O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

wtorek, 20 sierpnia 2013

"Co tu widziałeś, co tu słyszałeś, nich tu zostanie, kiedy stąd wyjedziesz"



Zacznę od tego, że na temat historii najnowszej niewiele wiem. Wielokrotnie powtarzałam informacje o starożytnej Grecji, o wojnie trzydziestoletniej, i zapewne wiem o historii Czech więcej, niż jest mi to potrzebne do szczęścia. Ale XX wiek stanowi dla mnie wciąż ciemną plamę – bo rok szkolny zwykle kończył się gdzieś w okolicach rewolucji przemysłowej w Anglii. Ten jeden raz, w liceum, kiedy udało się przejść II wojnę światową i PRL, było to robione na szybko i po łebkach. Później moja wiedza znacznie się rozszerzyła o kwestie związane z II wojną tutaj, w Polsce. Co do dalszej nazwy, „światowa”, było już znacznie gorzej. Kojarzyłam wprawdzie pewne hasła: „Projekt Manhattan”, „Little Boy”, „Hiroszima”, ale wiedza ta była szczątkowa. Dlatego cieszę się, że Dziewczyny atomowe wpadły w moje ręce.

Podtytuł tej reportażowo-historycznej książki wskazuje, że będzie to opowieść o kobietach. A konkretnie, o kobietach które w czasie wojny, z powodu braku mężczyzn, musiały nieraz po raz pierwszy w życiu iść do pracy, i to nie byle jakiej. Pracy owianej tajemnicą tak wielką, że nawet nieopatrznie zadane pytanie „Jak ci minął dzień?” mogło zakończyć karierę pytającego. Jedyne, co pracownicy Zakładów Technicznych Clinton wiedzieli o swojej pracy, to że ma ona pomóc ich mężom i braciom w powrocie do domu z frontu. Kiernan odnalazła niektóre z tych kobiet, i w fascynujący, epicki sposób przybliżyła nam ich życie i wkład w budowę bomby atomowej.

Jednak podtytuł z okładki jest mylący, a raczej – nie oddaje w dużej mierze tego, o czym traktuje książka. Obok bowiem życiorysów młodych kobiet z różnych stron kraju i o różnym wykształceniu, dostajemy również szczegółową historię całego Projektu – od jego początków w biurze w Nowym Jorku, poprzez puste prawie równiny gdzieś w Tennessee, poprzez budowę i organizację zakładów, a wreszcie i samej bomby. Autorka nie kończy jednak na tym, snuje historię dalej, niemalże do dnia dzisiejszego. Robi to zaś w sposób tak ciekawy, że chwilami wydaje się, jakby to była dobra, szpiegowska powieść. Co dla mnie było jeszcze bardziej interesujące w Dziewczynach atomowych, to obraz społeczeństwa amerykańskiego okresu wojny. Nie wiem dlaczego, ale dorastałam  przekonaniu, że cywilni Amerykanie nie doznali jakiś szczególnych zmian w życiu z powodu toczącej się wojny, gdyż działania wojenne nigdy nie były prowadzone na terenie USA. Dlatego z fascynacją śledziłam zmiany obyczajowe i gospodarcze, jakie tam zachodziły. Ciekawym przeżyciem było też spojrzenie na II wojnę światową z perspektywy nie-polskiej, uświadamiając sobie, że dla każdego narodu wojna ta toczyła się w innym czasie.

Irytowały mnie w czasie lektury tylko dwie rzeczy – po pierwsze, autorka czasem po kilkakroć powtarza te same informacje, zamiast odwołać się do już nabytej wiedzy czytelnika. Po drugie, ale to już chyba częściowo moja wina, żałuję, że fragmenty dotyczące procesów fizycznych i chemicznych, które dały początek bombie atomowej, nie zostały w prostszy sposób wyjaśnione. Kiernan poświęca sporo miejsca na wyjaśnienie, jak to w ogóle było możliwe, ale ja niestety, z moim zerowym wykształceniem w tym kierunku, nic z tego nie zrozumiałam.

Myślę, że to ważna pozycja na naszym rynku, jak i zapewne była na rynku amerykańskim. Wydaje się, że już czas, abyśmy obok naszej historii poznali też inne punkty widzenia, inne konflikty, inne doświadczenia, nie zapominając jednak o swoich własnych. Dobrze też wiedzieć, że upłynęło wystarczająco dużo czasu, by największe sekrety mogły wreszcie ujrzeć światło dzienne.

Moja ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Otwartemu i pani Natalii Kado.

