O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

sobota, 20 lipca 2013

Rizzoli & Isles w książce i serialu



Tess Gerritsen i jej cykl powieści kryminalnych o policjantce Jane Rizzoli i pani koroner Maurze Isles to moje prywatne odkrycie roku. Jest to również jedna z niewielu serii, które czytam po Bożemu, czyli od początku. Dwa pierwsze tomy przeczytałam w zimie, i już wtedy przyrzekłam sobie, że na tym nie koniec, jednak wiem, że czytanie tego samego autora pod rząd powoduje u mnie odruch wymiotny, toteż dalszą lekturę odłożyłam w czasie.

Grzesznik jest właśnie owym trzecim, wyczekiwanym tomem opowieści o przygodach ww dwóch pań. Od poprzedników odróżnia go kilka elementów. Przede wszystkim, Gerritsen nie wróciła do czarnego charakteru, który pojawił się w Chirurgu i Skalpelu. Intryga kryminalna tu nakreślona jest zupełnie inna, również mroczna i okrutna, ale wprowadza na scenę wiele nowych postaci. Po drugie, w Grzeszniku skupiamy się bardziej na postaci doktor Isles. To jej perypetie śledzimy w dosyć szczegółowy sposób przez całą powieść, ona również ma dominujący wpływ na rozwiązanie zagadki. Dowiadujemy się też wiele o jej życiu prywatnym i historii tej postaci. Detektyw Rizzoli jednak też ma sporo wstawek, również w jej życiu wydarzy się kilka zaskakujących rzeczy. Co do morderstwa, to dowiadujemy się o nim już na pierwszych stronach – tym razem ofiarą nieznanego sprawcy padają dwie zakonnice w zakonie klauzurowym. Jedna ginie, druga walczy o życie w szpitalu. Wkrótce do tego grona dołącza trzecia kobieta, nieznana, ochrzczona jako Szczurza Dama. Rizzoli i Isles poszukiwać będą nie tylko sprawcy bostońskich mordów ale i wyjaśnienia ludobójstwa w Indiach.



W międzyczasie, kiedy nie czytałam Tess Gerritsen, udało mi się obejrzeć serial nakręcony na podstawie cyklu. W oryginale nosi on tytuł Rizzoli&Isles, natomiast polski tytuł to Partnerki (co nie bardzo się zgadza z faktyczną sytuacją w serialu). Chociaż serial współtworzyła Gerritsen, jednak z drobnymi wyjątkami jest to ta sama historia napisana na nowo. Wielu bohaterów ze swoimi pierwowzorami łączy tylko nazwisko, a zagadki kryminalne pokrywają się z powieściowymi tylko w kilku odcinkach. Postaci Rizzoli i Isles również odbiegają od swoich książkowych odpowiedniczek. Rizzoli zamiast średnio atrakcyjnej kobiety grana jest przez byłą modelkę Angie Harmon, natomiast Isles (Sasha Alexander) jest w serialu młodsza i ma włosy blond a nie czarne. Inny jest też charakter jednej i drugiej – Rizzoli jest dosyć pewna siebie, sarkastyczna i bardzo opiekuńcza wobec swoich braci, Isles natomiast cieplejsza w obyciu niż Isles książkowa, ale też mniej realistyczna ze względu na swoją olbrzymią wiedzę i wykształcenie. Jednak obie panie w serialu tworzą ciekawy, zabawny duet, a fajnie skonstruowane dialogi i drugoplanowe postaci powodują, że Partnerki stanowią fajną, ale mało wymagającą rozrywkę. O ile powieści są mroczne i czasem okrutne, serialowi bliżej do komedii z elementami kryminału.

Ciekawym doświadczeniem było poznanie tej samej historii na dwa różne sposoby. Trudno byłoby mi zdecydować, którą preferuję. Książki mają swój niesamowity klimat i styl, w jaki zostały napisane, z kolei Angie i Sasha w serialu odstawiają nieraz takie jaja – ze swoją mimiką, gestami, zabawnymi dialogami, że z niecierpliwością czekam na każdy kolejny odcinek. No i te piękne zdjęcia z Bostonu w tle…

Moja ocena książki: 5/6
Moja ocena serialu: nie mam dla nich skali ocen, ale w tej chwili to jeden z moich 10 ulubionych J

