Przyszedł taki czas w moim życiu, kiedy rozglądnęłam się
wokół siebie i zakrzyknęłam: Skąd tu tyle rzeczy? No, może nie do końca tak to
było, bo jednak doskonale wiem, skąd się wzięły te wszystkie książki, notatki,
zeszyty, ubrania, buty i lakiery do paznokci. Szczególnie lakiery do paznokci.
I przyszedł taki czas, kiedy te olbrzymie ilości klamotów zgromadzone na moich
ośmiu metrach kwadratowych zaczęły mi zwyczajnie przeszkadzać. I nie było to
spowodowane jedynie faktem, iż nie miałam jak wcisnąć trzech nowych tomów
Śliwki na półkę, jeno przeżycie było bardziej duchowe. Jak to bywa w takich
sytuacjach, Internet sam z siebie zawiódł mnie tak gdzie potrzeba: na strony,
blogi, videoblogi i książki minimalistów. Tak, dobrze czytacie.
Z tego co widzę, minimalizm w ostatnim czasie staje się
czymś niezwykle popularnym. To, co niedawno stanowiło oznakę ekscentryczności,
staje się powoli stylem życia, służącym mieszkańcom państw z galopującą
konsumpcją do walki z ów zjawiskiem. Bo po prawdzie, nie stać nas już na takie
życie – w obrocie nie ma aż tyle pieniędzy, abyśmy wszyscy mogli kupić
wszystko, na Ziemi nie ma tyle dóbr naturalnych, by je dalej produkować, ani
miejsc na składowanie odpadów, klimat dycha ostatkiem sił a lasy nikną w
oczach.
Po drugiej stronie obsesyjnego kupowania znajdziemy skrajny
minimalizm – ludzi, którzy za cel postawili sobie życie z tylko setką
przedmiotów lub mniej, dziesięcioelementowe garderoby, bojkot wszelkich kart
płatniczych, weganizm, a nawet życie z jedną walizką i przenoszenie się stale z
miejsca na miejsce. To jednak, co innych czyni szczęśliwymi, dla innych może
być jednak zbyt daleko posunięte. Można być minimalistą i nie liczyć
przedmiotów które się ma, jedynie być świadomym tego, co się ma i po co, i
można powoli zmierzać do minimalizmu, nigdy do niego nie dochodząc (ale
pozbywając się niepotrzebnych w domu przedmiotów, pomagając przy tym
najuboższym z własnej dzielnicy i odkrywając jednocześnie, że jednak ma się
dywan z pokoju gościnnym).
Jak już wiele razy powtarzałam, każde moje nowe
zainteresowanie skutkuje poszukiwaniem książki na ten temat. Tym razem padło na
malutką Książeczkę minimalisty Leo
Babauty. To idealna lektura dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z
tym stylem życia, i którzy szukają inspiracji i praktycznych porad jak wcielić
minimalizm w swoje życie. Babauta lekko i z humorem dzieli się swoimi
doświadczeniami w tym zakresie. Dla mnie niektóre jego rozwiązania są zbyt
daleko idące (nie wyobrażam sobie korzystać z komputera bez myszki), jednak
szereg jego porad bardzo mi się przydało na mojej drodze do zmniejszenia…
wszystkie wokół. Autor nie porusza z resztą tylko kwestii materialnych, ale i
pisze na przykład o minimalistycznych finansach (co wcale nie musi oznaczać
minimalnego budżetu, wprost przeciwnie) czy minimalistycznym jedzeniu (sami
wiecie, ile jedzenia dziennie trafia do śmietników na całym świecie).
Ale przede wszystkim Książeczka
minimalisty nastraja czytelnika pozytywnie do życia, w którym największe
znaczenie mają rodzina, przyjaciele, zainteresowania, spokój, czyste powietrze
i przestrzeń, w której łatwo zgromadzić myśli lub zrelaksować się. Bo nawet
jeśli nie chcemy żyć z tylko setką przedmiotów, to i tak każdy z nas wyciśnie z
tego stylu życia coś dla siebie.
Moja ocena: 4,5/6
Leo Babauta Książeczka
minimalisty
Tłum. Maksymilian Gutowski
Wyd. Złote Myśli
Format ebooka: Ebookpoint
Przeprowadziłam się do nowego mieszkania pół roku temu. W trakcie przeprowadzi wyrzuciłam naprawdę wiele niepotrzebnych przedmiotów. Ostatnio złapałam się za głowę patrząc po szafkach we własnym pokoju ile ja tych wszystkich dupereli mam. Czas znów zrobić porządki i to generalne! Zmotywowałaś mnie tym tekstem. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak pozytywnie na Ciebie wpłynął :) Może powinnam zacząć prowadzić bloga o motywacji? ;) życzę powodzenia w porządkach, jak od miesiąca tkwię w swoich i końca dalej nie widać, aż się zastanawiam, gdzie się te rzeczy wcześniej mieściły?
UsuńMnie to by się przydał bojkot karty kredytowej. Straszna rzecz! A do minimalizmu dążę od jakiegoś czasu. Wprawdzie nie takiego skrajnego, ale jednak staram się ograniczać rzeczy wokół siebie, mimo że dom całkiem spory, to jednak wolę mieć przestrzeń wokół siebie niż zastawiony każdy możliwy kąt. Pierwsza faza ta książkowa zaczęła się po remoncie dwa lata temu, drugą spowodowała książka Lekcje Madame Chic, która zachęciła mnie do przejrzenia ciuchów, a za tym poszły wszelkiego typu pierdoły np. figurki porcelanowe, bibeloty i drobiazgi porozstawiane po całym domu.
OdpowiedzUsuńJa swoją zbojkotowałam, od kilku tygodni leży na biurku zamiast w portfelu. Drugim etapem będzie całkowita z niej rezygnacja, ale na to się jeszcze nie dam rady zdobyć...
UsuńJaennifer L. Scott motywuje mnie ciągle do pracy nad soba i tym, co wokół siebie mam, chwała za nią!
*Jennifer :/
UsuńNigdy się jakoś specjalnie nie interesowałam minimalizmem (tj. nie czytałam książek na ten temat), ale z pewnością w niektórych dziedzinach jest mi on bliski. Jeśli chodzi o wystrój wnętrz, lubię prostotę, brak ozdób, różnych figurek, zdjęć czy firanek, jak najmniej mebli itd. Ale też nie mogłabym być taką stuprocentową minimalistką. Niby nie gromadzę przedmiotów, nie lubię tego, ale zbieram książki. Nie marnuję/nie wyrzucam jedzenia, ale weganką raczej nie zostanę, w ogóle lubię dużo jeść. Sporo takich "ale". ;)
OdpowiedzUsuńJa do tej pory byłam patologicznym chomikiem, ostatnio jednak zaczęło mi to przeszkadzać. Jednak jako osoba, która zawsze miała wokół siebie absolutnie WSZYSTKO potrzebuję trochę porad, jak można się bez tego wszystkiego obejść, a resztę jak pochować ;) Nie ukrywam, że minimalizm interesuje mnie teraz nie tylko na płaszczyźnie przedmiotów, ale i finansów, relacji z ludźmi, wystroju wnętrz, stylu ubierania się, a sporo tego to wpływ powyższej książki. Stuprocentową minimalistką na pewno nie zostanę, z resztą nie wydaje mi się, by była taka konieczność. W każdej sprawie znajdą się przypadki skrajne, ale dla większości wystarczy znaleźć "złoty środek" :)
Usuń