O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

czwartek, 15 sierpnia 2013

Książka vs serial - bitwa numer 3



O książkach Kathy Reichs pisałam już kiedyś tutaj – okazało się wtedy, że nie wszyscy wiedzą, iż bardzo popularny serial Bones oparty jest właśnie na serii kryminałów tej autorki. Mamy tu z resztą podobną sytuację jak z niedawno opisywanymi powieściami Tess Gerritsen. Reichs również brała udział w pisaniu scenariusza serialu bazującego na jej książkach, i podobnie jak Gerritsen skorzystała z okazji by tą samą historię napisać od nowa. O ile jednak w przypadku serialu Rizzoli & Isles zmiany były poniekąd kosmetyczne, o tyle Bones i książki dzielą lata świetlne, a łączy właściwie tylko imię głównej bohaterki.

Nie planowałam czytać akurat tej powieści na wakacjach, ale Deja dead przypadkiem wpadła mi w ręce pośród książek zabranych przez moją siostrę, a że akurat poznałam twórczość Reichs na wakacjach cztery lata temu, chciałam przeżyć mini podróż w czasie i powtórzyć tamte emocje. Niestety, nie udało się.

Deja dead (w innym tłumaczeniu Zapach śmierci) to pierwsza z cyklu powieści kryminalnych o antropologu sądowym Temperance Brennan, pracującej jednocześnie dla policji w Charlotte (USA) i Montrealu (Kanada). Zajmuje się identyfikacją zwłok, które z różnego powodu są w takim stanie, iż tradycyjne metody weryfikacji tożsamości, jak i stwierdzenia przyczyny zgonu nie są skuteczne. Co fajne w tych powieściach, to właśnie te zmiany otoczenia w którym pracuje bohaterka – nigdy nie wiesz, gdzie się tym razem wybierzecie. Siłą tych książek jest również wiedza antropologiczna, którą autorka (sama zajmująca się właśnie antropologią sądową) chętnie dzieli się z czytelnikami. W Deja dead widzimy Temperance w Montrealu, pomagającą tamtejszej policji w ściganiu niebezpiecznego, seryjnego mordercy kobiet.

Na każdym kroku widać, że to pierwsza powieść Reichs. Z jednej strony styl jest łatwy w odbiorze, i nietrudno zrozumieć, jak udało jej się opublikować już 14 tomów cyklu. Intryga kryminalna jest ciekawie zawiązana, i naprawdę wciągająca, a chwilami i przerażająca. Jest również obecny duch i urok Montrealu, do którego chciałabym się kiedyś wybrać. Jednak wiele kwestii wpłynęło na to, że uznałam Deja dead za najgorszą dotychczas przez mnie przeczytaną część. Autorka bowiem zastosowała mnóstwo tanich chwytów rodem z horrorów klasy B (albo i gorzej), czyniąc opowieść prawie tak nierealną jak historyjki o zielonych ludzikach, denerwującą, a czasami zwyczajnie głupią. Otóż spokojna rozwódka, po 40, matka dorosłej córki, całe życie pracująca na spokojnych stanowiskach w laboratorium, kostnicy czy na uniwersytecie nagle zaczyna gonić po Montrealu po nocy, w burzy, za seryjnym, psychopatycznym mordercą, na którego z resztą natyka się nie raz, a ten pozostawia ją przy życiu, mimo, że ewidentnie ma na jej punkcie obsesję. Przychodzi do jej domu – oczywiście w burzową noc, i odcina dopływ prądu. Telefon milczy, okiennice stukają, błyskawice oświetlają koszmarny pakunek w ogrodzie… Czujecie klimacik? Jedną, czy nawet dwie sceny można przeżyć, ale niestety tutaj cała powieść jest nimi usłana, co powoduje, że nawet najlepszy kryminał traci na wartości. Jedno jednak należy oddać Reichs – potrafi pisać przekonywująco, bo chociaż opis tych scen brzmi głupawo, to jednak czytane przez mnie w nocy w czasie burzy trochę mi odjęły szanse na spokojny sen.



Jakie są różnice między książkami a serialem? Wielkie. Serialowa i książkowa Brennan różnią się  wiekiem – pierwsza jest około 30, druga już mocno po 40. Pierwsza dopiero w którejś serii zostaje matką, druga ma już córkę na studiach. Pierwsza żyje w Waszyngtonie, druga w Charlotte i Montrealu. Pierwsza jest cudownym dzieckiem i geniuszem, druga jest normalnym, wykształconym człowiekiem, z olbrzymią wiedzą, ale bez tej serialowej przesady. Żaden inny bohater książkowy nie występuje w serialu, a ci serialowi nie mają swoich pierwowzorów w książkach. Co do spraw, trudno mi się wypowiedzieć, bo serial oglądałam dosyć dawno, ale nie wydaje mi się, aby scenariusz bazował w jakikolwiek sposób na powieściach.

Podobnie jak w przypadku Rizzoli & Isles, powieści Reichs są dużo mroczniejsze niż ich telewizyjny odpowiednik. Brakuje im też tego poczucia humoru, który zapewne niektórzy z was pamiętają z serialu. Zawierają za to więcej wiarygodnych informacji dotyczących antropologii fizycznej i nauk sądowych. I to właśnie czyni je wyjątkowymi na tle innych amerykańskich kryminałów.

