Luca Rastello jest mistrzem kondensacji. Na 160 stronach
zmieścił bowiem reportaż, historię przemytu, biznesplan i powieść akcji. A
okrasił to wszystko rzucającym się w oczy podtytułem „Jak transportować tony
kokainy i żyć szczęśliwie”. Efekt końcowy to najbardziej rzetelna, ciekawa i
zaskakująca praca o handlu narkotykami na wielką skalę, z jaką zdarzyło mi się
zetknąć.
Narkotyki to chwytliwy temat. Począwszy od prasy,
szczególnie tej dla nastolatek i tej z deka szmatławej, poprzez politykę,
kryminalne książki i filmy, pogadanki, odczyty, kazania, a kończąc na
okołonarkotykowaym biznesie czyli tym wszystkim co ma rację bytu tylko, gdy
narkotyki są na rynku – testy na obecność takich substancji w drinku czy w organizmie
i metody zwalczania nałogu, by wymienić tylko kilka. Dlatego każdy średnio
rozgarnięty szympans w dzisiejszych czasach uważa, że zna się na temacie. Błąd.
Bajki, które opowiadają nam w wiadomościach o mułach złapanych na lotnisku czy
kilku kilogramach tego czy owego zgarniętych z ulicy Los Angeles czy
Wałbrzycha, to tylko czubek góry lodowej, który ma za zadanie odwrócić naszą
uwagę od tego, co prawdziwe. A prawdziwe są wymyślne sposoby transportowania
ton kokainy wartej kilka milionów dolarów pod okiem celników, zapłaty tylko w
gotówce, gospodarki wielu państw południowo amerykańskich oparte w dużej mierze
na produkcji tego narkotyku, co gorsza – uzależnienie systemów finansowych
wielu zachodnich państw od wpływu gotówki z tego jakże dochodowego handlu.
Wygląda bowiem na to, że całkowita likwidacja narkotyków podcięłoby gałąź na
której siedzą nie tylko ubogie społeczeństwa Kolumbii i Wenezueli (innych
państw regionu), ale i Florydy i Szwajcarii (i kilku innych, których o to nie podejrzewamy).
Wielką siłą książki jest, iż autor oddaje w całości głos
facetowi, który całe życie poświęcił handlowi kokainą, i jest geniuszem w tym
fachu. Do pewnego momentu zupełnie nieznany policjom świata, odpowiedzialny był
za lwią część towaru wędrującego spokojnie po całym świecie. Oferuje nam szybki
kurs, krok po kroku, jak zacząć na tym rynku, co jest najważniejsze, jakie są
ceny i kto je kształtuje. Operuje przy tym częściej gadką, której spodziewamy
się na Wall Street niż na kolumbijskich szlakach przemytniczych, bo i sposób
działania tej osoby bardziej przypomina niezależnego menadżera wynajmowanego
przez duże firmy do konkretnych działań, niż przemytnika zatrudnianego przez
kartele narkotykowe.
Miałam ostatnio ochotę na coś latynoamerykańskiego z
pochodzenia lub tematu, jednocześnie zaś (i zupełnie niezależnie) zainteresował
mnie temat wielkiego biznesu i korporacji. Przypadkowo trafiłam na jedno i
drugie połączone w tym krótkim, ale jakże gęstym reportażu. Jeśli więc lubisz
reportaże, Amerykę Południową albo dać się zaskoczyć, to jest pozycja dla
ciebie.
Moja ocena: 5/6
Luca Rastello Przemytnik
doskonały
Wyd. Czarne
Wołowiec 2013
Bardzo lubię książki z tej serii. Co prawda narkotykami jakoś bardziej nigdy się nie interesowałam ale po książkę z chęcią przy okazji sięgnę :)
OdpowiedzUsuńJa już sięgam po książki Czarnego z półki reportaże w ciemno, chociaż wiem, że słabsze tytuły im się zdarzyły (jak każdemu). Ja jednak za każdym razem, gdy wybieram coś bez rekomendacji, jestem zachwycona.
UsuńMyślę, że ta książka zainteresuje nawet osoby, których nie kręcą zwykle takie tematy - bardzo pouczająca :)
Powiem ci szczerze, jestem mocno zaskoczona, o ile nie zszokowana zawartością książki - samym językiem autora i rewelacjami w niej zawartymi. Bardzo mnie zachęciłaś do tej lektury, choć nie wiem, czy będę mogła potem spać spokojnie:)
OdpowiedzUsuńWierz mi, też byłam zszokowana, ale jednocześnie uważam, że nawet brutalną prawdę czasem warto poznać.
UsuńWydawnictwo Czarne i wszystko jasne :) Pozycja, po którą na pewno sięgnę.
OdpowiedzUsuńNo tak, co marka to marka :)
UsuńSzczerze mówiąc, niezbyt mnie ta książka ciekawi. Nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńNie da się wszystkim na raz interesować :)
UsuńTak mi się skojarzyło, a propos tych wymyślnych sposobów przemytu, że nie dalej jak w zeszłym tygodniu pracownicy Aldiego znaleźli w skrzynkach z bananami 400 kilo oklejonych brązową taśmą paczuszek z białym proszkiem...
OdpowiedzUsuńFrapujący tytuł, ciekawa zawartość :-)
Przeczytawszy powyższą pozycję dochodzisz do wniosku, że 400 kilo to małe miki, strata zaplanowana, żeby odwrócić uwagę od wielkich transportów. W ogóle po przeczytaniu tej książki będę bardzo sceptycznie słuchać doniesień o "kolejnych policyjnych sukcesach w walce z narkobiznesem".
UsuńBiznesplan:D Już sam tytuł jest rewelacyjny, a logo Czarnego utwierdza mnie w przekonaniu, że to może być dobra książka:)
OdpowiedzUsuńWidzę po komentarzach coś, co już podejrzewałam dawno temu - Czarnemu nie trzeba pisać recenzji, wystarczy wkleić zdjęcie okładki :D
UsuńNarrator tej książki autentycznie prowadzi nas krok po kroku po tym biznesie tak, jak pracownik urzędu pracy powinien bezrobotnego.