Miał to być post w stylu „ulubieńcy kwietnia”, ale zważywszy
na fakt, że mamy połowę czerwca, nazwę to po prostu „nieksiążkowymi polecankami”
i dodam parę tematów, które uzbierały mi się w ostatnich tygodniach. A coś się
wreszcie w temacie ruszyło i jest o czym pisać J.
Muzyka
Norah Jones Feels like
Home – to drugi w dorobku amerykańskiej wokalistki album, i to taki, który
zawiera moje ukochane od lat utwory. Ponieważ płyty CD są wciąż dość drogie,
kolekcjonuję je bardzo powoli i wytrwale wyszukuję okazje, ale muszę powiedzieć, że takie kupowanie bardziej cieszy. Nie czuję tego od dawna z
książkami bo taki zakup stanowił dla mnie przez lata chleb powszedni. Ale płyta
to nieraz miesiące wyczekiwania… Feels
like Home zawiera głównie piękne ballady z bardzo nietuzinkowymi tekstami
śpiewanymi aksamitnym głosem Nory, ale jest i kilka bardziej skocznych,
romansujących z muzyką country
utworów. Moim porannym faworytem jest „Sunrise”, który nieodmiennie od 10 lat
kojarzy mi się ze wschodem słońca na Manhattanie (nie żebym takowy naocznie
widziała). „Those sweet words” to chyba najromantyczniejsza piosenka, jaką
znam, „Creepin’ In” sprawia, że moje nogi same tańczą, a „Be here to love me”
to najprawdopodobniej ten utwór, który chciałabym usłyszeć na moim weselu. O
każdej piosence mogłabym coś powiedzieć, każda wywołuje we mnie emocje lub
wspomnienia, a najlepszą rekomendacją jest fakt, że słucham jej bez przerwy
przez ostatnie trzy tygodnie.
Pharrel Williams „Happy” – zapewnie każdy już ją słyszał
setki raz, gdyz przez ostatnie miesiące króluje na wielu listach przebojów i
wiele stacji radiowych nadaje ją non-stop. Co mnie akurat nie przeszkadza, gdyż
ta piosenka jest tak naładowana pozytywną energią, a jednocześnie tak
energetyczna, że wybieram ją zawsze na moją przydługawą podróż tramwajem do
pracy. Działa lepiej niż kawa (podobno, bo ja tam jednak kawę też piję).
Aloe Balcc „The Mann” to kolejna ożywiająca mnie na drodze
do pracy piosenka, utrzymana trochę w podobnym stylu co powyższa. Toteż możecie
sobie wyobrazić, że ludzie jadący ze mną na Prokocim omijają mnie z daleka – w jedną
stronę bujam głową w rytm muzyki, w drugą śmieję się do siebie, kiedy czytam J.
Kringande „Jubel” – przy tym utworze nie bardzo wiem co
napisać, bo zupełnie nie potrafię jej zakwalifikować – Wikipedia mówi, że to
„acid jazz”, więc niech tak będzie. Cos mnie w tych prostych w sumie dźwiękach
zauroczyło, szybko zakupiłam na Empiku empetrójkę i teraz męczę ją razem z
„Happy” w tramwaju. Właściwie powinnam zaproponować Oisajowi z Tramwaju Nr 4
stworzenie tramwajowej listy przebojów. J
Piosenka „Mam tę moc” („Let it go”) z filmu Disney’a Kraina lodu (Frozen) – o samym filmie
będzie jeszcze trochę poniżej, natomiast sama piosenka przywołuje na myśl stare
dobre przeboje Disney’a – nie tyle, że jest taka sama, ile tak samo oddziałuje
na widza, wpada w ucho i jednocześnie jest mądra. Trafiłam nawet na YouTube na
filmik zmontowany z kilkunastu różnych wersji językowych tej piosenki – polskie
wykonanie naprawdę daje radę, ale mnie przypadły również do gustu wersje:
francuska, latynoamerykańska, niemiecka i… japońska.
