Przez cały okres studiów z niesamowitym zaangażowanie
mówiłam każdemu, kto tylko chciał słuchać, że nie jestem feministką. Jak wielu
innym, feminizm kojarzył mi się z paleniem staników i nieogolonymi łydkami, a
tak na serio – uważałam, że obecnie nie występują nierówności między
traktowaniem kobiet i mężczyzn, a brzydkie słowo na F to sposób tłumaczenia się
dla tych, którzy nie osiągnęli sukcesu. Bo faktem jest, że na moim kierunku
studiów było minimalnie więcej kobiet niż mężczyzn, a zawód, który wtedy planowałam
wykonywać, jest mocno sfeminizowany (a sensie, że w większości wykonują go
kobiety). Studentki miały na ogół lepszy wyniki niż studenci, a jeśli
wykładowca chciał mieć cos zrobione na pewno i dobrze, zwykle kierował się z
tym zadaniem do dziewczyny niż do chłopaka. Tak z resztą było przez całą moją
edukację – dziewczynki miały lepsze wyniki edukacyjne i częściej pełnimy
funkcje w szkolnym samorządzie niż chłopcy. Nigdy nie czułam zatem, że moja
płeć ma jakikolwiek wpływ na moje zawodowe osiągnięcia.
Potem zaczęło się tzw. dorosłe życie, i mimo, iż mam bardzo
przyjazne środowisko pracy, to krótko mówiąc, przekonałam się, iż wnioski
wynikające z pierwszego akapitu tego tekstu nie zawsze są prawdziwe. Nie jest
to problem jedne firmy czy jednego sektora rynku, czy jednego kraju. Z
niesprawiedliwym traktowaniem i dodatkowymi trudnościami w osiąganiu sukcesów w
pracy borykają się bowiem kobiety zarówno w krajach o bardzo
tradycjonalistycznym podejściu jak i w tych określanych jako nowoczesne.
Europejka, Amerykanka, Azjatka i Afrykanka mają dziś dokładnie takie same
trudności w drodze na szczyt kariery, mimo, iż ich kulturowe otoczenie jest
różne. Duże korporacje mniej lub bardziej świadomie uruchamiają mechanizmy,
które spychają kobiety na drugi tor, podobnie jak pięcioosobowa spółka Pan
Władek i Wspólnicy. Branża IT, prawnicza, medyczna i setki innych – odsetek kobiet
na wysokich stanowiskach w każdej z nich wciąż jest zatrważająco mały.
Sheryl Sandberg jest prezesem Facebooka. Kobietą-prezesem
Facebooka. Wydaje mi się, że bycie prezesem Facebooka jest wystarczająco dużym
wyzwaniem, tymczasem Sheryl ma te same problemy co wiele z nas – jest świetna w
tym co robi, ale i tak musi odpowiadać stale na te same pytania – czy nie rani
swoich dzieci, tyle pracując, jak godzi życie rodzinne z życiem zawodowym. Jest
jedną z najbardziej wpływowych kobiet świata, działa na rzecz tych mniej
wpływowych, żyje w USA w XXI wieku, a i tak od czasu do czasu ktoś urządza
polowanie na czarownicę-Sheryl. A teraz
najlepsze – nigdy nie było w historii innego prezesa Facebooka niż ona.
Prezes-facet Facebooka nie istnieje w historii.
Sheryl napisała książkę, który wszyscy, ale to wszyscy
powinniśmy przeczytać. Kobiety wiele się z niej dowiedzą, nie tylko to, jakie
techniki czy metody zastosować w karierze, by piąć się do góry, jak spróbować
połączyć karierę z rodziną i dlaczego nigdy nie da się tego zrobić w 100%,
dlaczego nie jesteś beznadziejną matką dlatego, że zapomniałaś ubrać syna w
zieloną bluzę na dzień Św. Patryka, ale i zrozumiesz, dlaczego kobiety wciąż
muszą walczyć o coś, co mężczyźni dostają za free. Spośród wielu wiadomości,
jakie autorka dla nas ma, najważniejsze są: usiądź przy stole (czyli nie bój
się zabrać głosu w dyskusji), uczyń partnera swoim prawdziwym partnerem (czy
wiecie, że większość kobiet, które osiągnęły sukces, ma kochających mężów,
którzy w pełni je wspierają? Mit zimnej, samotnej bizneswoman po rozwodzie
zostaje obalony!) i nie odchodź, zanim odejdziesz (nie sabotuj swojej kariery
dziś dlatego, że za 5 lat chcesz mieć dziecko). Jej książka napakowana jest wynikami setek
badań psychologicznych i społecznych, z których wynikają bardzo smutne
konkluzje – to społeczeństwo, a nie sami mężczyźni, spychają kobiety do kuchni,
a społeczeństwo to w połowie… kobiety. Dopóki nie zaczniemy wspierać siebie
nawzajem, cała walka nie ma sensu. Dzięki Sheryl zrozumiałam też, że nie wszystko
to moja wina – niektóre mechanizmy zadziałają przeciwko mnie, niezależnie od
tego, jak się zachowam. Niezależnie co zrobię, zawsze będzie grupa
niezadowolonych ze mnie.
