Może to nie zbyt poprawne politycznie wyznanie, ale zawsze z
dużą dozą ostrożności podchodzę do pozycji literackich wydanych przez małe,
niszowe albo nowopowstałe wydawnictwa. Niby wiem, że bycie wydanym przez
jednego z wielkich graczy rynku wydawniczego nie oznacza automatycznie, że
książka jest świetna (każde z nas wielokrotnie miało do czynienia z gniotami ze
znanych oficyn), jednak wciąż pokutuje we mnie to błędne myślenie. Co za tym
idzie, z obawą sięgnęłam po powieść Good morning korporacjo Radka
Bielińskiego wydane przez Wydawnictwo Inspiracje. Okazało się, że obawy były
niepotrzebne, a książka jakością nie odstaje od wielu bestsellerów.
MaxiMind to korporacja która podobnie jak szereg realnie istniejących
zajmuje się księgowaniem dla innych firm. I podobnie jak w wielu innych, i
tutaj panuje ściśle określona hierarchia – poznajemy zatem od samego dołu –
Pana Eugeniusza, Senior Maintanance Specialist czyli ciecia, Kazika –
szeregowego księgowego zajmującego się grą w piłkarzy ki, a w wolnych chwilach matchującego faktury do systemu, jego
Team Leadera Włodka, stojących ponad Włodkiem Dedricka, Van Rattera i dopiero
co awansowanego na Head of Strategy Rudolfa, oraz tajemniczego CEO – Rona.
Wszyscy oni zajmują się tworzeniem nowych procedur zgodnych z BHP,
uruchamianiem worflowów,
sporządzaniem raportów i prezentacji w Power Point… czyli nikt tak naprawdę nie
wie czym.
Autor stworzył bardzo sprawnie napisaną satyrę na
korporacyjny świat. Wieloletnie doświadczenie zdobyte w tego typu firmach
pozwoliło mu na biegłe opanowanie korpo-nowomowy, która często dla osoby spoza
środowiska może być niezrozumiała. Jak się okazuje jednak, również dla samych
bohaterów nie wszystko jest tak do końca jasne, jednak wzorem poddanych cesarza
nikt nie ośmieli się krzyknąć, że „cesarz jest nagi”. MaxiMind to przejaskrawiony
przykład tego, co w korporacjach bezsensowne i nieludzkie, ale jednocześnie jest
to obraz bardzo śmieszny. Jednak pod tą powłoczką można dopatrzeć się ciekawego
komentarza społecznego – porozumiewanie się specjalnym językiem, nadawanie
wyszukanych tytułów, pranie pracownikom mózgów – to wszystko mniej lub bardziej
jest obecne w wielu firmach, zwłaszcza tych wielkich, zatrudniających setki czy
tysiące ludzi. To, co początkowo wydaje się śmieszne, zaczyna być coraz
straszniejsze, a mimo, że autor pod koniec trochę popłynął na fali wyobraźni,
książka wciąż jest wiarygodna (przy świadomości wyolbrzymienia niektórych cech
korporacji).
Good morning
korporacjo jest świetnie napisaną, zabawną ale też czasem przerażająco
prawdziwą współczesną polską powieścią, przy której można nieraz płakać ze
śmiechu. Szczególnie polecam wszystkim tym, którzy pracują w firmach tego sortu
i jeszcze potrafią się z siebie śmiać, oraz tym, których interesują
korporacyjne tematy. Książkowy MaxiMind to zlepek wszystkiego, co złe w
korpo-świecie, nie należy jednak zapominać, że każde z tych przedsiębiorstw
jest inne – jedne przyjaźniejsze, inne mniej – ale chyba jednakowo zabawne dla
planktonu z zewnątrz.
Moja ocena: 5/6
Radek Bieliński Good
morning korporacjo
Wyd. Inspiracje
Bielsko-Biała 2012
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawcy.
Ciekawa pozycja. Zerknę na nią w księgarni.
OdpowiedzUsuńA propos, co masz na myśli pisząc "dla planktonu z zewnątrz."? Jestem biologiem i zastrzygłam uszami :D
Kiedyś nasz ćwiczeniowiec na zajęciach zadał pytanie kto jest za (3 osoby), kto przeciw (3 osoby) i stwierdził - "A reszta to rozumiem plankton?" I tak mi się zapamiętało jako coś, co nie ma żadnych szczególnych cech i siedzi w tle. Ale tak naprawdę nie znam się na planktonie i naprawdę nie chciałam go obrazić ;)
UsuńA to mam ubaw po pachy, jak zawsze, gdy jakieś słowo zmienia znaczenie :D Plankton w sensie biologicznym, to te wszystkie maciupeńkie roślinki (glony) i zwierzątka, często jednokomórkowe, które unoszą się na powierzchni wody. Tworzą "kożuszek", w obrębie "kożuszka" poruszają się, ale płyną z falą, prądem, nurtem i lądują w paszczy dużego zwierzaka, który zbiera je, odcedza wodę i zjada :D
UsuńPlankton jako osoby niezdecydowane, bez własnego zdania - czemu nie? :D
Hahaha, tak to wtedy mniej więcej odebrałam, tylko trudno mi to było teraz ubrać w słowa :) Przyznam, że się trochę najpierw zestresowałam, tak to jest, jak się używa słów, których znaczenia się tak do końca nie zna :D Studenci bez własnego zdania niczym jednokomórkowce unoszące się na powierzchni uniwersytetu :D
UsuńA potem na powierzchni życia, rzucani gdziekolwiek :D
UsuńHm, to takie delikatniejsze powiedzenie, że są tym, co płynie z prądem wody. Bo to już mocno obraźliwe jest. A co to jest plankton nie każdy wie, a zanim dotrze do domu zapomni i się nie obrazi ;)
UsuńZ takimi naprawdę małymi wydawcami mam jeden problem - zazwyczaj nie podobają mi się okładki. Ale to takie moje małe zboczenie. Natomiast z wielką chęcią sięgam po nowo odkryte wydawnictwa i autorów. Wiadomo, czasami trafi się dobrze, czasem nie. Ta książka wydaje się ciekawa i z chęcią po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńA okładka to nawet się broni, ale wiem o czym piszesz - niektóre okładki nawet z dużych wydawnictw, które mają na ten cel spore fundusze, nie mówiąc o małych, które mają odpowiednio mniej pieniędzy na grafikę, nadają się na tą fejsbukową stronę "Grafik płakał jak projektował" :D
Usuń