O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

sobota, 24 marca 2012

"Teleny" Oscar Wilde

Zdjęcie wzięte z Wikipedii

W podróż do Hiszpanii zaprałam ze sobą między innymi powieść „Teleny” domniemanego autorstwa Oscara Wilde’a. Kupiłam ją pod koniec zeszłego roku i czekałam na odpowiednią sposobność, żeby się za nią zabrać. Dodatkowym plusem był fakt, że książkę zdeklarowałam do wyzwania „Z półki”, i że byłby to w końcu jakiś „klasyk”, którą to literaturę od jakiegoś czasu sromotnie zaniedbywałam. No i oczywiście postać autora, którego uwielbiam, też miała ważkie znaczenie – co jak co, ale Wilde mnie nie zawiedzie. No i w końcu rozmiary i niewielka waga tej książki zadecydowały, że na pokład Boeinga pójdzie ze mną „Teleny”. Nastawiałam się na wspaniałą lekturę, oj nastawiałam…

No i się rozczarowałam. Ale od początku. Powieść opowiada o młodzieńcu żyjącym w XIX-wiecznej Anglii, w sferach, nazwijmy to, wyższych. Chłopiec w pewnym momencie zaczyna się orientować, że kobiety jakoś szczególnie go nie pociągają. Co innego mężczyźni… Poznajemy całą drogę seksualną Kamila – od budzącego zainteresowania się fizycznością, poprzez erotyczne sny i masturbację, pewne zabawne sytuacje związane z pierwszym zakochaniem, poprzez budzące się uczucie do mężczyzny, próby jego zwalczenia, w końcu wdanie się w ognisty romans z węgierskim muzykiem. Generalnie mamy tu wszystko, co tylko ludzka wyobraźnia wespół z poszukiwaniem rozkoszy kiedykolwiek stworzyła. Na początku powieść ma sporo wspólnego z „Portretem Doriana Graya” – ta sama atmosfera, te same rozrywki wyższej klasy, te same sztywne zasady postępowania, w których to główny bohater czuje się coraz mniej komfortowo. Zdarzają się też sytuacje zabawne, przy czytaniu których musiałam uważać, by nie śmiać się na cały regulator – współpasażerowie mogliby poczuć się zgorszeni lub nawet przestraszeni takim wybuchem entuzjazmu.

Jednak książka okazała się powoli napędzająca się machiną – jakby została napisana przez kilka osób (co jest domniemywane przez specjalistów), które postanowiły się nawzajem prześcignąć w tworzeniu coraz bardziej wymyślnych obrazów. Od erotyki mamy tu płynne przejście do pornografii, a stamtąd do przemocy i okrucieństwa. I na tym okrucieństwie skończyłam – jakieś 30 stron przed końcem przerwałam lekturę i chyba już do niej nie wrócę. Przeczytawszy opis pewnej koszmarnej sceny, przez dwa dni nie mogłam się otrząsnąć, a do dziś pozostał mi niesmak. Wrażenia nie udało się zatrzeć nawet nocnym spacerem pod kościołem Sagrada Familia, a nie można powiedzieć, że było to małe przeżycie. O tym, jak mną wstrząsnęła lektura, najlepiej świadczyć może fakt, że do dziś książka leży grzbietem do tyłu, i nie zamieściłam zdjęcia okładki na blogu – za każdym razem jak ją widzę, od razu mi się przypomina treść. A nie jestem osobą przesadnie wrażliwą – bez mrugnięcia powieki czytam  nieraz rzeczy, które innych przyprawiają o palpitację serca. Więc sami sobie wyobraźcie, czego trzeba, żeby mnie odrzuciło.

Moja ocena książki zaraz po lekturze – 1/6. Teraz zastanawiam się jednak, czy nie pozostawić książki w ogóle bez oceny. Ocena powinna przynajmniej pretendować do jakiegoś tam obiektywizmu, a w tym przypadku nie jestem do tego zdolna. Na pewno fakt, że książka wzbudziła we mnie takie silne, emocje (w XXI wieku! A mówią, że w XIX to był skandal!), świadczy o talencie, z jakim została napisana. Sam  styl w jakim ją napisano, też jest bardzo dobry – wszak Wilde przynajmniej przyłożył do niej rękę, jeśli nawet całej nie napisał. Ale jestem na ta książkę po prostu zła, bo trochę zniszczyła mi wyjazd – moje myśli co chwilę powracały do tej jednej sceny, i nie mogłam się jej pozbyć z głowy (znacie to? – uparte kierowanie wzroku na coś, co nas obrzydza – ludzki łeb tak już działa). Dlatego kto się nie boi i chce sobie wyrobić własne zdanie – odsyłam do lektury.

Książkę usiłowałam przeczytać w ramach wyzwania „Z półki”.  Można powiedzieć, że cel został osiągnięty – z półki zniknęła kolejna nie ruszona pozycja. A że nie dam rady skończyć to już nie moja wina.

Stan wyzwania na dzień dzisiejszy – 3 z 20 założonych.

10 komentarzy:

  1. Ja także swojego czasu chciałam zapoznać się z klasyką i sięgnęłam po "Portret Doriana Graya" autorstwa Oscara Wildea -było to udane spotkanie. O powyższej książce słyszę po raz pierwszy i pewnie nie dam jej szansy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Portret" to moja ulubiona książka Wilde'a, jedna z ulubionych w ogóle. Dlatego "Teleny" tak bardzo mnie rozczarowała.

      Usuń
  2. O, tu mnie zaskoczyłaś! "Teleny" nie znam, ale tak mocna literatura w tym czasie - to pewna nowość... "Portret" zna chyba każdy, a tu okazuje się, że nawet klasyk może zaskakiwać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie na pewno zaskoczył; nawet w harlequinach nie czytałam takich szczegółowych opisów - nawet nie wiedziała, że w XIX wieku znali już takie słowa...

      Usuń
  3. Tego bym się nie spodziewała...w każdym razie dziękuję za cynk, w razie czego będę szukać innych pozycji Wilde'a:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomniany portret jest świetny, poza tym opowiadania - najlepsze, jakie kiedykolwiek czytałam, uśmiałam się przy nich do łez.

      Usuń
  4. Ja niestety Teleny też w ogóle nie znam, ba nigdy nie słyszałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to stosunkowo nowa rzecz, chyba październik zeszłego roku.

      Usuń
  5. miałam w planach "Portret..." i chyba zacznę od niego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Portret jest genialny! I opowiadania też. To "Teleny" tez w sumie złe nie jest, ale chyba dla bardziej wytrawnych czytelników - ja się chyba do nich po prostu nie zaliczam :)

      Usuń