Film
Filmem, który mnie w kwietniu absolutnie oczarował, jest
relatywnie nowa bajka Disney’a – „Kraina lodu” („Frozen”). Ja się na Disney’u
wychowałam, i do niedawna uważałam, że współcześnie nie robią już nic, co by
chociaż odrobinę zbliżało się jakością do moich ukochanych: „Króla lwa”, „101
Dalmatyńczyków” czy „Pocahontas”. W pewnym momencie miałam wręcz wrażenie, że
wyrosłam z tego typu animacji. Ale nie, po prostu czekałam na coś wspaniałego i
to wreszcie dostałam. „Kraina lodu” to bardzo luźna wersja klasycznej baśni o
Królowej Śniegu, tylko dostosowana do realiów producenta. Scenariusz jest
precyzyjnie skonstruowany, wszystko ma swój sens, jest trochę powodów do
wzruszeń, trochę pozytywnego przesłania bez dydaktycznego smrodka i masa humoru
na poziomie. No i po raz pierwszym od nie wiem jak dawno dałam się zaskoczyć
zwrotami w fabule (a nie mówię tylko o filmach animowanych, ale o filmach w
ogóle). W pewnej chwili zwyczajnie kopara mi opadła na ziemię, a wielokrotnie
naprawdę głośno się śmiałam. Film zrobił na mnie tak wielkie wrażenie, że od
dwóch miesięcy czesze włosy na wzór jednej z bohaterek, Elsy. Tak, czeszę się
jak księżniczka Disney’a. Pozwijcie mnie.
Miałam też ostatnio okazję zobaczyć film „Coco Channel” z
Audrey Tautou. Podziwiam nie tylko talent, Ali i urodę i styl tej młodej damy,
zatem oczywistym jest dla mnie, że nadawała się do roli Coco jak nikt.
Przyznam, że nie wiedziałam nic o życiorysie najbardziej znanej ikony mody,
która dla kobiet zrobiła więcej niż niejedna współczesna feministka. Film, mimo
iż skupiał się na jednym fragmencie jej życia, pozostałe tylko krótko
portretując, mimo iż fabuła nie pędziła na złamanie karku, wciągnął mnie i
zainteresował na tyle, że zaczęłam się już oglądać za jakąś dobra biografią
Coco Chanel. Znacie jakąś?
Po przeczytaniu drugiego tomu Śliwki (kto nie wie, co czym
mowa, niech zajrzy tutaj) wreszcie zobaczyłam film „Jak upolować faceta”. I
dobrze, że dopiero teraz, bo producenci pomieszali fabuły z dwóch pierwszych
tomów cyklu i dla tych widzów, którzy mają za sobą tylko tom pierwszy, to jeden
wielki spoiler. Główną rolę gra Katherine Heigl, którą bardzo lubię w takich
lekkich babskich filmach, chociaż na temat tej talentu nie mam wygórowanie
dobrego zdania (serio, dziewczyna gra w sumie jedną i tą samą rolę w kółko, ale
chociaż robi to dobrze). Czy film mi się podobał? Tak. Czy była lepszy od
książki. Nie. Niestety, ale dla potrzeb tego
medium konieczne jest zwykle
wycięcie drobnych epizodów, które właśnie nadają książce humorystyczny akcent,
więc ten, kto czytał, będzie miał wrażenie, że czegoś brakuje. Ale jeśli ktoś
nie czytał Śliwki i nie zamierza, to polecam chociaż film na odmóżdżenie.
To by było na tyle, jeśli chodzi o ostatnie ciekawostki
nieksiążkowe. Miałam plan chodzić kilka razy w miesiącu do kina, ale jakoś nie
mogę znaleźć w repertuarze nic dla siebie, telewizji już praktycznie nie
oglądam, zostają książki i muzyka. Mam nadzieję, że znaleźliście powyżej coś
ciekawego dla siebie. A ja mam nadzieję, że będzie o czym pisać na przełomie
czerwca i lipca. Pozdrawiam!
Także wychowałam się na Królu Lwie i Dalmatyńczykach. Kraina lodu nieco wraca do tych korzeni:)
OdpowiedzUsuńI całe szczęście, że wreszcie robią piękne, mądre filmy animowane :)
UsuńKlingande wpada w ucho :)
OdpowiedzUsuńOoo tak :)
UsuńNorah Jones zdecydowanie uspokaja, "Happy" daje kopa, a "Mam tę moc" zachwyca")
OdpowiedzUsuńCieszę się, że masz takie same odczucia jak moje - zawsze miło poznać ludzi z podobnym gustem :) Poza tym za każdym razem kiedy patrzę na swoją playlistę w stylu "eksplozja w fabryce drutu" to się zastanawiam, czy tylko ja tak mam - każdy utwór z innej parafii :)
UsuńTeż uwielbiam ten album Nory:D
OdpowiedzUsuńPiękny jest, co nie?
