Czytając blogi i rozmawiając z ludźmi którzy, tak jak ja, są
zakręceni na punkcie książek, zauważyłam pewną zależność, która za pewno
większości z Was również rzuciła się w oczy. Otóż, namiętni czytacze w rubryce „zainteresowania”
obok „książek” bardzo często wpisują „podróże”. I ma to sens, jeśli się uzna,
że dryfowanie, parcie, płynięcie czy galopowanie poprzez strony książki ma w
sobie coś z podróży.
Jak wiemy, książki są drogie. Ale podróże jeszcze droższe,
do tego stopnia, że w czasie przedwyjazdowych zakupów zakup książki na wyjazd
jest już tylko drobnym wydatkiem (jakby ktoś z nas potrzebował kupować książkę
na wyjazd, haha!). Dlatego, gdy portfel nie pozwala na tropikalną podróż (albo
chociaż weekend we Wrocławiu), należy dobrać sobie książkę i wyruszyć z nią w
podróż, która odbywa się w tylko w naszej głowie, co nie czyni jej ani odrobinę
mniej rzeczywistą.
W celu podróżowania bez opuszczania fotela można dobrać
jakąkolwiek książkę – praktycznie każda powieść gdzie nas w końcu zabiera – czy
to do Los Angeles, czy do Narnii. Ja osobiście jednak w takich celach preferuję
reportaże, gdyż dzięki nim dowiaduję się czegoś ciekawego o danym miejscu (a to
dla mnie synonim podróżowania), na drugim miejscu są oczywiście książki
podróżnicze i powieści drogi. Tym razem miałam do czynienia z czymś z
pogranicza pierwszego, drugiego i satyry.
O Billu Brysonie i jego książkach pisałam już tutaj i tutaj.
Choć nie wszystko mnie u niego zachwyca, to jednak zawsze z przyjemnością
sięgam po kolejną jego książkę, gdy mam ochotę na coś lekkiego, śmiesznego i
jednocześnie zawierającego jakąś wartość (najlepiej dodatnią). Zapiski z małej wyspy to zapis podróży
Brysona po Wielkiej Brytanii, którą odbył przed swoją wyprowadzką z powrotem do
USA. Autor zaczyna ja we Francji (tak, dobrze czytacie, zaczęło się we Francji)
by następnie kroczyć, jechać, truchtać czy zjeżdżać na zadku w kierunku
północnym, zwiedzając po drodze tak znane miasta jak Londyn, Manchester,
Liverpool i Edynburg, ale i tak mało znane jak Durham, Monmouth, Wigan czy
Dunnet Head (najbardziej wysunięte na północ miejsce w Szkocji). Po drodze odwiedza muzea, katedry, puby,
dworce, kina, parki i różne dziwne miejsca. Opisuje atrakcje turystyczne danego
regionu, legendy, ale i zabawne historyjki wyczytane w ulotkach i
przewodnikach. Co mi się podobało, to faktyczne poczucie, że się podróżuje z
Brysonem, a nie tylko o podróży czyta, a to dzięki licznym opisom przygód
autora z hotelami, pensjonatami, środkami transportu i lokalami
gastronomicznymi – niektóre śmieszne, inne straszne – czyli mniej więcej tak,
jak to bywa, gdy się jest na wakacjach.
Nie jest to książka wybitna, na pewno nie najlepsza w
dorobku autora, ale też nie zwyczajna i na pewno godna polecenia, gdy chce się
spojrzeć na Wielką Brytanię przez pryzmat czegoś innego niż Agatha Christie i To właśnie miłość. Tym pryzmatem jest „turysta
z Iowa”. A wszystko, co zawiera w sobie „turystę z Iowa”, po prostu musi być
śmieszne.
Moja ocena: 4,5/6
Bill Bryson Zapiski z
małej wyspy”
Tłum. Tomasz Bieroń
Wyd. Zysk i S-ka
Dobrze napisane. Staram się czytać, jak najwięcej lit.podróżniczej, by chociaż w ten sposób poznawać nowe kultury. A Brysona bardzo polubiłam po "Zapiskach z wielkiego kraju", więc i tę książkę mam w planach. Ostatnio strasznie ciągnie mnie do Edynburga... Wszystko przez "Scotland Street"! :)))
OdpowiedzUsuńTak, ta seria powoduje, że Edynburg skoczył w moich rankingach na wysoką pozycję. "Zapiski z małej wyspy" na pewno ci się spodobają, bo to poniekąd pierwsza część "Zapisków z wielkiego kraju" :)
UsuńTo pozostaję nam czekać na jakąś korzystną promocję linii lotniczych:) Niestety z Wrocławia nawet tanie linie nie latają do Edynburga...
UsuńZ Krakowa i Katowic latają, musisz tu tylko pociągiem albo autobusem dojechać :)
UsuńUwielbiam czytać reportaże i literaturę podróżniczą, a Edynburg już niedługo zwiedzę wzdłuż i wszerz:).
OdpowiedzUsuńZazdroszczę! Może jakaś relacja po powrocie, żeby mniej szczęśliwi mogli się ponapawać? :)
UsuńPotwierdziłaś swą wartość super nie tylko czytając ale ciekawie prezentując książkę. Fajnie jest podróżować z książką, szczególnie gdy jest się leniwym, jak ja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam przyszłego prawnika.)
Hehehe, dziękuję :). U mnie książka jest ważniejsza w bagażu niż apteczka (chyba muszę popracować nad priorytetami) :)
Usuń