Nie wiem kiedy czytanie książek o
Nowym Jorku przekształciło się u mnie w zwykłe zbieractwo książek o Nowym
Jorku. Kiedy potrzeba poszerzenia wiedzy o Wielkim Jabłku spłycona została do
potrzeby zbudowania nowojorskiej biblioteczki. Fakt jednak pozostaje faktem –
mam na półce jeszcze 4 nieprzeczytane, nowojorskie książki. Mój projekt czytania
własnych półek dotarł i w te rejony regału, a na pierwszy ogień poszła pięknie
wydana książka Nowy Jork. Od Mannahatty
do Ground Zero Magdaleny Rittenhouse, sprezentowana mi na urodziny trzy,
cztery lata temu?
To powinna być lektura, o której
zaczyna się swoją przygodę z Nowym Jorkiem. Chociaż autorka skupia się tu
wyłącznie na Manhattanie, to wszak od tej małej wyspy zaczyna się wielka
kariera tego cudownego miasta. Nie ma fragmentu, nie ma dzielnicy, ulicy czy charakterystycznego
punktu, któremu pani Magdalena nie poświęciłaby tutaj odpowiednio dużo miejsca.
Zaczynamy od dołu wyspy, sprzedanej, jak głosi legenda, przez Indian Holendrom
w zamian za kilka paciorków. Obserwujemy jak powolutku kształtuje się Nowy Amsterdam,
jak pokojowo zmienia nazwę i władze w wyniku przejęcia przez Anglików. Na
naszych oczach Wall Street zmieni się wkrótce w światowe centrum handlu, a my,
po krótkim przystanku na wyspie Ellis rozpoczniemy nasz Amerykański Sen.
Kiedy patrzyłam na tą piękną
okładkę, nie przypuszczałam, że kryje ona takie bogactwo. Autorka przede
wszystkim podjęła tytaniczną pracę zbierając materiały. Nie tylko sama
wielokrotnie rozmawiała z nowojorczykami, ale i sięgnęła po olbrzymią
bibliografię, do której co i rusz się odwołuje. Nic tu nie jest przypadkowe,
niedopatrzone czy oparte na niczym. Każdy akapit jest wypełniony po brzegi
informacjami , dlatego podczas lektury warto zwolnić, by móc zapamiętać jak
najwięcej z fascynującej historii miasta. Mimo tej obfitości nie sposób się
oderwać od Nowego Jorku. Wrażenie
bowiem jest podobne do tego z Opowieści
tysiąca i jednej nocy, kiedy to z jednej historii wyrasta kolejna, i
kolejna, od małej holenderskiej osady do muru granicznego, od muru do Wall
Street, od Wall Street do giełdy i kończymy w XXI wieku. I tak cała książka.
Nie spieszyłam się z lekturą.
Dałam sobie i jej czas, by w pełni odsłoniła przede mną bogactwo historii i
kultury Nowego Jorku. Wydawało mi się, że dużo wiem o tym mieście, tymczasem okazało
się, że nie wiem prawie nic. A proces przyswajania wiedzy okazał się
najprzyjemniejszym procesem, jaki można sobie wyśnić, również dzięki poetyckiemu
językowi i obłędnej zdolności autorki do snucia opowieści. Do tej pory jedynie
Filipowi Springerowi udało się wycisnąć ze mnie łzę przy opisie wznoszenia lub
burzenia budowli. Teraz do tego wąskiego grona zaliczam też Magdalenę
Rittenhouse.
Moja ocena: 6/6
Magdalena Rittenhouse Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero
Wyd. Czarne
Wołowiec 2013
Wysoka ocena i fajna recenzja książki. Tak jak piszesz - kto by przypuszczał, że za taką skromną okładką stoi takie bogactwo w środku. Mnie specjalnie nie ciągnie do Nowego Jorku, ale jeśli książka wpadnie mi w ręce to przeczytam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komplement :) Książka jest naprawdę bardzo ciekawa, nawet jeśli się nie szaleje za Nowym Jorkiem to ciekawie jest poczytać chociażby o tym, że most Brookliński stoi na piachu :D
UsuńKsiążki z Czarnego zawsze trzymają wysoki poziom. Dodatkowo uwielbiam książki o miastach, różnych. A, ze NY mnie bardzo interesuje, fascynuję, a jednocześnie przeraża na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńJa tak zbieram wszystko o Wiedniu i Łodzi :)
Ja chyba dodatkowo zacznę zbierać serię amerykańską, ale dopiero jak się odkopię z zaległości, więc pewnie jakoś za 10 lat :D
UsuńTeż mnie ciągnie do Nowego Jorku, dlatego muszę zapytać o pozostałe tytuły z Twojej kolekcji :)
OdpowiedzUsuńTę pozycję mam na półce i bardzo się cieszę na lekturę. Pozdrawiam!
Hej, bardzo polecam książkę pani Ewy Winnickiej "Nowy Jork. Miasto w czasach prohibicji, jazzu i gangsterów" - bardzo dużo się z niej dowiedziałam o Nowym Jorku jako takim. Z beletrystyki u mnie zaczęło się od "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" Jonathana Safran Foera. Jeśli chodzi o "hajlajf" to popularne chicklity, głównie Lauren Weisberger i Candace Bushnell. Przede mną zaś jeszcze Paul Auster, podobno najbardziej nowojorski autor, "Opowiadania nowojorskie" Henry'ego Jamesa, "Zimowa opowieść" Marka Helprina. No i tona rzeczy które wyszły nie dawno, nawet nie patrze w ich stronę bo na razie nie mogę kupować :/
Usuń