Tess Gerritsen Grzesznik
Tłum. Jerzy Żebrowski
Wyd. Albatros
Warszawa 2013

Rizzoli & Isles
Produkcja TNT (w Polsce emitowany przez TVN)
Tess Gerritsen, Janet Tamaro
Grają: Angie Harmon, Sasha Alexander, Lorraine Bracco, Bruce McGill


Przeczytane w ramach wyzwania Czytamy Kryminały.

piątek, 12 lipca 2013

Podróże (Cejrowskiego) małe i duże



Cejrowski kontrowersyjną postacią jest. Jako podróżnik wykazuje się niesamowitą intuicją, wiedzą, zdolnością do zdobywania zaufania i czasem przyjaźni miejscowych, szacunkiem dla inności – innych kultur, innego jedzenia, innego klimatu. I jeszcze potrafi to wszystko opisać z takim humorem i fascynacją, że aż się faktycznie chce sprzedać tą przeklętą lodówkę i jechać nad Amazonkę. Z drugiej jednak strony jego poglądy, jako osoby prywatnej, mnie osobiście doprowadzają do szewskiej pasji.

Dlatego z repertuaru Cejrowskiego wybieram tylko to, co dotyczy stricte odbytych przez niego podróży – niezależnie, czy są to książki czy programy telewizyjne. Lata temu zapoznałam się z dwoma jego bestsellerami – Gringo wśród dzikich plemion i Rio Anaconda, i były to zdecydowanie najlepsze książki podróżnicze, jakie zdarzyło mi się czytać (szczególnie, że tą drugą czytałam, wisząc na działce w hamaku obok krzaka migdałowca, więc w klimatach tak amazońskich, na jakie tylko stać Małopolskę). Podróżnik WC to wznowione i poprawione wydanie książki pod tym samym tytułem, jednej z pierwszych (pierwszej?) w której autor dzieli się z szerszym gronem swoimi przygodami.

„Podróżnik” to nie odniesienie do osoby, ale nic innego jak „dziennik z podróży”. Zawarte są w niej krótkie teksty, niektóre połączone ze sobą osobami lub zdarzeniami, niektóre zupełnie wyrwane z kontekstu. Przeważająca część z nich dotyczy wypraw Cejrowskiego do Ameryki Południowej, między innymi Gwatemali i Kolumbii, kilka pierwszych opowiada w ciekawy sposób o przeprawie samochodem z jednego wybrzeża USA na drugie (o takim czymś skrycie marzę), a kilka z nich, parę zaledwie, to zupełnie z d…y wzięte wynurzenia autora na różne tematy. Kto Cejrowskiego kojarzy, wie, o czym mowa. I taki jeden czy drugi tekścik nie dość, że pozostawił u mnie niesmak, to jeszcze obniżył znacznie ogólną ocenę tej książki. Bo 90% jest naprawdę świetne, to jest to, co znam z poprzednio czytanych opowieści, ale te 10% każe się złapać za głowę, urwać ją sobie i kopnąć na drugi koniec osiedla.

Nie ma się co czepiać. Cejrowski sam na wstępie uprzedza, że to nie jest tak dobre jak Rio i Gringo. Że już się tak nie pisze. I że wcale nie chciał tego publikować. Ale Wydawca kazał. No cóż. Wydawca miał rację, bo opowieści z Podróżnika zachwycają, bawią i uczą. Zdjęcia są obłędne – barwne, tajemnicze. Można to było jedynie trochę okroić o te nieszczęsne 10%.

Moja ocena: 4/6

Wojciech Cejrowski Podróżnik WC
Wyd. Bernardinum , Seria Biblioteka Poznaj Świat
Pelplin 2010

czwartek, 11 lipca 2013

Stosik, chyba ostatni w sezonie...

Ostatnio coś dużo tych stosów, za dużo. Po wielu miesiącach doprowadzania do równowagi swego pragnienia posiadania więcej i więcej znów mi się to nasiliło. Wprawdzie, na szczęście, z powyższych tylko za jedną zapłaciłam pełną okładkową cenę, a trzy kolejne miały spory rabat, ale potem jeszcze wpadłam w szał w bibliotekach, a efekt można podziwiać powyżej. Dlatego znów stawiam sobie tamę i następny stosik będzie najwcześniej jesienią (mam nadzieję - późną). Z małą, sierpniową przerwą w poście na Arne Dahla.

