Nie raz już była mowa o tym, że zbytnie napalanie się na
daną książkę i rozpoczynanie lektury z listą oczekiwań zwykle prowadzi do
rozczarowania. Co nie zmienia postaci rzeczy, że czasami zwyczajnie niemożliwym
jest takich oczekiwań w sobie nie mieć – czy to pozytywnie kojarząca się nam
okładka lub tytuł, czy to liczne pozytywne opinie, czy to sprawnie prowadzona
akcja marketingowa, która po kilku tygodniach nacisków powoduje, że
jednocześnie znasz książkę na wylot i chcesz ją wreszcie poznać. Co by to nie
było, problem z nastawieniem przed lekturą jest dwojaki: możesz mieć za wysokie
oczekiwania, a książka zwyczajnie będzie słaba, lub gorzej – książka będzie
świetna, ale nie taka, jak myślałeś. I i tak ci się nie spodoba.
Nie wiem, co zaszło w tym przypadku, naprawdę nie wiem.
Wiem, że o Całodobowej księgarni pana
Penumbry słyszałam sporo dobrego na YouTube, wiem, że oczekiwałam na jej
pojawienie się w Polsce z wytęsknieniem, wiem, że klimatyczna okładka z
regałami pełnymi książek i magiczne słowo „księgarnia” w tytule wzbudziły
szereg oczekiwań. Co ciekawe, nie miałam zielonego pojęcia o czym jest ta
powieść – coraz rzadziej zdarza mi się sięgać po lektury, o których nic nie
wiem w kwestii treści. Myślałam zatem, że to kolejna obyczajówka o księgarni,
tylko dobrze napisana. A teraz naprawdę nie wiem, co to, u licha, jest.
Zaczyna się od tego, że główny bohater znajduje posadę w
rzadko odwiedzanej przez klientów całodobowej księgarni. Z czasem okazuje się,
że do owego przybytku najczęściej udają się bardzo dziwne typy, jakby szaleni
naukowcy, pożyczający dziwne książki z Zaplecza, w których to książkach
znajduje się niezrozumiały bełkot. Potem okazuje się, że te dziwne osoby wraz z
właścicielem są członkami pewnego tajnego stowarzyszenia. W międzyczasie autor
wprowadza do tej nie tak znów pokaźnej książki cały Google, firmę produkującą
software do cycków, gościa budującego małe miasto w salonie i jeszcze kilka
innych drobiazgów. Dodaje do tego intrygę, tajemnicę, starą księgę, Nowy Jork i
wychodzi z tego eksplozja w fabryce motywów literackich. Kończy się to wszystko
tak rozczarowująco i nijako, że w sumie nawet nie bardzo mogę sobie przypomnieć
jak, a skończyłam lekturę dwa dni temu. Bohaterowie okazali się bezbarwni, żaden
nich nie wzbudził jakichkolwiek emocji.
Jest książka, a jakoby jej nie było.
Zwykle książka mi się nie podoba z jakiegoś konkretnego
powodu. Tutaj mi się po prostu nie podobało. Całokształt. Nie wiem, o czym jest
tak książka, nie wiem, po co ją przeczytałam, i co z nią teraz zrobić. Daję „2”
za kilka śmiesznych tekstów, ale szczerze odradzam. Zamiast ją czytać,
posprzątajcie kuchnię, będzie więcej emocji.
Moja ocena: 2/6
Robin Sloan Całodobowa
księgarnia pana Penumbry
Tłum. Danuta Górska
Wyd. Albatros
Warszawa 2015
No bywa i tak, wielka szkoda, że tym razem spotkało Cie rozczarowanie. Może następnym razem trafi Ci się satysfakcjonująca lektura :)
OdpowiedzUsuńNiby człowiek wie, że tak się zdarza, a i tak przykro...
Usuńoo a ja się na nią napaliłam, to w takim razie rezygnuję, dzięki, na Viv zawsze można liczyć:)
OdpowiedzUsuńNajgorsze, że nawet przy pisaniu tego posta natrafiłam na recenzję na YouTube (polską) gdzie dziewczyna piała z zachwytu i taaaakie emocje przeżywała. Az się zaczynam zastanawiać, czy ze mną jest oby wszystko w porządku ;)
UsuńA taka piękna okładka... Dobrze, że ostrzegasz, bo niechybnie bym się nacięła. :)
OdpowiedzUsuńPiękna, niestety. :/
Usuń