Fanką serialu Ranczo jestem
niemalże od samego jego początku w telewizji. Początkowo kręciłam nosem, obejrzałam
jednak jeden odcinek, i w ten sposób zapoczątkowała się tradycja wspólnego
zasiadania w niedzielę wieczorem całą rodziną, by obejrzeć kolejne.
Bohaterowie, zarówno ci z pierwszej serii, jak i ci, którzy doszli później, są
mi bardzo dobrze znani, powiązania pomiędzy nimi również, jednak nie
zniechęciło mnie to do sięgnięcia po powieść, która powstała na podstawie
pierwszego sezonu serialu.
Historia ta podobna jest do wielu innych tego typu. Lucy,
Amerykanka polskiego pochodzenia, po stracie pracy i nieudanym małżeństwie
decyduje się zamieszkać na polskiej wsi, by zacząć od nowa, powrócić do
korzeni, zyskać dystans. Bo wiadomo, wsi spokojna, wsi wesoła, ptaszki
ćwierkają, natura blisko, ludzie jacyś tacy prości, ale i dobrzy, ludzcy,
problemy wielkiego świata do takich Wilkowyj przecie nie dotrą… A chała!
Chociaż pomysł młodej kobiety zaczynającej nowe życie na wsi jest w polskiej popkulturze
ograny do niemożliwości przez wszelkie rozlewiska, jagódki, poziomki i cuda
nie-widy, scenarzystom i autorom powieści – Robertowi Brutterowi i Jerzemu
Niemczukowi – udało się wpuścić w tą nieświeżą atmosferę romantycznych
mokradełek powiew świeżości. Bo to jest książka o nas, historia polskiego
narodu na wesoło, Polacy w krzywym zwierciadle, wady nasze narodowe bezwstydnie
obnażone, i to w taki sposób, że nie tylko nie sposób z nimi polemizować, ale i
nie można powstrzymać śmiechu, mimo iż wypowiedziane w oparach lokalnego produktu rekreacyjnego marki "Mamrot".
Miałam w trakcie lektury pewne dłuższe przerwy, wynikały one
z faktu, że pierwszą serię Rancza znam
na pamięć. Powieść zaś jest tej serii bardzo wiernym zapisem, łącznie z
cytatami z bohaterów, które to cytaty znam, co więcej, wiem jak były one
wypowiadane przez aktorów odgrywających poszczególne postaci. Sytuacja jest bowiem dosyć nietypowa – oto książka
powstaje na bazie serialu, a nie na odwrót. Dlatego wójt i proboszcz od
początku mają dla mnie twarz Cezarego Żaka, sklep Więcławskiej wygląda tak, jak
ten we wsi Jeruzal (serialowych Wilkowyjach), a kwestie Michałowej nie są w
tekście tak śmieszne jak wtedy, gdy wypowiada je pani Marta Lipińska. Z drugiej
strony są w powieści informacje, które z braku narratora wszechwiedzącego w
serialu nie były ujawnione, co stanowi nie lada smaczek dla wielbiciela
serialu.
Mimo, że mądrość ludowa przemawiająca z Rancza bardziej bawi niż wzrusza, to jest jednak olbrzymi ładunek
pozytywnej energii płynący z tej opowieści. Pokazuje, że tylko odrobina dobrej
woli i chęci, połączone z odrzuceniem filozofii „nie da się”, może zdziałać
wielkie rzeczy, że w każdym (no, w prawie każdym) jest jakaś iskierka dobra, że
nie trzeba być pięknym, młodym, sławnym i bogatym, aby znaleźć szczęście i
odnieść sukces, że jedna osoba entuzjazmem może zarazić tłumy, i że nawet podłe
wino marki wino smakuje wybornie, gdy dzielone jest z przyjaciółmi. A
jednocześnie jest to opowieść obdarta z lukru, nie unikająca trudnych tematów,
i taka, no cóż, prawdziwa.
Moja ocena: 5/6
Robert Brutter Jerzy Niemczuk Ranczo
Wyd. Literackie
Kraków 2014
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawcy.
PS Obecnie w TVP1 emitowana jest 8. seria serialu Ranczo, i sądząc po pierwszym odcinku - zapowiada się ciekawie. Ale o tym jeszcze napiszę.
Lubię bardzo serial "Ranczo", widziałam książkę i byłam bardzo ciekawa, czy wnosi ona coś nowego i jak jest odbierana. Teraz już wiem :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że ja także nie umiałabym się uwolnić od twarzy aktorów z serialu, ich głosu, gestów :) W tym przypadku, to chyba nie jest kłopot, bo wszystkie kreacje aktorskie są doskonałe.
Wnosi trochę nowego, parę szczegółów, które może nie mają wielkiego znaczenia dla fabuły (bo inaczej byłyby ujęte w scenariuszu), ale tak jak piszę - dla fana prawdziwa gratka. Książka jest wierna serialowi niemalże co do joty, zatem przy czytaniu towarzyszą nam podobne wrażenia, jak przy kolejnym oglądaniu serialu. Mnie się to podobało :)
UsuńDzisiaj byłam w Biedronce, miałam książkę w ręce i... odłożyłam.
OdpowiedzUsuńTeraz żałuję...
Zawsze możesz po nią wrócić ;)
UsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńChciałabym Cię serdecznie zaprosić do udziału w moim nowym autorskim czytelniczym wyzwaniu pt. KLUCZNIK.
W skrócie - polega ono na czytaniu książek posiadających zaproponowane comiesięczne hasła-klucze, czyli kluczniki.
Szczegóły tutaj: http://recenzjeami.blogspot.com/2014/03/wyzwanie-czytelnicze-klucznik.html
Pozdrawiam.
Dziękuję za zaproszenie, ale już i tak mam za dużo wyzwań na głowie, łącznie ze swoim. Ale przyjrzę się inicjatywie!
UsuńRanczo jest jednym z moich ulubionych seriali polskich. U mnie również cała rodzina siada w niedzielę, żeby obejrzeć kolejny odcinek (ten w minioną był świetny, szczególnie ciekawie zapowiada się dalsza relacja między wikarymi). Książki jednak nie czytałam, chyba tylko z tego względu, że nie przyszło mi to do głowy. Nadrobię to zaniedbanie, nadrobię z pewnością.
OdpowiedzUsuńMnie też się wątek wikarych podoba najbardziej! Bardzo lubiłam Roberta, ale Maciek też jest super, więc zapowiada się ciekawa akcja :D
UsuńPoczytaj "Ranczo", przypomnisz sobie, jak się zaczynało - jednak sporo się w między czasie wydarzyło :)
Na pewno sobie przypomnę. Wczoraj oglądałam któryś odcinek z 4 serii, gdzie pojawia się wątek z mafią i zastanawiałam się przez pół filmu czy ja to oglądałam, czy po prostu nie pamiętam ;)
UsuńZastanawiałam się nad kupnem, ale podobnie jak Ty "Ranczo" znam na pamięć i zrezygnowałam z książki. Musze odpocząć od bohaterów, choć Lucy mnie niezmiennie bawi. Ciekawe jak jej mowa wygląda w książce? Po ostatniej lekturze "Parady fiołków" do takich "przeinaczeń" (bohater "Fiołków" zamiast "r" wymawiał "h") czuję awersję.
OdpowiedzUsuń