A co tu mam?
Pierwsze cztery książki - "Maczanka krakowska", "Odette i inne historie miłosne", "Ucho na świat" i "Z chirurgiczną precyzją" - zostały mi sprezentowane przez przyjaciół, którym jeszcze raz z tego miejsca BARDZO dziękuję. Niesamowite, jak bardzo udało Wam się trafić w mój gust! Te książki pójdą do przeczytania w najpierwszej możliwej kolejności, a fizycznie na półce zyskają na pewno honorowe miesjce (zwłaszcza, że w jednej jest przeurocza i zabawna dedykacja!).

Potem mamy Cejrowskiego - po "Rio Anaconda" i "Gringo" "Podróżnik WC" już nie był taki wspaniały, ale i tak mentalnie zabiera w podróż na mój ulubiony kontynent - Amerykę Południową. Recenzja pewnie jutro.

Następnie nagroda za pracę w upale - "Lekcje Madame Chic", recenzję można poczytać tutaj.

"Kocham Nowy Jork" zdobyłam na wyprzedaży regałowej u Anety, i już nie mogę się doczekać lektury, bo Nowy Jork to mój wymarzony cel podróży życia, a zatem wszystko z literkami NY jest automatycznie lepsze ;)

"Po pierwsze dla pieniędzy" było za 10 zł. w gazecie, więc musiałam... Serdeczne dzięki dla MartyOisaja, za wspomaganie mojej walki z niekupowaniem ;)

"Sztokholm Stiega Larssona" sobie strzeliłam z trzech powodów - po pierwsze, kiedy byłam w listopadzie w Sztokholmie, nie miałam ze sobą przewodnika, bo takowego na rynku NIE BYŁO, a że na pewno tam wrócę, to przewodnik się przyda. Po drugie - czytając "Toskanię i Umbrię. Przewodnik subiektywny" odkryłam, jaką przyjemność może sprawić czytanie przewodnika, nawet, gdy się nie ma w perspektywie wyjazdu w opisane miejsce. Po trzecie - było 25% rabatu, a ta książeczka jak na gabaryty jest potwornie (moim zdaniem) droga i za pełną cenę bym tego za Chiny Ludowe nie kupiła, choćby tam tajemnica szczęścia była opisana... Ot, krakus...

"Nie budźcie zmęczonego weterynarza", "Sto odcieni bieli" i "Opowiedz mi o kubie" wyniosłam z biblioteki wojewódzkiej po obejrzeniu dokładnie każdej półki. Desperacja.

"Dziewczyny atomowe" dostałam od Wydawcy, za co dziękuję, bo rzuciła mi się w oczy już w zapowiedziach. Pewnie niedługo będzie recenzja.

Też Wam się czasem budzi demon, który każe przynosić do domu więcej książek, niż jesteście w stanie przeczytać? Co z powyższych znacie? O czym chcielibyście najpierw poczytać? Mam obecnie odrobinę więcej czasu niż wcześniej, zatem spełnię jedno zamówienie, które będzie się najczęściej pojawiać w komentarzach. :)

Zdjęcie z internetu


środa, 10 lipca 2013

Amerykanka uczy, jak być paryżanką, czyli wielki świat w małej książce



Ostatnio skusiłam się na Lekcje Madame Chic. Zachęcona pozytywnymi recenzjami, uroczym wydaniem i trochę próżnością – bo poza książkami bardzo lubię te wszystkie „babskie” sprawy typu szminki, buty, torebki i podkłady. Staram się też ostatnio wychodzić poza swoją strefę komfortu i liznąć odrobinę wielkiego świata.

A wielki świat tu mamy w postaci Paryża. Młoda studentka wyjechała kiedyś na wymianę do tego pięknego miasta i zamieszkała z francuską rodziną przez 6 miesięcy. W tym czasie podpatrywała styl życia paryżan, w tym swojej gospodyni, madame Chic, a po powrocie do USA starała się wcielić elementy tego stylu w swoje codzienne życie. A potem to opisała. Na blogu. I w książce. I na YouTube.