Denise Kiernan Dziewczyny atomowe
Tłum. Mariusz Gądek
Wyd. Otwarte
Kraków 2013


18 komentarzy:

  1. Nie widzę dokładnie okładki, ale odnoszę wrażenie, że są na niej radosne i uśmiechnięte młode twarze.
    Zastanawiam się co by było, gdyby wiedziały , że swą pracą przyczynią się do niewyobrażalnych cierpień ludzkich, dla których trwają one do dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też jest bardzo dobrze opisane w tej książce, dlatego po więcej zachęcam do lektury, natomiast faktem jest, że wielu zaangażowanych w ten Projekt miało ambiwalentne uczucia co do swojego udziału w nim.

      Usuń
    2. Już myślę o niej i mam nadzieję, że w mojej bibliotece będzie.
      Chyba, że wymienię.

      Usuń
    3. Myślę, że warto mieć tą pozycję na półce :)

      Usuń
  2. Świetnie napisane, krótko, ale treściwie i ciekawie, ideał, do którego dążę :-D
    Jak dotąd najlepsza recenzja tej książki, jaką czytałam!
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dziękuję! To bardzo miłe, starałam się, żeby wyszło dobrze :)

      Usuń
  3. Na razie grzecznie czeka na swoją kolej na biurku. Jednak niebawem ją przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie się czyta, więc polecam zabrać się za nią jak najszybciej :)

      Usuń
  4. Zgrałyśmy się w czasie z tą lekturą.
    I wrażenia też widzę, że podobne mamy - ja może tylko (z racji zawodu wyuczonego i wykonywanego) wchodziłam w książkę z nieco większym zasobem wiedzy historycznej;) Nie sposób ocenić samego faktu użycia bomby, bo jak mawiał jeden nasz prezydent problem ma "plusy dodatnie i plusy ujemne". Nie chcę bronić Amerykanów, ale akurat zrzucenie bomby nie było najbardziej "morderczym" wydarzeniem w wojennej historii - naloty dywanowe na Tokio w marcu 1945 roku przyniosły niemal dwa razy tyle ofiar w ludziach.
    A jeśli wierzyć niektórym wyliczeniom, to w czasie bombardowania Drezna w lutym 1945 roku mogło zginąć kilkaset tysięcy ludzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje się, że skoro nikt później nie wykorzystał takiej broni w działaniach wojennych, mimo potencjału niektórych państw, stanowi jednak argument, że jest to najgorsza z możliwych broni. Tak jakby ludzkość doszła do jakiejś granicy i, na szczęście, na razie się na niej zatrzymaliśmy już 50 lat temu. Co do uzasadnienia jej użycia przez Amerykanów to nie czuję się kompetentna w tym temacie, natomiast co mi się bardzo podoba, to stosunku USA i Japonii zaraz po zakończeniu wojny - my, Niemcy i Rosjanie powinniśmy się tylko uczyć.

      Usuń
  5. Bloga dodaję do obserwowanych i zapraszam do mnie na imperium książek :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie czytam - wciągający styl i ciekawy temat, jestem na ok. 100 stronie, jednak niestety jeszcze dłuższy czas na niej pozostanę z powodu warunków :/

    Wiek XX to mój ukochany okres! Ja z kolei nie wiem nic o wojnie trzydziestoletniej ;D Nie potrafiłabym nawet wymienić, kto z kim wtedy walczył przeciwko komu i o co ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to ja pewnie też nic, ale gdyby wpadła mi w łapy książka o tym, zapewne wiele bym sobie przypomniała. O II wojnie natomiast od nowości niewiele wiem :)
      Książka faktycznie wciągająca, ale mnie też sporo zajęło jej przeczytanie z powodu masakrycznego braku czasu. Ale warto poświęcić chociaż pół godziny dziennie na tą historię.

      Usuń
  7. Muszę mieć tę książkę! Koniecznie. Planuję ją przeczytać już od kilku tygodni, tylko czasu i pieniędzy brakuje :(
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest coś, co naprawdę warto mieć w swojej biblioteczce, ale dokładnie rozumiem problem - mam ten sam ze zbyt wieloma fajnymi książkami :/

      Usuń
  8. Nie jest to na pewno książka dla mnie. Nie mój typ. Ale dla osób, które interesują się taką tematyką zapewne będzie ciekawa. Punkt za to, że pisana jest z perspektywy kobiet. Zapewne jest to nowe, świeższe podejście do sprawy.

    www.licencja-na-czytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, nie do końca jest pisana z perspektywy kobiet. Tylko częściowo.

      Usuń