Kiedy u wybrzeży małej szwedzkiej wyspy wypływa trup, można uznać
to za efekt wypadku. Kiedy jednak na przestrzeni kilku tygodni trup ściele się
gęsto w różnych kombinacjach patomorfologicznych, założenie o powiązaniu tych
spraw i podejrzenie, że stoi za nimi jedna i ta sama osoba, nie wydaje się już
tak kompletnie wyssane z palca.
Sandham to maleńka wysepka na zewnętrznym archipelagu
Sztokholmskim, służąca za letnią bazę wypadową dla spragnionych odpoczynku
mieszkańców stolicy. Większość letnich domów należy tu do tych samych rodzin od
ponad stu lat, stałych mieszkańców jest niewielu, w jednej piekarni spotykali
się co rano dziadowie, ojcowie, dzieci i wnuki o tych samych nazwiskach, w
zależności od dekady, o której akurat chce się rozmawiać przy okazji nocnych
regat czy w szkółce pływackiej. Poza kilkoma nowobogackimi, którzy za ciężkie
pieniądze wykupili nieliczne dostępne na rynku domy letniskowe, wszyscy
wszystkich znają. Nikt za to nie zna Kristera Berggrena, przynajmniej dopóki
ten nie wypłynie na powierzchnię wody zaplątany w sieci rybackie. Krótkie
śledztwo prowadzone przez inspektora Thomasa Andreassona nie wykaże niczego
podejrzanego. Jednak kiedy w środku sezonu na wyspie ginie kuzynka zmarłego,
trudno uznać to za zbieg okoliczności. Policja na oślep stara się zrozumieć, co
sprowadziło tą dwójkę nieudaczników na wyspę, a na letników pada blady strach.
Bardzo wydatnie w śledztwie pomaga Thomasowi jego
przyjaciółka z dzieciństwa – Nora, sztokholmska prawniczka – która przebywa na
wyspie z rodziną w trakcie urlopu. Jest jedną z tych, których rodziny
przybywały na Sandham od pokoleń, toteż jej wiedza o okolicznych mieszkańcach
wraz z wiedzą prawniczą pomaga policji poskładać tą całą układankę do kupy.
Równolegle do śledztwa czytelnik poznaje też prywatne kłopoty bohaterów, z
którymi przyjdzie im się borykać, co
jest akurat dosyć klasycznym elementem szwedzkich kryminałów. Z angielskiej
klasyki zaś autorka czerpie, wybierając dla swojej pierwszej powieści schemat „zamkniętego
pokoju” (a raczej „zamkniętej wyspy”).
Początkowo nie przekonali mnie do siebie główni bohaterowie –
Thomas jako samotny, smutny jeździec Apokalipsy i Nora jako Matka Polka (Matka
Szwedka nie brzmi już tak dostojnie). Za Thomasem oczywiście lata wszystko, co
nosi spódnicę i pewnie paru okolicznych gejów, natomiast Nora, poza pracą na
pełny etat, prowadzi dom, opiekuje się synami, rozkapryszonym mężem z tzw.
elity a w wolnych chwilach pomaga policji. W międzyczasie oboje pokazują jednak
ludzką twarz i jakieś wady, co sprawiło, że po zakończeniu lektury nie będę
miała nic przeciwko ponownemu spotkaniu z nimi. Jednak Sten ujawnia niepokojącą
manierę antagonizowania bohaterów i odmalowywania każdego w konkretnej tonacji –
ciemnej lub jasnej, nie pozostawiając czytelnikowi wiele miejsca na wyrobienie
własnej opinii. Jak chociażby mąż Nory, Henrik, który w pełni zasługuje na
miano Buca Roku. Nie mówię, wielu takich mężów faktycznie jest, jednak ja
lubię, kiedy autor pozwala mi wyrobić sobie własną opinię na podstawie
zachowania postaci, a nie od razu prezentuje pełną charakterystykę. Wiem, wiem,
autor wie lepiej, ale chyba nie tego szukam w powieści.
Co do samej intrygi kryminalnej, to chociaż ciekawa, jednak
chyba nie aż tak wyszukana, bowiem po tylu latach czytania kryminałów motywu
morderstwa domyśliłam się już w okolicach 40. strony, zaś osobę mordercy poznałam
gdzieś w połowie. Nawet szczegóły ujawnione pod koniec mnie nie zaskoczyły, a
usilne próby usprawiedliwienia sprawcy zupełnie mnie nie przekonały.
Nie jest to książka
zła ani strasznie słaba, ale dla konesera takiej literatury bardziej niż śledztwo
interesujące będzie tło – mała, szwedzka wysepka. Czyta się to szybko i lekko,
fabuła wciąga, chociaż pod koniec wszystko się zgadza, wkurza może trochę
końcowa pasja autorki dla scen akcji (totalnie niepotrzebnych). Książkę
określiłabym jako „solidna robota”. Od klasyków szwedzkiego kryminału różni się
tak jak galaretka z proszku od crème brûlée – jedno i
drugie dobre, ale wyrafinowane jest tylko to drugie. Mogę śmiało polecić jako lekturę na podróż lub
wolny dzień, kiedy pragnie się umysłowo odpocząć po trudach tygodnia. Jeśli
kiedyś wpadnie mi w ręce kolejny tom, zapewne przeczytam, ale nie jest to dla
mnie absolutny must have.