Książka jest połączeniem wspomnień z podróży z poradnikiem. O ile to pierwsze wszyło Jennifer Scott bardzo dobrze, o tyle to drugie niczym się nie różni od tysiąca tego typu pozycji. Dlatego Lekcje rodzą we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, jest to bardzo inspirująca i ładnie napisana opowieść o Paryżu i o zmianie swojego spojrzenia na wiele spraw, takich jak jedzenie, rodzinę czy konsumpcjonizm. Czytało się to lekko i przyjemnie, a niektóre anegdotki powodowały wesoły uśmiech na mojej twarzy. Z drugiej jednak strony nie ma w tej książce nic, czego już bym gdzie nie przeczytała. Praktycznie wszystkie porady dotyczące mody i urody znalazły się już lata temu w miesięcznikach typu Glamour czy In Style, dlatego ta pozycja wydaje mi się bardziej odpowiednia dla kogoś, kto dopiero zaczyna przygodę z byciem chic, niż dla starych wyjadaczek. Odnosiłam wrażenie, że autorka nie do końca wiedziała, co chce osiągnąć ta książką, i chwilami rozmija się z powołaniem. Gdyby poprzestała na faktycznych naukach madame Chic, byłaby to świetna lektura, ale niektóre fragmenty, w moim odczuciu odbiegające zupełnie od tematu Paryża, drażniły trywialnością i typowym poradnikowym stylem a la rozkaz – zrób, wyrzuć, naucz się, zapisz się, wypisz się. Ponieważ jest to poradnik lifestylowy, Scott dotyka w nim praktycznie każdej sfery życia – od wyglądu, poprzez urządzanie mieszkania, wystawianie przyjęć, szeroko pojętą kulturę, zainteresowania, sposób wysławiania i wakacje. O ile pojedyncze rady są niekiedy ciekawe i inspirujące, o tyle całościowo miałam wrażenie, że próbuje mi się narzucić pewną wersję mnie-paryżanki. Wiem, że powinnam zadbać o niektóre sfery mojego bytu, aby stał się on pełniejszy, ale konieczność przeorganizowania szafy, wymyślenia jednej fryzury do noszenia codziennie, celebrowanie każdego posiłku, czytanie określonej ilości książek, chodzenie do teatru, muzeów, wystawianie przyjęć, słuchanie muzyki klasycznej, i to wszystko jednocześnie, napawa mnie obawą, czy po wcieleniu tych rad w życie jeszcze zostanie jakaś Viv. A fakt, że Scott ze swoimi poradami powtarza się w różnych środkach przekazu robi wrażenie, że chce sprzedać nam pewien gotowy produkt, do zaaplikowania w całości.

Inna sprawa, że akurat Paryż nie jest tym, do czego aspiruję, i to może wpłynęło na mój odbiór tej książki. Mimo oczywistego uroku Francuzek, celuję raczej w bycie Europejką – z rozsądkiem Niemek, szykiem z Paryża, kolorowym szalem z Barcelony, tajemniczością Szwedek i w butach z Mediolanu. Oraz oczywiście słowiańską fantazją. Tylko w kwestii kawy na wynos jestem nowojorczykiem i dobrze mi z tym.

Ani mnie ta książka nie zachwyciła, ani nie rozczarowała. Wydaje mi się dobrym pomysłem na prezent dla nastolatki, gdyż zawiera wiele porad dotyczących mody i urody, przydatnych, gdy ktoś dopiero zasmakowuje w tych klimatach. Inspiruje też to wprowadzenia drobnych zmian w swoim życiu (ja na przykład w piątek wybiorę się po raz pierwszy na wernisaż). Czuję jednak, że mogło być lepiej.

Moja ocena: 4/6

Jennifer L. Scott Lekcje Madame Chic
Tłum. Anna Sak, Agnieszka Sobolewska
Wyd. Literackie
Kraków 2013

niedziela, 7 lipca 2013

O zwierzakach



Przyznam się Wam do czegoś strasznego – nie jestem kociarą. Wiem, hańba, bo książkohoilik winien być kociarzem, swego czasu nawet w komentarzu do jednego z postów Padmy z Miasta Książek ktoś napisał, że stosiki się mierzy w kotach – na przykład półtora kota książek. Ja jednak jeśli już to jestem psiarzem, i to właśnie pieski prędzej odnajdują drogę do mego serca, choć oczywiście na widok kota uruchamia mi się „kici kici” i wyciągam łapę. Niezależnie jednak czy jesteście wielbicielami Burków i Azorów czy raczej Kicencji i Filemonów, O psach kotach i aniołach na pewno Wam się spodoba.

