Wokół tej powieści chodziłam ponad miesiąc, zanim
zdecydowałam się po nią sięgnąć. Nie z jakiś górnolotnych powodów – zwyczajnie
ograniczyłam kupowanie książek do absolutnego minimum. Czyli kupuję tylko to co
zaczynam konsumować minutę po zakupie. A nie byłam pewna czy ta skandynawska
korpo-powieść jest właśnie tym, czego chcę akurat teraz. A gdy nadszedł ten
moment, dostałam coś… no cóż, coś dziwnego.
Główny bohater Korponinja
przejawia podręcznikowe objawy wypalenia zawodowego. Nie widzi sensu w
swojej pracy, ani jej nie lubi, a nie nienawidzi. Po prostu jest w niej, dzień
w dzień przepływa przez open space’a udając zapracowanie, gdy tymczasem telefon
przy uchu nie łączy go z żadnym rozmówcą, a segregatory zawierają puste kartki.
Jednym wysiłkiem jest przygotowanie się do corocznej oceny – nie może wypaść
ani za dobrze, bo wtedy awansowałby z managera średniego szczebla, ani zbyt
kiepsko, bo ludzie zaczną zastanawiać się nad sensem trzymania go. Kiedy
pewnego dnia bańka pęka, Jens wdrapuje się przez panel w suficie i postanawia
ukryć się przed światem. W swoim miejscu pracy.
Krótki opis powyżej wystarczy, by zorientować się, iż ta
książka bazuje raczej na absurdzie niż na psychologii. Sam pomysł zamieszkania
we własnej pracy, ukrywania się w niej, w chwili gdy człowiek wie, że dłużej
już nie może, jest szalony i na pewno niestandardowy. Pamiętacie Stulatka który wyskoczył przez okno i
zniknął? Tutaj konwencja jest bardzo podobna, z każdą stroną robi się coraz
bardziej dziwnie, ale niekoniecznie śmiesznie. I co gorsza, pomysły absolutnie
szalone pomieszane są tu ze standardowymi procedurami stosowanymi w niektórych
korporacjach. I naprawdę trudno czasem odróżnić inwencję twórczą autora od
korpo-kultury.
Oczywiście sięgając po powieść o facecie, który zamienia się
w korponinja i zamieszkuje biurowiec wiedziałam, że należy nastawić się na
sporą dawkę nieprawdopodobieństwa. Liczyłam jednak, że autor trochę więcej
miejsca poświęci samemu procesowi, który doprowadził Jensa do tak zaskakującej
decyzji, gdy tymczasem poznajemy bohatera w chwili, gdy wprowadza on już swój
plan w życie. Jednocześnie Korponinja okazało
się być niestandardową, ale wciągającą lekturą, choć nie przełomową ani
zachwycającą. Wydaje się, że autor chciał podjąć ważny temat, ale po drodze
zagubił się gdzieś w kabaretowej konwencji, i wyszło z tego trudno powiedzieć
co.
Przyzwoite czytadło, ale niekoniecznie do polecenia każdemu.
Moja ocena: 3/6
Lars Berge Korponinja
Tłum. Natalia Kołaczek
Wyd. WAB
Warszawa 2016
To jednak nie jest tytuł dla mnie.
OdpowiedzUsuń