UsuńKraina Lodu rzeczywiście przywraca "prawdziwego" Disneya, świetnie się przy tym filmie bawiłam a i muzyka wpada w ucho.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że "Jak upolować faceta" ma pierwowzór w przygodach Śliwki. Kiedyś miałam na oku ten film, ale w końcu nic nie wyszło z jego obejrzenia.
Ano, właściwie filmowi zawdzięczamy wznowienie Śliwki na rynku i wydanie kolejnych części. Dawno temu wyszły trzy tomy w koszmarnych okładkach i na tym koniec, a teraz czytelnicy dostali szansę poznania dalszej części historii. :)
UsuńTo już wiem skąd ta fascynacja Chanel:) Zobacz sobie to: Lisa Chaney "Coco Chanel. Życie intymne" wydane przez Znak. Mnie się podobało.
OdpowiedzUsuńTo też, jednak na omawianą przez nas wcześniej książkę nasmaczyłam się po kolejnym z rzędu przeczytaniu "Lekcji Madame Chic" - ta książka z każdym czytaniem jest lepsza :)
UsuńMuszę w końcu obejrzeć tę Krainę Lodu bo kusi ze wszystkich stron (jak już nawet koledzy mówią, że świetna, to naprawdę coś jest na rzeczy :D) i zobaczyć cię w nowej fryzurze :)
OdpowiedzUsuńCo do muzyki to i Pharrell i Aloe też u mnie od czasu do czasu grają :) Ale ja ostatnio mam w liście wielki misz-masz. Billy Talent znowu wróciło na tapetę - jest też Cris Cab i wszystko co nowe i nie nowe. Sesja. Trzeba się ratować :D
Film "Jak upolować faceta" bardzo mi się podobał, choć wiadomo, że książka wymiata - bez dwóch zdań. Akcja pod prysznicem - najlepsza! <3 A aktorkę bardzo lubię, jak dla mnie może cały czas grać w takich filmach takie role :D
Klingande tak bardzo kojarzy mi się z Kotem Studentem, że jakoś nie mogę sobie tej piosenki przyswoić w innej niż komediowa formie :D
Musisz obejrzeć, koniecznie! To naprawdę genialny film jest :)
UsuńAkcja pod prysznicem to było mistrzostwo, ale miałam mieszane uczucia względem Komandosa - facet świetny, ale zupełnie inaczej sobie go wyobrażałam czytając książkę.
A ja już nie mam sesji ;)
Ja też widziałam go inaczej ale wersja filmowa bardziej przypadła mi do gustu - długie włosy u facetów rzadko kiedy mi się podobają :D
UsuńWiem wiem :P Dobrze ci :D
"Kraina Lodu" jest super! Miło widzieć Disneya w dobrej formie. Norah Jones uwielbiam! No a Chanel biografię czytałam autorstwa Picardie: http://kulturalnymisz-masz.blogspot.com/2012/11/coco-chanel-legenda-i-zycie-justine.html Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki za polecenie tytułu, wpisuję na listę i mam nadzieję, że mi się w końcu trafi do przeczytania :)
UsuńJa też się cieszę, że Disney znów robi fajne bajki - my wychowaliśmy się na tych najlepszych i zobacz, jacy jesteśmy cudowni ;)
Widzę, że mamy podobne upodobania muzyczne. Polecam posłuchać Marceliny- świetne dźwięki, przyjemne dla ucha i ciekawy tekst. "Happy" to przebój 2014, energetyczny, radosny i wywołujący szeroki uśmiech.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Przyznam, że nigdy nie słyszałam o tej artystce, więc tym bardziej dzięki za rekomendację - zwykle jeśli trafiam na coś w tym stylu, to przez przypadek, bo niestety nikt z moich znajomych nie słucha takiej muzyki. Pozdrawiam serdecznie!
Usuń