę, Eleonorę i Justynę. A, przepraszam, Dżusi. Klara Stern to przy bliższym i dalszym poznaniu trudna ciotka dwóch dziewcząt, a wkraczamy w ich gospodarstwo w chwili, gdy po latach milczenia Dżusi chwilowo wraca na stare śmieci, by przypilnować ich w czasie nieobecności ciotki. Brak zainteresowania przemówieniem ciotki przez telefon prowadzi do brzemiennej w skutki pomyłki kota z antykwariuszem, a ta z kolei powoduje lawinę wydarzeń, wokół których osadzona jest fabuła Toni.

Eleonora i Justyna dowiedzą się prawdy o swojej rodzinie, a także o sobie samych i o ich nieprzesadnie sympatycznej ciotce, a czytelnik wraz z nimi dowie się o Czasie i jego właściwościach. Nie zabraknie wycieczek do opętanego wojną Breslau, ani opowieści o zaginionych skarbach. Miałam okazję czytać Toń w egzotycznych okolicznościach przyrody – w samym sercu Tokio, a jednak autorce udało się wyrwać mnie stąd i przenieść z powrotem dziesięć tysięcy kilometrów – do ukochanego przeze mnie Wrocławia.

Pojawienie się znanych z poprzedniej książki bohaterów drugoplanowych oraz znany mi dobrze styl autorki nie zmieniają jednak faktu, iż Toń jest zupełnie inną powieścią niż pozostałe w jej dorobku. O wiele mniej jest tu do śmiechu, bardzo wiele do zadumy – nad rodziną, historią, czasem... Poza kilkoma żartobliwymi drobiazgami atmosfera jest poważna, chwilami wręcz mroczna, a kolejne warstwy fabuły odsłaniają się przed niczego niepodejrzewającym czytelnikiem niczym pudełko zapakowane w pudełko zapakowane w pudełko. Ilekroć myślałam, że wyszliśmy z bohaterami na prostą, ma miejsce zwrot i znów spadamy z górki na pazurki w odmęty wspomnień. Do końca zaś nie sposób domyślić się, jaki będzie finał tej opowieści.

Do tej pory lektura książek Marty Kisiel była z góry zaprogramowaną rozrywką i niewyczerpanym źródłem cytatów do wypisania i zaśmiewania się w wolnych chwilach, i nie ukrywam, że tego oczekiwałam też i tym razem. Jednak cieszę się, że autorka postanowiła nas wszystkich zaskoczyć czymś głębokim i nietypowym, a jednocześnie odrobinę niepokojącym. Wierzę, że warto poznać Martę Kisiel od tej strony.

PS Dodatkowy powód do radości znajduję już w pierwszym zdaniu książki, który odnosi się do zwłok niejakiego Mądrzywołka. Mądrzywołek ten zaś (żywy) był osobą, która pożyczyła mi Dożywocie. Kilka lat później na tylnym siedzeniu samochodu tegoż Mądrzywołka, wciśnięta w Martę Kisiel prawym ramieniem, udawałam się na spotkanie potargowe w Krakowie (o ile pamiętam, na okoliczność nomen omen promocji Nomen omen). A teraz ów Mądrzywołek pływa po jeziorku...

Data premiery – 23 maja

Za możliwość przeczytania przedpremierowego egzemplarza dziękuję Wydawcy.


Marta Kisiel Toń
Wyd. Uroboros
Warszawa 2018

4 komentarze:

  1. Słyszałam wiele dobrego o tej książce - wkrótce będę musiała ją zamówić ;)

    Pozdrawiam,
    Książkowa Przystań

    OdpowiedzUsuń
  2. Również słyszałem wiele dobrego o tej książce :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książki Marty zawsze na propsie :D A że poważniej, no cóż, wszyscy kiedyś poważniejemy, pisarze również. Weźmy takiego PTerry'ego :)

    OdpowiedzUsuń