O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

wtorek, 3 czerwca 2014

I znowu Wiedeń

Nie wiem, jak Wam, ale mnie ten maj przepatatajał przed oczyma w takim tempie, że jedyne co zdołałam zrobić, to smętnie pomachać mu nieco zesmarkaną chusteczką (gdyż od dwóch tygodni walczę z przeziębieniem i niestety, przegrywam). No i kiedy ten maj tak sobie biegł, to ja nabrałam przekonania, że drugi, obiecany post o Wiedniu już się dawno ukazał. A teraz widzę, że się jednak nie ukazał. Jeżeli jest zatem ktoś, kto mnie jeszcze lubi i mnie nie opuścił, to zapraszam na relacji część drugą.

Nie ma Wiednia bez Schönbrunnu, każdy to wie. Obligatoryjnie, kiedy się przybywa do stolicy Austrii, trzeba udać się jeśli nie do pałacu, to chociaż do parku
wokół niego lub do ZOO. Ponieważ w naszej nielicznej grupie każdy pałac już zwiedzał, a pogoda była obłędna, udało mi się namówić towarzyszki na ogród zoologiczny właśnie. Bo to konkretne ZOO jest najwspanialsze na świecie (wśród tych trzech, co je widziałam, ale zawsze). Wiele wybiegów jest naprawdę dużych rozmiarów, porównując z ZOO krakowskim, są w nich odtworzone warunki naturalne (na tyle na ile to możliwe), a niektóre zwierzaki chodzą sobie zwyczajnie po alejkach – taka na przykład kaczka. Załoga jest różnorodna – są i pandy, i zebry, małpy wszelkiego autoramentu, nosorożce, żyrafy i słonie. Ale są i kury. I taki
śmieszny sęp. ZOO jest tak rozległe, że można spędzić w nim cały dzień i jeszcze wszystkiego nie zobaczyć, toteż zważywszy na plany popołudniowe po ponad czterech godzinach opuściłyśmy zwierzaki, nie odwiedzając wcześniej niedźwiedzi. Ale pomachałiśmy pingwinom, więc dzień nie był stracony.
































Kolejnego dnia w okrojonym składzie: moja siostra i ja, wybrałyśmy się na nieco mniej znaną i uczęszczaną
miejscówkę wiedeńską, mianowicie cmentarz St Marx, gdzie m. in. znajduje się symboliczny grób Mozarta. Kiedy nie udało się ustalić faktycznego miejsca pochówku kompozytora, ustawiono kamień nagrobny w najbardziej prawdopodobnym miejscu, po kilku latach przeniesiono do na bardziej reprezentacyjny Zentralfriedhof, pozostawiając tylko skromny pomnik na cmentarzu, gdzie Mozart zaiste został pochowany. Samo miejsce jest trochę straszne, ale jednocześnie bardzo urokliwe. Używano go do roku 1874, następnie zamknięto i przez lata pozwolono mu niszczeć. W XX wieku został ponownie otwarty dla publiczności, dokonano niezbędnych napraw, jednak szereg grobowców grozi zawaleniem i jest zabezpieczona metalowymi siatkami. Bezpośrednio nad cmentarzem przebiega fragment autostrady, dlatego zapewne większość alejek jest mocno zarośnięta – korony drzem i chaszcze chronią nagrobki przed zanieczyszczeniami. Jednocześnie stworzyło to wrażenie
zapomnienia, i nawet w piękne, słoneczne przedpołudnie odwiedzający może poczuć lęk i trwogę.

Po takich wrażeniach i świetnej kawie na Kartnerstraße trzeba było trochę odreagować. A gdzie można bawić się lepiej niż na Praterze, zwłaszcza, gdy jest akurat Święto Pracy? U nas wciąż jeszcze 1 maja zalatuje lekko poprzednim ustrojem, w Wiedniu zaś cały dzień panowała atmosfera festynu, a apogeum osiągnęło ona wieczorem na Praterze. Chyba całe miasto spotkało się tam, by wspólnie świętować. Światła, balony, muzyka, śmiech, jedzenie i wesołe miasteczko – czyli przepis na udaną zabawę. Ja na Prater udałam się z podwójną misją – odnaleźć i przejechać się na tej samej karuzeli, która tak mi się podobała przed laty, oraz zakreślić kolejny punkt na liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią – czyli przejechać się na
kolejce górskiej. O ile karuzela nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak siedem lat temu, o tyle kolejka… Dość powiedzieć, że adrenalina skoczyła mi tak, jak jeszcze nigdy, nawet grupa metali z mojego wagonika darła się ze strachu, a nie była to ta największa kolejka na Praterze. Więc cel na następny raz – duży rollercoaster!


