Witam Was po długiej przerwie. Jak już kiedyś pisałam, na
początku marca przystępowałam do egzaminu zawodowego, w związku z czym cały
luty spędziłam twardo studiując. Potem zaś wszelkie emocje i siły opadły i
trochę to zajęło, nim udało mi się zmobilizować do pisania. Bardzo, bardzo tęskniłam
za blogoweniem, mam masę pomysłów, muszę tylko wejść na odpowiednie tory.
Zaczynam zatem od czegoś bardzo prostego: listy 10 książek, które bardzo chcę
przeczytać w tym roku.
Nie publikowałam do tej pory tej listy, ponieważ obawiałam
się, że jak z każdą listą książek do przeczytania która robię, również i ta
okaże się być a)zbyt ambitna, b)po prostu niezrealizowana. Nie wiem dlaczego
tak jest, ale do tej pory wyznaczanie sobie publicznie takich celów do osiągnięcia
powodowało tylko to, że czytałam wszystko poza książkami z listy. Toteż
postanowiłam się sama oszukać i nie publikować. Ku mojemu zdumieniu,
przeczytałam już cztery z dziesięciu tam wymienionych, ponadto jestem w trakcie
lektury dwóch kolejnych. I co najważniejsze, dalej chcę je czytać.
Może zwyczajnie wreszcie udało mi się podejść do tematu od
właściwej strony. Do tej pory czułam, że skoro lista to taka fajna rzecz, to
niekoniecznie MUSZĘ zrobić swoją. Co więcej, wrzucałam na nią pozycje, z które
z jakiegoś powodu leżą nieprzeczytane od lat – coś co przerażało mnie
objętością albo ciężarem gatunkowym tym sposobem stawała się jeszcze bardziej
przerażające. Tym razem nie robiłam listy dla listy, po prostu spisałam sobie te
pozycje, które bardzo, bardzo chcę przeczytać w pierwszej kolejności. Tak
wyszło, że było ich akurat 10. Wyszła z tego lista, która trzymała mnie przy
życiu, gdy nauka dosłownie wychodziła mi już uszami. Proste, a zajęło mi cztery
lata, by do tego dojść.
Tyle przydługiego wstępu, oto książki:
1.
Heban – Ryszard
Kapuściński – samo się tłumaczy, nie znam osoby, która na hasło „Kapuściński”
nie poleciłaby mi tej pozycji.
2.
Światło, którego nie widać – Anthony Doerr – obłędnie piękna, bogata i trudna do
opisania powieść. Przeczytana już od tygodnia, jednak wciąż nie wiem, jak
napisać recenzję czegoś tak niesamowitego.
3.
Złodziejka
– Sarah Walters – trochę wstyd, bo zaczęłam ją czytać z końcem ubiegłego
roku, bardzo mi się podobała, a potem z jakiegoś powodu odłożyłam ją w połowie.
I teraz bardzo, bardzo chcę wrócić i jednocześnie się boję, że dużo zapomniałam.
4.
W rodzinie ojca mego –
Marcin Wójcik – reportaż pisany przez katolickiego dziennikarza,
dotyczący Radia Maryja i okolic, a przede wszystkim ojca Rydzyka. Książka
przerażająca, chociaż niby wszystko to wiedziałam. Ale wiedzieć i WIEDZIEĆ to
jednak dwie różne rzeczy.
5.
Znaki szczególne – Paulina
Wilk – tu akurat drobne rozczarowanie. Niby książka interesująca, niby
prawdziwa, ale trudno było mi się było pozbyć pewnego poczucia uproszczenia.
Autorka przeciwstawia cudowne lata dzieciństwa za czasów komuny z trudnymi i
pełnymi walki szczurów czasami dorosłości po transformacji ustrojowej. I chociaż
nic z tego co pisze, nie jest nie prawdą, to trudno powiedzieć, ile w tym
obrazie dobre czasy komuny/zła dorosłość, wynika z kwestii politycznych, a ile
z prostego faktu, że dzieciństwo to dla większości z nas jednak czas sielankowy.
7.
Posłaniec
– Marcus Zusak – nie czytałam jeszcze Złodziejki
książek tego autora, z jakiegoś powodu Posłaniec
pociąga mnie bardziej.
8.
My,
właściciele Teksasu – Małgorzata Szejnert – gift od mojego kumpla Oisaja z
Tramwaj Nr 4, który wiedział od dawna, jak bardzo chcę tą książkę. A że przy
okazji trafił na nieco niebardzawy czas
w moim życiu, to jeszcze większe dzięki za te promyk słońca z postaci
zbioru reportaży z PRLu. Jestem w połowie, i powiem tylko – dobre to.
9.
Czerwona
wilczyca – Lisa Marklund – chyba już piąty tom przygód Anniki Bengzton,
dziennikarki śledczej. Książki Marklund były jednymi z pierwszych szwedzkich
kryminałów, po które sięgnęłam po przeczytaniu Millenium, i dlatego chętnie
wracam do nich od czasu do czasu.
10.
Droga
przez kłamstwa – Ann Cleeves – również kryminał, tym razem z cyklu o Verze
Stanhope. Bardzo klimatyczne, z charyzmatyczną bohaterką. Więcej nie
potrzebuję.
(Na czerwono zaznaczono te, które już przeczytałam.)
Wciąż nie ma na tej liście książki, której nie chciałabym
przeczytać, i to bardzo. Wciąż są to tytuły, które rzucają mi się w oczy jako
pierwsze, gdy patrzę na swoje półki. Liczę na to, że w najbliższym czasie uda
mi się zmaścić recenzje tych już przeczytanych.
Mam nadzieję, że tęskniliście ;). Czytaliście którąś z
powyższych pozycji? Którą z nich polecacie na moją kolejną lekturę?
Hah. Co do punktu pierwszego, to Ci powiem, że nieświadomie znasz taką osobę. "Heban" nie przekonał mnie i raczej Kapuścińskiego sobie już odpuszczę. Ale faktem jest, że poza mną i jeszcze jedną osobą, wszyscy ten tytuł sobie chwalą, więc może i Tobie przypadnie do gustu.
OdpowiedzUsuńCałkiem nieźle Ci idzie, oby tak dalej! :)
OdpowiedzUsuńZ twojej listy czytałam jedynie "Motyla" (cudowna!) i "Posłańca" (nie mam porównania do "Złodziejki książek") - ciekawy pomysł, niezłe wykonanie, ale pośladów mi nie urwało, dlatego czekam na Twoją opinię ;)
Nic z tej listy nie czytałam, więc będę wypatrywać recenzji. Zapraszam do siebie. Jest ankieta dla czytelników i trochę nowych postów i zmian.
OdpowiedzUsuńMnie "Znaki szczególne" również rozczarowały. A z Twojej listy planuję przeczytać "Motyla". :)
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać "Motyla" i "Posłańca", bo "Złodziejka książek" mnie zachwyciła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Natalia Łucja z withcoffeeandbooks.blogspot.com
Tak nawiasem mówiąc to w naszych stronach przez "zmaścić" rozumie sie "zepsuć" ;)
OdpowiedzUsuń