Jest to zbiór uroczych wywiadów ze znanymi osobami, w których opowiadają oni o swoich pupilach, przygodach z nimi i o zwierzakach w ogóle – dlaczego los psa w Polsce jest jaki jest, dlaczego niektórzy nie powinni mieć psa, jakie osobowości występują wśród kotów i co musi pies by być psem. Między wierszami zaś dowiedzieć się też można sporo o życiu i charakterze rozmówców. Poczytacie o tym, jak kot Anny Dymnej wystąpił w przedstawieniu, co jest ważniejsze dla Katarzyny Grocholi – pies czy kanapa, oraz, że Marek Kondrat pochodzi z Krakowa. Z czym Wojciech Mann jeździł na rowerze, i jakie pomysły ma labrador Moniki Olejnik. Będzie też o doli i niedoli psów polskich słowami Olgi Tokarczuk i Stanisława Tyma. Grzegorz Turnau opowie o podziale terytorium między psami i kotami, a ksiądz Jan Twardowski wyjaśni, dlaczego o zwierzętach wiemy mniej niż o aniołach.

Są to wywiady bogate w treść, pięknie przeprowadzone, pytania nie są wydumane czy obdzierające rozmówców z prywatności, odpowiedzi zaś szczere, ciekawe, czasem zabawne, czasem smutne. Czyta się to wszystko szybko, ale niektóre historie na pewno pozostaną ze mną na dłużej. Książka idealna dla wielbicieli zwierzaków, ale i dla każdego, komu ich los nie jest obojętny.

Moja ocena: 5/6

Jan Strzałka O psach, kotach i aniołach
Wyd. Literackie
Kraków 2006

Książka przeczytana w ramach Wyzwania Trójka e-pik (edycja czerwcowa).

piątek, 5 lipca 2013

Nad Festung Breslau Bóg już tylko płacze



Festung Breslau pożyczałam z biblioteki ze cztery razy. I za każdym razem albo było coś pilniejszego do przeczytania, albo egzamin do zdania, albo brak weny na tego typu literaturę, albo po prostu żal, że to już ostatni tom przygód Eberharda Mocka w moim ukochanym Breslau.

Powieści Krajewskiego zawsze były dołujące, pokazywały Wrocław nie jako piękne, czyste, wzniosłe miasto arystokratów, ale jako brudne, niebezpieczne, mroczne i przegniłe schronienie wszelkiej maści wykolejeńców – prostytutek, alfonsów, narkomanów, alkoholików, morderców i gwałcicieli. Sam, mający stać na straży tego miasta, Eberhard Mock był typowym mieszkańcem tego złego Breslau – pijakiem, draniem, częstym gościem burdeli. A jednak we Wrocławiu dwudziestolecia międzywojennego był pewien urok, atmosfera miasta z… nie z historią, z przeszłością, niczym piękna rozwódka, już nie młoda, już bez tej niewinności wypisanej na twarzy, ale jeszcze potrafiąca zaskoczyć.

Festung Breslau – Twierdza Wrocław -  to już nie to samo miasto. Jest rok 1945, trwa oblężenie Rosjan, i powoli już wszyscy zdają sobie sprawę, że miasto upada. Wiele budynków to już tylko kupa gruzu, dlatego z pięknych ulic schodzimy do podziemi i odtąd poruszamy się tunelami. Wielu z tych bohaterów, których znamy z poprzednich części, już nie żyje albo ze względu na pochodzenie znajduje się w obozach lub na Syberii. Mock po odniesionych ranach zmuszony jest ukrywać poparzoną twarz pod maską. Nie ma już tego miasta, nie ma już tych ludzi, nie ma już tych układów, które czyniły z niego „pana na włościach”. Wokół zaś wojna, naloty, zniszczenie, poniekąd idealne warunki do pożegnania się z panem radcą. Ale jest też morderstwo, zagadka, którą Mock będzie musiał, nie bacząc na konsekwencje, rozwiązać, nim ostatecznie opuści Breslau.

