Nic tak łagodząco działa na duszę w mroczne, jesienne,
wietrzne dni jak dobra powieść obyczajowa o przyjaźni i książkach. Taka książka
powinna się zawsze znajdować w podręcznej apteczce, obok soku malinowego,
ciepłego koca i aspiryny. Na szczęście dla mnie, w szale zakupów przez ostatnie
lata udało mi się zapełnić i tą lukę. Księgarnia
spełnionych marzeń Katariny Bivald została wepchnięta bezpardonowo w tylny
rząd, do kąta, skąd wygrzebałam ją akurat by zakopać się pod kocem, gdy za
oknem pizgało złem.
To jedna z tych dosyć przewidywalnych książek, gdzie mało co
może nas zaskoczyć, w sumie niewiele się dzieje, i które tak łagodząco
działają, zwłaszcza przy natłoku myśli i zdarzeń. Dwudziestoośmioletnia Sara
niedawno straciła pracę w księgarni, toteż nic specjalnie nie trzyma jej w
rodzinnym Haninge, Szwecja. Korzysta zatem z zaproszenia sześćdziesięcioletniej
Amy, korespondencyjnej przyjaciółki, i przybywa do niewielkiego miasteczka
Broken Wheel, USA. Na miejscu czeka ją spore zaskoczenie, ale i wiele ciepła i
dobroci, do których lgnie jak ćma do światła. Niespodziewanie okazuje się, że
zapuszczona dziura na końcu świata może okazać się czyimś miejscem na Ziemi,
chociaż nawet miejscowym jest trudno w to uwierzyć.
Przyjaźń dwóch bohaterek spisana została w formie listów,
które Amy wysłała Sarze. Listy te początkowo kręcą się wokół książek, wkrótce
jednak zaczynają zdradzać coraz więcej o Broken Wheel i jego mieszkańcach.
Żałowałam jedynie, że listy przestały w pewnym momencie dotyczyć książek, co
było uroczym dodatkiem do głównej opowieści, jednak na szczęście autorka zaczęła
umieszczać odnośniki do znanych i mniej znanych tytułów w innych miejscach
powieści, zatem w trakcie lektury coraz to natykałam się na cytaty lub
wspomnienia o książkowych bohaterach, i nie raz zaglądałam w Google, by znaleźć
pierwowzór.
To ten typ książki, w której prawie nic się nie dzieje,
którą czyta się dla samej atmosfery i bohaterów, dla delikatnej zmiany w każdym
z nich, wywołanej pojawieniem się Sary w miasteczku. Sama Sara była wprawdzie odrobinę
bezbarwna, za to galeria postaci drugoplanowych w zupełności mi to
wynagradzała. Zatem jeśli lubicie takie właśnie lekkie, trochę senne ale bardzo
optymistyczne książki, szczerze polecam Wam Księgarnię
spełnionych marzeń – odrobinę Szwecji w Iowa!
Moja ocena: 4,5/6
Katarina Bivald Księgarnia
spełnionych marzeń
Tłum. Ewa Chmielewska-Tomczak
Wyd. Amber
Warszawa 2014
Zgadzam się z Tobą, sama ostatnio chętniej sięgam po takie książki :) A ta wydaje się szczególnie interesująca ze względu na motyw książek :)
OdpowiedzUsuńO, to książka dla mnie, bo ja też lubię książki, w których mówi się o innych książkach. Tytuł jest zachęcający bardzo, a i ta przyjaźń, o której piszesz pociąga....
OdpowiedzUsuńCzasem fajnie przeczytać taką przewidywalna książkę, ale nie pozbawioną ciepła.
Odrobina optymizmu jak najbardziej przyda się na deszczowo-jesienne dni :)
OdpowiedzUsuńZa boskie sformułowanie "gdy za oknem pizgało złem" (bo ja też konam w tym naszym swojskim "klimacie") WIELKI PLUS a drugi za książkę. Nie słyszałam o niej i jestem - jako wielbicielka takich książek - bardzo wdzięczna za odkrycie. Na pewno ją gdzieś upoluję. Pozdrawiam i życzę jak najwięcej ciepełka. :)
OdpowiedzUsuń