Post nowojorski winien był ukazać się wczoraj, w 12. rocznicę
ataków na WTC, jednak (jak zapewne widać) znowu nie ogarniam, co się wokół mnie
dzieje, w tym bloga – chociaż staram się codziennie odwiedzać kilka waszych.
Nowym Jorkiem jestem zafascynowana od mniej więcej 15. roku życia,
a podróż do tego miasta będzie zapewne tzw. Podróżą Życia. Jako, że finansowo
nie mam na razie szans na taki wyjazd, pozostaje mi się otaczać gadżetami z
NYC, oglądać filmy i seriale o NYC i oczywiście czytać o NYC. Udało mi się
niedawno dorobić plakatu, który funkcjonuje jako moje okno na Manhattan, i
postanowiłam podrasować ten kącik układając na stosiku pod nim wszystkie
książki o moim ukochanym mieście, jakie posiadam.
Na samej górze znalazło się, nie-moje, 15 opowiadań nowojorskich. Miałam już kiedyś tą książkę pożyczoną z
biblioteki, zachwyciła mnie, ostatnio trafiłam na nią znów (w tej samej
bibliotece) i postanowiłam powtórzyć lekturę. Już nie mogę się doczekać, kiedy
wam o nich opowiem.
Buszujący w zbożu przeczytałam
w gimnazjum jako lekturę dodatkową i zawsze żałowałam, że ktoś w Ministerskie
nie przehandlował tego tytułu za chociaż jeden dramat romantyczny. Ale widać
się nie znam na lekturach szkolnych.
Kolejne dwa tytuły to typowe chick-lity, gatunek, który
bardzo lubię, i którzy praktycznie nieodłącznie związany jest z NYC – większość
powieści tego typu ma tam osadzoną fabułę, a dwie najpopularniejsze autorki –
Lauren Weisberger i Candace Bushnell odpowiedzialne są za nasze wyobrażenie
bogatych i sławnych w Wielkim Jabłku.
Strasznie głośno,
niesamowicie blisko to bez dwóch zdań jedna z 10 najważniejszych i
najukochańszych książek mojego życia. Trochę pisałam o niej tutaj. Jest to
powieść trudna, zarówno w formie jak i treści, czasem nie zrozumiała, ale
wzruszająca i piękna. Niesamowita i straszna.
Pocałunki na
Manhattanie były dołączone do jednej z babskich gazet sporo lat temu.
Szczerze mówiąc – nie zachwyciła mnie. Nie tyle, że była zła, ile jakaś nijaka,
jednak trzymam ją ze względu na tytuł. Planuję spróbować przeczytać ją raz
jeszcze, może tym razem mi podejdzie.
Teraz zaczynają się tytuły, których jeszcze nie czytałam. Kocham Nowy Jork to hit ubiegłych
(niech spoczywają w spokoju w naszych sercach) wakacji, na który się czaiłam,
ale nie zdążyłam przeczytać. Nowy Jork.
Przewodnik subiektywny – z tą książką mam typowy związek typu love-hate – z
jednej strony na pewno wiele się dzięki niej dowiem, ale z drugiej wolałabym
SAMA tam pojechać, niż czytać, jak ktoś
to zrobił. Szaleństwa Brooklynu to
jedyna powieść Paula Austera jaką posiadam. Nie znam jeszcze jego twórczości,
ale skoro facet jest uznawany za jednego z najbardziej nowojorskich pisarzy, to
muszę to zaakceptować i wreszcie przeczytać cokolwiek. Ta była akurat za 10 zł.
w dyskoncie Empiku (kolejny poległy).
Co do oglądania, to NYC poznaję głównie dzięki serialom, w
tym moim ulubionym – Third Watch i CSI:NY, oczywiście nie wspominając o
kopie filmów katastroficznych (Nowy Jork jest statystycznie najczęściej
niszczonym w filmach miastem). Planuję niedługo obejrzeć filmową wersję Strasznie głośno, niesamowicie blisko.
Z rzeczy różnych to praktycznie wszystko ze zdjęciem
Manhattanu albo literkami NYC prędzej czy później ląduje w mojej jaskimi,
niezależnie od tego, czy jest to koszulka, kubek, czy plastikowe pudło
niewiadomego zastosowania. Pomijając zakupoholizm, fajnie mieć jakiegoś bzika,
który nas napędza, prawda?
A wy macie jakieś miasto, które szczególnie działa na waszą
wyobraźnię i o którym możecie czytać ciągle, zawsze i wszędzie?
PS Miałam być, a mnie nie ma – głównie dlatego, że zaczęłam
odbywać staż w systemie 5 dni w tygodniu, 8 godzin dziennie, i muszę przywyknąć
do tego stylu życia. Poza tym, jestem na ostatniej prostej przed egzaminem na
aplikację, który odbędzie się 28 września, zatem każdą wolną chwilę poświęcam
na przygotowania do niego. Dlatego proszę was bardzo o cierpliwość i nie
zapominajcie o mnie!
:) no masz lekkiego fioła, ale to nieszkodliwe, każdy ma jakieś kółko zainteresowań, a niektórzy nawet komplecik, czyli całą olimpiadę:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że zbiór książek okołoNY rozrośnie ci sie,a ty pojedziesz w końcu do NY.
Olimpiadę zainteresowań! :D
UsuńTeż mam nadzieję na oba, ale się nie spieszę z wyjazdem - odkryłam, że samo oczekiwanie na coś sprawia już olbrzymia frajdę :)
Imponujący :) Nie zapomnimy, a ty pamiętaj o 21 września :)
OdpowiedzUsuńŻyję tą datą ;)
UsuńUcz się, ucz! Będę trzymać kciuki 28-go:)
OdpowiedzUsuńNowy Jork też bardzo chętnie bym odwiedziła, ale nie jest to moje miasto wymarzone. Chyba bardziej ciągnie mnie do San Francisco, jeśli chodzi o Stany.
No tak, Frisco też coś w sobie ma, ale jednak głosuję na NY :D
UsuńO to egzamin masz w urodziny mamy, to będziemy pamiętać przy stole o Tobie ;)
OdpowiedzUsuńA co do książek brakuje jeszcze "Niani w Nowym Jorku" (i kontynuacji "Powrót Niani). ;-)
Brakuje również "Mów mi Brooklyn" i jeszcze pewnie paru innych... Ale wszystko przede mną, kolekcje nie tworzą się od ręki ;)
UsuńSwietny bzik :-))))).
OdpowiedzUsuńJa takiego nie mam i po opisie Twojego zaczynam bardzo zalowac ;-))).
Hehe, mnie się to uaktywnia tak bardzo intensywnie raz na jakiś czas, potem przechodzi w stan uśpienia. Na szczęście, bo Nowy Jork to dosyć popularny element zdobniczy, i można się obudzić z wielkimi długami... ;)
UsuńNo to jedną wspólną pasję, marzenie i fascynację mamy wspólną ;)
OdpowiedzUsuńTo i książki - to już dwie wspólne pasje :)
UsuńOsobiście uwielbiam Londyn i w ogóle Anglię. Kocham ich akcent, a do tego te urocze uliczki, czy przepiękne podmiejskie domki. Czerwone autobusy, budki telefoniczne. Nawet pogoda mi tam odpowiada (nie przepadam za gorącem, chociaż oczywiście ten pochmurny klimat też w 100% nie jest super). Chociaż moje uwielbienie do tego miasta i państwa nie jest tak duże jak Twoje do NYC, ale też podróż do Londynu byłaby dla mnie cudowna :) (Byłam w gimnazjum w Anglii, ale chyba nie potrafiłam tego docenić. Poza tym standardowy pęd wycieczek, a wolałabym sama powolutku pospacerować)
OdpowiedzUsuńwww.licencja-na-czytanie.blogspot.com
Londyn jest wspaniały, to miasto również darzę szczególną sympatią. Byłam tam przez dwa tygodnie, daaawno temu, ale z przyjemnością bym wróciła :)
UsuńJaka aplikacja? (znaczy jaką wybrałaś)
OdpowiedzUsuńNY polubiłam dzięki CSI:NY,a odcinek o WTC był świetny.
Strasznie głośno, niesamowicie blisko planuję! Koniecznie muszę to przeczytać.
Kiedyś byłam zakochana w Miami, ale jakoś mi przeszło. Teraz mam fioła na punkcie Krakowa.
Pozdrawiam :) i wytrwałości w pracy!
Szykuję się na komorniczą, zobaczymy co z tego wyjdzie...
UsuńOdcinek o WTC też mi się bardzo podobał, co ciekawe, Gary Sinise prywatnie też wspiera rodziny ofiar ataków, i to do dziś, a nie tylko wtedy, gdy było "na świeżo".
Cieszę się, że masz fioła na punkcie mojego miasta - żeby nie było, ja też Gród Kraka kocham w pierwszej kolejności :)