Ten tom jest zdecydowane bardziej przerażający niż poprzednie. Krajewski nigdy nie obawiał się naturalistycznych opisów, jednak w tej książce stworzył obrazy zbrodni tak koszmarne, że chwilami czytelnik miał ochotę zamknąć oczy i nie czytać, ale kiedy to robił, przed oczyma miał bardzo dokładny obraz przeczytanego właśnie fragmentu. Jednocześnie autor stworzył niesamowicie sugestywną panoramę oblężonego miasta, które mimo regularnych bombardowań wciąż próbuje egzystować jakby wojny nie było. Ciekawe jest z resztą obserwowanie upadku Breslau z perspektywy Niemców, i to bez dydaktycznego smrodku, bez podziału na „dobrych” i „złych”, ale i bez ukazywania ludzkiego oblicza kogokolwiek. W tym temacie jesteśmy tylko obiektywnym obserwatorem, niczym więcej.

Smutno, że to już koniec. Że już nie będzie przedwojennego Breslau. Wprawdzie dwa tomy cyklu lwowskiego Marka Krajewskiego zahaczać będą o stolicę Dolnego Śląska, ale to już nie będzie to samo. Chapeau bas, panie Krajewski, za genialną serię kryminałów!

Moja ocena: 4,5/6
Marek Krajewski Festung Breslau
Wyd. WAB
Warszawa 2006

Książka przeczytana w ramach Wyzwania Miejskiego, Wyzwania Trójka e-pik (maj – kryminał polskiego autora), Wyzwania od A do Z, Wyzwania Czytamy Kryminały i Wyzwania Czytamy Polskie Kryminały.

wtorek, 2 lipca 2013

Podsumowanie wyzwania miejskiego w czerwcu i zapowiedź lipcowego

Troszkę spóźniona zamieszczam listę osób, które ukończyły wyzwanie w tym miesiącu. W czerwcu, przypominam, czytaliśmy książki o Wrocławiu:

1. Tikichomiktaki - Paweł Pollak "Gdzie mól i rdza"
2. Agnes - Jacek Bierut "PiT"
3. Monotema - Kazimierz Sławiński "Romański krzyż"
4. Wiki - Michał Cetnarowski "I dusza moja"
I nadrobiona lektura o Krakowie: Paweł Oksanowicz "Kra kra krakowski kryminał"
5. Ejotek - Agnieszka Lingas-Łoniewska "Zakład o miłość"
6. Zorija - Błażej Przygodzki "Z chirurgiczną precyzją"
7. Krimifantamania - Błażej Przygodzki "Z chirurgiczną precyzją"
8. Anek7 - Marek Krajewski "Festung Breslau"
9. Monotema - Jerzy Edigey - "Szkielet bez palców"

Ja również, podobnie jak Anek, wybrałam na ten miesiąc "Festung Breslau" Marka Krajewskiego.

Z powyższych, zaproponowanych przez was tytułów najbardziej zainteresował mnie kryminał "Z chirurgiczną precyzją", ale praktycznie wszystko z Wrocławiem w tle musi być fajne :) Mam olbrzymi sentyment do tego miasta, może uda mi się o nie zahaczyć w czasie tych wakacji.

Zgodnie z zapowiedzią, i prośbami niektórych uczestników, miesiące wakacyjne ogłaszam czasem na nadrabianie zaległości. Czytać będzie co, nie ukrywam, że ja też mam masę nieprzeczytanych kategorii, więc już się cieszę na te literackie podróże po Polsce.

Dotychczasowe kategorie, które powtarzamy, to:

Książka, której fabuła toczy się w jednym z miast w województwach nadmorskich.

Warszawa

Kraków

Powieść o mieście, które pragniecie odwiedzić

Kryminały z akcją z jednym z polskich miast


Lublin

Książka historyczna a akcją w jednym z polskich miast

Poznań

Wrocław 

Kategorii uzbierało się sporo, toteż faktycznie dwa miesiące mogą się przydać, w wakacje będzie co czytać, i dlatego na lipiec nie dokładam kolejnej. Życzę miłego czytania i miłych wakacji :)

Linki wrzucajcie pod tym postem :)

Jest i nowy baner:



PS Trochę prywaty - od dziś Viv jest magistrem Viv :) Poza oczywistymi skutkami tego wydarzenia dla mojej edukacji, oznacza to, że zacznie się robić normalnie tu, na blogu. Dziękuję za cierpliwość!