Na koniec rekomendacje. Czy warto zobaczyć serial – na pewno tak, jeśli lubisz tzw. procedural drama – mnie osobiście dostarczył on swego czasu wiele rozrywki. Czy warto czytać powieści Reichs? Niektóre tak – do moich ulubionych należą Zabójcza podróż i Dzień śmierci. Czy warto przeczytać Deja dead? Nie, jeśli oczekujecie trzymającego w napięciu, nieoczywistego thrillera, bo opisy wyczynów doktor Brennan skutecznie zepsują wam wrażenia.

Moja ocena książki: 2,5/6
Moja ocena serialu: 7/10 (chyba niniejszym stworzyłam jakiś system oceniania seriali na moim blogu – opowiem wam o tym więcej, jak zrozumiem, skąd mi się to wzięło)

Kathy Reichs Deja dead
Tłum. Marcin Roszkowski
Wyd. Red Horse
2007


PS Trochę przez przypadek udało mi się zrobić cykl - już trzeci raz  opisuję w jednym poście książkę i serial na jej podstawie. Podoba wam się takie porównanie, czy wolicie oddziele recenzje?

Książka przeczytana w ramach wyzwania Czytamy kryminały - kryminał z akcją w Kanadzie.

19 komentarzy:

  1. Serial znam, książek nie czytałam, ale właśnie niedawno dowiedziałam się, że to w ogóle najpierw książka była a potem serial i było to dla mnie spore zaskoczenie. Ale mimo wszystko jako bardziej mnie ciągnie do przeczytania książek, serial od czasu do czasu obejrzę, ale żeby śledzić z zapartym tchem to nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przestałam oglądać na 6 sezonie - bez wyraźnej przyczyny, po prostu mi się przejadło, ale możliwe, że kiedyś wrócę. Natomiast książki polecam czytać nie od początku, bo pierwszą można się zrazić do reszty.

      Usuń
  2. serialu nie znam a książka stoi na mojej półce i jeszcze jakoś nie poczułam chęci do jej przeczytania, ale kiedyś to nastąpi

    OdpowiedzUsuń
  3. Bones znam i oglądam, kiedy nie leci nic w telewizji, a z książek czytałam chyba tylko... guzik, chyba nic nie czytałam, choć w Niemczech ukazało się naprawdę mnóstwo książek z serii z Temperance Brennan. Widząc Twoje za i przeciw, zdecydowanie byłabym za książkami... więc może kiedyś:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To polecam poczytać, plusem jest to, że bardzo szybko się te książki połyka, nawet tą wyżej opisaną :)

      Usuń
  4. Ja akurat czytałam dwie inne części tej serii i też bardziej podobał mi się serial. A mi własnie słabo szło, trzecią książkę zaczęłam i jakoś od 2 lat nie mogę skończyć, może dlatego, że nie wciągnęła mnie? Alb że serial już też sporadycznie oglądam? A cykl ciekawy Ci wyszedł :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może już było w pewnym momencie za dużo tego? I serial i książka - ja też przez jakieś dwa lata miałam przerwę od jednego i drugiego. Książki mają tendencję do dłużyzn, to czasem bardzo przeszkadza w odbiorze rozrywkowej książki. :)

      Usuń
  5. Ja lubię i serial i książki, z tym, że to zupełnie inna bohaterka, w serialu odrobinę łagodniejsza:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta w serialu nigdy by sama nie goniła przestępcy w burzową noc :D Ja jednak wolę tą książkową, bo jest jak dla mnie bardziej ludzka.

      Usuń
  6. Serial lubię, a za książkę się kiedyś złapałam i nigdy więcej.
    http://mcagnes.blogspot.com/2011/10/nagie-kosci-kathy-reichs-zawiodam-sie.html
    Ble ble.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, faktem jest, że praktycznie w każdej książce Reichs tajemniczy zabójca zagraża rodzinnemu szczęściu doktor Brennan :D

      Usuń
    2. Pewnie żeby czytelnicy paznokcie obgryzali z emocji. A figa!

      Usuń
  7. Książki nie czytałam a serialu nie trawię...

    OdpowiedzUsuń
  8. Serial ubóstwiam i katuję go na amen, czyli czekam na nowe odcinki z niecierpliwością. Serię książkową mam przez to prawie w komplecie na półce (Deja dead w wersji Zapach Śmierci) ale czytałam na razie tylko Starożytne kości i dałabym im... 4+/6? Całkiem inny klimat, inny typ historii, ale w sumie podobało mi się. Brakuje tego humoru z serialu, zdecydowanie!, ale nie jest źle. Któregoś pięknego dnia przeczytam - mam nadzieję - wszystkie tomy. O ile nie przejedzie mnie tramwaj/autobus ani nic takiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czytałam kilka tomów, ale powoli zaczynają mi się zlewać, więc nie wiem, ile konkretnie. Ogólnie serię oceniam właśnie na 4 z plusem, są tomy lepsze i są tomy gorsze, jak to w cyklu :)

      Usuń
  9. Serial "Bones" bardzo lubię :) Wiedziałam, że jest oparty na książce, ale sądziłam, że mają one ze sobą więcej wspólnego. Chyba bardziej podoba mi się postać serialowa, a jako dodatek inni ciekawi bohaterowie. Kiedyś może sięgnę po któryś z tomów, ale "Deja dead" chyba sobie odpuszczę po Twojej recenzji :)

    www.licencja-na-czytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń