Od kilku miesięcy dzielę z Magdą ze Stulecia literatury
kolejną (obok czytania) pasję, mianowicie – minimalizm i ogólne ogarnianie
życia. I chociaż u każdej z nas objawia się to w różny sposób i w różnym
tempie, to siłą rzeczy sięgamy po te same książki. Których, swoją drogą, jest
ostatnio bardzo dużo na naszym rodzimym podwórku. Amerykanie, Japończycy,
Francuzi, Polacy – każdy pisze o zmniejszaniu ilości posiadanych dóbr i
organizowaniu tego, co pozostało po porządkach. I co ciekawe, mimo, iż sam
temat wydaje się uniwersalny, każda narodowość podchodzi do niego nieco inaczej,
każdy, w zależności od kultury, w jakiej żyje, uzbierał trochę odmienny barłóg
śmieci, wydaje niepotrzebnie pieniądze na innego rodzaju towary
nie-pierwszej-potrzeby, ale i korzysta z przestrzeni o innych rozmiarach, typów
szaf popularnych w ich otoczeniu (od szaf-pokojów, poprzez szafy wnękowe aż do
szaf wolnostojących). Dlatego lektura każdej kolejnej pozycji daje zupełnie
nowy ogląd zbieractwa, ale i między wierszami sporo mówi o tym, co zbierają
poszczególne nacje.
Fale wyrzucania niepotrzebnych rzeczy mam już za sobą – co jakiś
czas przeglądam swoje zbiory i zwykle kończy się to kilkoma workami ubrań,
papierów i cosiów, których nie używałam, i których nieobecności dotąd nie
odczułam jako przykrej. Co nie znaczy, że nie mam już nic do wyrzucenia,
oddania, sprzedania, zrecyklingowania. Mam, ale zauważyłam, że niektóre rzeczy
potrzebują czasu i odpowiedniego nastawienia, aby móc się z nimi bezboleśnie
rozdzielić. Teraz jednak, kiedy sporo rzeczy zniknęło, zaczęłam się równie
mocno interesować sensownym przechowywaniem tego, co zostało. Przechowywaniem w
taki sposób, aby było łatwo dostępne, gdy zajdzie potrzeba, aby nie utrudniały
codziennego życia i w miarę możliwości nie spadały mi na łeb, kiedy otworzę
szafkę.
I jedną z tych pozycji, które miały mi w tym pomóc, jest Sztuka porządkowania Dominique Loreau.
Książki tej autorki przyciągały mnie od jakiegoś czasu – cieknie, białe, minimalistyczne,
eleganckie, i obiecujące pomoc w kolejnych fazach ogarniania życia poprzez
bezpośrednie tytuły: Sztuka sprzątania,
Sztuka umiaru, Sztuka minimalizmu, ect. Czy była to lektura zmieniająca
życie? Nie za bardzo, bowiem autorka nie zawarła w niej zbyt wielu odkrywczych
patentów na porządkowanie; jeśli ma się za sobą kilka miesięcy żmudnego przekopywania
się przez zawartość Internetu, większość z tych porad zdołał już przyswoić. Co
nie znaczy, że nie okazała się zupełnie pozbawiona wartości. Po pierwsze Loreau
ciekawie pisze o tym, dlaczego porządkowanie jest tak ważne. Na jakie
sfery naszego życia wpływ mają nieuporządkowane lub źle przechowywane rzeczy,
ile czasu można zaoszczędzić, znajdując rzeczom miejsce i trzymając je w nim,
jak spada poziom stresu, gdy łatwo możemy odnaleźć klucze czy rajstopy, jak
wpływa to na oszczędność pieniędzy (ile razy zdarzyło się wam kupić coś w
drugim egzemplarzu, po pierwszy leży nie wiadomo gdzie? No właśnie). Te
informacje, bardziej niż same praktyczne wskazówki, zmotywowały mnie do dalszej
pracy nad zajmowanym przez mnie terytorium
w domu, w pracy, na wakacjach. Dlatego ta pozycja zdecydowanie ze mną
zostaje, przynajmniej na razie, ze względu na ten motywujący charakter jej pierwszej
części.
W części drugiej znajduje się zatrzęsienie praktycznych
porad dotyczących porządkowania. Jak pisałam, mnie tu nic szczególnie nie wbiło
w fotel, ale wydaje mi się, że dla osoby, która nie chce się doktoryzować przez
kilka miesięcy z tego tematu, czytając blogi, story internetowe, przeglądając
Pinteresta i subskrybując logi na YouTube, Sztuka
porządkowania będzie idealnym rozwiązaniem. Cienką książeczkę można
przeczytać w jedno popołudnie, a pozytywne skutki będą odczuwalne przez
następne kilka miesięcy.
Moja ocena: 5/6
Domique Loreau Sztuka
porządkowania. Lepsze życie w zorganizowanej przestrzeni.
Tłum. Angelina Waśko-Bongiraud
Wyd. Czarna Owca
Warszawa 2015
Ojej! Aż wstyd się przyznawać, ale ja jestem takim typowym chomiczkiem. Wszystko zbieram, chomikuję, ukrywam po szafkach ;) Od czasu do czasu zbiera mi się na sprzątanie i wyrzucam jak leci, jednakże nie wszystko (najlepiej jak ktoś wtedy przy mnie siedzi i mi tłumaczy łopatologicznie, że zużyty bilet do kina to nie jest doskonała pamiątka, a śpiewnik z pasterki sprzed 5 lat już więcej mi służył nie będzie).
OdpowiedzUsuńZ lekką dozą niepewności (strachu?) podchodzę zatem do minimalizmu. Wiem, że jest słuszny, wiem, że pomaga ładnie uporządkować przestrzeń. Ale czy jest na pewno dla mnie? Sama nie wiem.
Też jestem typem chomika, ale ostatnio zaczęło mnie to przytłaczać, stąd zainteresowanie minimalizmem. Czy jest słuszny? Tego nie wiem, wydaje mi się, że jak wiele innych stylów życia, jednym służy, innym nie, na pewno też zależy od tego, w jakiej chwili w życiu się znajdujemy. No i dla każdego będzie znaczył co innego - Magda na przykład pozbyła się wielu książek, ja nie jestem do tego zdolna, nie na chwilę obecną. Natomiast na pewno zauważyłam jakościową różnicę po wyrzuceniu kilku worków papierów - starych notatek, gazet, ulotek, przypadkowych papierzysk, nieaktualnych dokumentów. Ale na pewno nie jest to coś, co można na sobie lub kimś wymusić, bo wtedy wyrzucenie dużej ilości rzeczy skończy się kupieniem jeszcze większej.
Usuń