A punkt o 10 na niebie rozbłysły piękne fajerwerki. Festiwalowa atmosfera, piękna pogoda i kolorowe światła na ziemi i na niebie – nie można sobie wyobrazić lepszego pożegnania z miastem. Owszem, byłyśmy w Wiedniu jeszcze jeden dzień, ale poświęciłyśmy go głównie na zakupy i pakowanie, zatem sztuczne ognie na Praterze stanowiły ostatni punkt turystycznego planu. I jednocześnie najlepszy, bo nie był w ogóle planowany.


13 komentarzy:

  1. Schonbrunn to moje ulubione miejsce w Wiedniu, a na Praterze jest nocą niesamowicie. Mają tam taki fajny klub kilkupoziomowy, wszędzie inna muzyka. Była to dla mnie atrakcja kilka lat temu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na Praterze odkrywam swoje wewnętrzne dziecko - karuzele, kolejki, te sprawy :) Ja najbardziej w Wiedniu lubię Graben i okoliczne ulice - miło tłumu turystów ;)

      Usuń
    2. Też lubię te miejsca, dużo fajnych knajpek tam jest :)

      Usuń
  2. Myślę, że jeszcze znajdzie sie ktoś kto Cie lubi ;) Bardzo lubię Zoo, a takie bardziej naturalne, gdzie niektóre zwierzaki chodzą wolno jest o wiele fajniejsze, od zwykłych klatek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie całe wiedeńskie zoo jest takie, ale wiele wybiegów aspiruje i widać, że zwierzętom się tam dobrze żyje, mają możliwość skrycia się przed oczyma odwiedzających i znaleźć ustronne miejsce. :)

      Usuń
  3. Zapamiętałam z Wiednia głównie Hofburg i piękną suknię Sissi. W Schönbrunn byłam już bardzo zmęczona, ale niewątpliwie chciałabym tam jeszcze wrócić.
    Zdrówka życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie i Hofburg i Schonbrunn w środku niewiele się różnią - oba są piękne, ale utrzymane w jednolitym stylu, więc z braku czasu wystarczy zwiedzić tylko jeden z pałaców. Za to na pewno warto przejść się po parku wokół Schonbrunnu, nie ma chyba większej przyjemności, zwłaszcza latem, gdy wszystko już kwitnie.

      Usuń
  4. Schönbrunn i Prater - ten post nie mógłby mi bardziej przypaść do gustu! Przy następnej okazji muszę koniecznie odwiedzić oba cmentarze, nie wiem, czemu nie pomyślałam o tym poprzednim razem - no, ale jedna wizyta w Wiedniu to zdecydowanie za mało, poza tym jest pretekst, by tam wrócić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też dopiero tym razem zawędrowałam na cmentarz St Marx, Zentrafriedhof jeszcze przede mną, myślę, że takie miejsca też warto odwiedzić. Ja też uwielbiam Prater :)

      Usuń
  5. Ech, pojechałoby się do Wiednia... A przecież wcale nie mamy tak daleko :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i transport odpowiednio lepszy, wszak to porządne kraje dwa są :) Ja bym się nawet do Monachium wybrała, ale jak zobaczyłam ceny transportu (do Wiednia mnie za darmo siostra dowiozła pojazdem własnym) to jednak stwierdziłam, że innym razem :)

      Usuń
  6. Gdy jechaliśmy na kolonię do Hiszpanii zatrzymaliśmy się na chwilę w Wiedniu ale zapamiętałam głównie tę piękną, gotycką katedrę. Zazdroszczę udanego wyjazdu i łączę się w bólu nad majem, który minął jak jeden dzień. Mi też. Nie wierzę, że już czerwiec a za 3 tygodnie sesja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam Twojej uwadze Wiedeń jeśli kiedyś będziesz miała okazję zahaczyć o niego na dłużej, naprawdę wspaniałe miasto :)

      Usuń