Moja ocena: 4/6
Viveca Sten Na
spokojnych wodach
Tłum. Paulina Jankowska
Wyd. Czarna Owca
Warszawa 2014
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawcy.
Przed chwilą skończyłam i mam podobne wrażenia. Poprawna, ale bez zachwytu. Na plus kameralny motyw i lokalizacja. Pojechałabym na Sandhamn, choć może nie w lipcu. ;)) :))
OdpowiedzUsuńTeż się obawiasz zabójcy? :D
UsuńNa pewno fajnie, że fabuła osadzona jest poza Sztokholmem, chociaż zahacza o stolicę. Ale faktem też jest, że raczej Sten nie zostanie moją absolutna faworytką wśród szwedzkich pisarzy.
Zabójcy? Nie ;) Tłumów :)) Czerwiec byłby świetny, dopiero rozkręcający się sezon, dłuugie dni.. Marzenia! ;))
UsuńHehehe :D Tez nie lubię tłumów. Na poznawanie Skandynawii polecam listopad, można się wczuć w nastrój ;)
UsuńEee, nie, zwłoki są jednak zawsze różne ;)
OdpowiedzUsuńAha, czyli kolejna pozycja Czarnej Serii, którą mogę sobie odpuścić, ehh:(
OdpowiedzUsuńNo, niestety. Znaczy, jak wylądujesz na trasie Przemyśl-Szczcin tylko z tą ksiażką, to można przeczytać, szybciej minie podróż, ale hit sezonu to to nie jest.
UsuńSama nie wiem. Niby lubię te szwedzkie kryminały, ale ten mnie jakoś specjalnie nie przekonuje ;-)
OdpowiedzUsuńNie jest zły, nie jest extra dobry - taka letnia książka, w kategorii "nie umrzesz jak nie przeczytasz" :)
UsuńSzweckie kryminały czytuję od czasu do czasu, więc wolę perełki. Ten tytuł raczej do nich nie należy :)
OdpowiedzUsuńPS. Zmieniłam w końcu adres bloga, żeby pasował do nazwy. Od paru dni http://ksiazkowewyliczanki.blogspot.com/, wpadnij :)
Wpadam regularnie, muszę tylko link z boku podmienić :)
UsuńJak już będziesz miała ochotę na szwedzki kryminał, to polecam o wiele bardziej Arne Dahla i Asę Larsson/ :)
Uwielbiam te małe, szwedzkie wysepki. A im bardziej mordercze tym lepiej ;)
OdpowiedzUsuńSwojego czasu uwielbiałam Mari Jungstedt i jej Gotlandię. Potem wsiąknęłam w Larssona, tam niestety już wysepek nie było, ale poprzeczkę chłop podniósł.
A książkę polecę na pewno mojej mamie - ona lubi takie szybkie, fajne lektury ;)
Pozdrawiam!
Jungdstedt myślałam, że polubię, ale kiedy po lekturze drugiego tomu zrozumiałam, że autorka na siłę będzie wpychać w każdy kolejny wątek romansowy rodem z pierwszego, który zupełnie nie ma sensu w pozostałych, to jakoś straciłam zaangażowanie.
UsuńA co do Sten to zobaczę jeśli przeczytam drugi tom :)
Ależ wątek romansowy był taki! dramatyczny Unikatowe połączenie Danielle Steel i Stiega Larssona ;)
UsuńA tak na serio to nawet ten wątek mi nie przeszkadzał. Skupiłam się na intrygach kryminalnych i książki Jungstedt były w miarę równe, co naprawdę sobie chwaliłam.
Niedawno poznałam książki Kristiny Ohlsson i je naprawdę gorąco polecam. Ja niestety zaczęłam od trzeciego tomu, więc na pewno warto zabrać się za tę serię od początku.
Nazwisko zapisałam, ale ostatnio trochę dużo wokół mnie rozpoczętych cykli, więc na razie spasuję z kolejnym :) Jungstedt mnie zaczęła tym romansidłem wkurzać, nie wykluczam, ze jeszcze kiedyś po nią sięgnę, bo szybko się czyta i polubiłam Knutasa, ale na razie jestem obrażona :D
Usuńo proszę, fabuła tak podobna, że nie można się pomylić - to właśnie na tej podstawie nakręcono nasz serial Zbrodnia, tyle że akcję przeniesiono na Hel
OdpowiedzUsuńAno tak, zapomniałam o tym wspomnieć w recenzji, ale faktycznie - nasi zrobili z tej książki serial, którego jeszcze nie miałam okazji oglądać. Trochę mnie martwi, bo wszystkie fajne polskie seriale mi kasują po pierwszym sezonie, więc boję się włączać :D
Usuń