Panie David Nicholls – idź Pan z taką robotą!
Kojarzycie powieść Jeden
dzień Davida Nichollsa, która kilka lat temu stała się bestsellerem, i na
podstawie której nakręcono film z Anne Hathaway? A Ci z was, którzy czytali –
kojarzycie zakończenie? Kojarzycie te emocje, te nerwy, tą chęć rzucenia
książką z krzykiem „To nie tak miało być!”?. No to to samo dostaniecie przy
okazji najnowszej powieści tego autora – My.
I będzie to tak samo dobre. Może nawet i lepsze. A potem będziecie chcieli
rzucić tą książką o ścianę sąsiedniego bloku.
Długoletnie, całkiem udane małżeństwo. Jeden syn. Praca,
dom, tona wspomnień, tych dobrych i tych złych. I w przeddzień wyfrunięcia
przez jedynego syna z gniazda, jedno zdanie wypowiedziane w środku nocy. „Chyba
chcę od Ciebie odejść”. Coś, co miało być edukacyjną podróżą po muzeach Europy,
celem kształcenia syna, przeradza się w podróż mającą na celu uratowanie
małżeństwa, potem zaś w naprawdę szaloną bieganinę po Starym Kontynencie w
poszukiwaniu… tylko czego?
Mam szczególny sentyment do tego typu powieści, które
zabierają mnie z podróż po Europie. Powieści drogi w ogóle bardzo lubię, ale
jako że jestem z definicji europocentryczna, wojaże po tych okolicach automatycznie
powodują we mnie mocniejsze bicie serca. I jeżeli miałabym wymienić jeden
rodzaj książek typowo wakacyjnych, to byłaby to właśnie książka o podroży po
Europie. Wraz z rodziną Petersenów przemierzamy Francję, Holandię, Niemcy,
Włochy i Hiszpanię, odwiedzamy znajome miejsca lub poznajemy nowe, oczyma
wyobraźni oglądamy dzieła wielkich mistrzów, i jednocześnie od samego początku
poznajemy historię tej niezbyt zgranej
rodziny.
Dla mnie była to o wiele bardziej emocjonalna lektura, niżby
na to wskazywał opis na tylnej okładce. Pomimo typowego brytyjskiego humoru, z
jakim historia jest opowiedziana, jest to przede wszystkim historia dwojga
zupełnie różnych ludzi, w dużej mierze nie pasujących do siebie, który jakimś
cudem wytrzymali ze sobą już 25 lat. Nie wiem, czy taki był zabieg, czy to
tylko ja, ale z czasem coraz większą niechęcia pałałam do matki i syna, którzy
oczekiwali „sprawiedliwego” traktowania, a tak naprawdę gnębili ojca i nigdy
nie próbowali postawić się w jego sytuacji. I mimo iż ojciec też miał swoje za
uszami, nigdy nie wynikało to z egoizmu czy innych niskich pobudek. Dynamika
pomiędzy tymi trzema postaciami dramatu chwilami powodowała, że siedziałam
przez chwilę wpatrując się w ścianę i myśląc o tym, co przeczytałam (coraz
rzadziej mi się to przytrafia, bo jednak coraz bardziej grawituję ostatnio w
kierunku lekkiej rozrywki).
Dawno już nie czytałam tak poruszającej, zabawnej, bogatej i
dającej do myślenia powieści, która w dodatku wessałaby mnie w swój świat
praktycznie od pierwszej strony. Nie mogę mu tego odebrać, Nicholls naprawdę
potrafi pisać. Tylko ze zakończenia! Agrrr…
Moja ocena: 5/6
David Nicholls My
Tłum. Jan Kraśko
Wyd. Świat Książki
Warszawa 2015
Zaintrygowałaś mnie.
OdpowiedzUsuńCzytałam "Jeden dzień", podobała mi się ta książka, więc może trzeba będzie jeszcze raz sięgnąć po pana Nichollsa.
Myślę, że warto, "My" zdaje się bardziej dojrzalszą pracą tego autora. I przy tym idealną na wakacje! Pozdrawiam! :)
UsuńO proszę, czytałam "Jeden dzień", a później "Dublera", który mnie niestety rozczarował i trochę skreśliłam tego autora - może niesłusznie...
OdpowiedzUsuńCo do "Dublera" się nie wypowiem, bo nie czytałam, ale nie jesteś pierwszą osobą, której się ta powieść nie podobała. Odnoszę wrażenie, że Nicholls z książki na książkę staje się coraz lepszy. Cóż, "My" została nominowana do nagrody Bookera, byle komu się to nie przydarza ;)
UsuńHmm... Nominacja do Bookera powiadasz? Kurcze chyba się za nią serio rozejrzę :D A co do "Dublera" to właśnie ostatnio w wyniku robienia porządku na półkach puściłam go w świat ;)
Usuń