Ale jest to też ważna pozycja dla mężczyzn. Nie wszyscy
bowiem (osobiście uważam, że duża grupa nie jest) są męskimi szowinistami,
wielu z nich podobnie jak ja w pierwszym akapicie, nie dostrzega, że kobiety
wciąż mają większe trudności, niż mężczyźni, by awansować na upragnione
stanowisko. Panowie, przeczytajcie książkę Sheryl, bo tylko tak się dowiecie, z
czym my się tu musimy zmagać każdego dnia, i dlaczego nie mówimy o tym
otwarcie. Panie, zacznijcie mówić otwarcie, bo Panowie NIE WIEDZĄ, o co chodzi.
Bo kobiety i mężczyźni różnią się, i tylko komunikowanie pomoże nam się nawzajem
zrozumieć. Jeśli mężczyźni też przeczytają Włącz
się do gry, zrozumieją, jakiej pomocy oczekują nich partnerki, dlaczego ich
podwładne boją się awansu i dlaczego ich uczennice w pewnym momencie milkną i
pozwalają się przegonić. Dalej nie będziemy się w pełni rozumieć, ale
przynajmniej będziemy próbować. Poza tym autorka opisuje też ważne zjawisko, z
którego nie zdawałam sobie sprawy – nie tylko kobiety padają ofiarą podziału
ról. Również mężczyźni są osądzani za swoje wybory – wystarczy chociażby
spojrzeć na społeczne reakcje na urlop tacierzyński (w trakcie pisania
autokorekta zmieniła automatem na „macierzyński”). Jeśli kiedyś na stanowiskach
kierowniczych mają być pół na pół kobiety z mężczyznami, nie tylko kobietom należy
dać wybór – bo o to walczyły pierwsze feministki, nie o karierę dla każdej z
nas, ale o prawo wyboru, czy wykonujemy ciężką i ważną pracę domu czy w korporacji, ale i dać ten wybór
facetom.
Gdybym miała zakwalifikować książkę Sheryl Sandberg do
jakiegoś gatunku, byłoby mi ciężko. Nie jest to na pewno poradnik, nie jest to
książka psychologiczna, ani nie biografią, chociaż elementy każdego z nich
można tu odnaleźć. Po wielu latach Sandberg po prostu usiadła i spisała, co
wiedziała, a wie sporo, bo siedzi w biznesie już dobrą chwilę. Nie udaje, że
jest najlepsza, opisuje błędy, które popełniła w ciągu swojej kariery, i czego
ją one nauczyły. A teraz my możemy się na nich uczyć, z czym należy walczyć, a
z czym nawet nie należy próbować.
Zdecydowanie jest to najważniejsza książka, jaką
przeczytałam w tym roku, i prawdopodobnie jedna z najważniejszych w życiu.
Moja ocena: 6/6
Sheryl Sandberg Włącz
się do gry
Wyd. Sonia Draga
Katowice 2013
Zaczęłam czytać pierwszy akapit i zgadzałam się z każdym słowem. Ja również nie rozumiem (nie rozumiałam) problemu feministek i uważam, że kobiety nie są dyskryminowane, a przynajmniej nie w moim otoczeniu. Otworzyłaś mi trochę oczy, a myślę że ta książka zrobi to jeszcze bardziej. Na pewno stanie się moją lekturą, bo chce wiedzieć więcej.
OdpowiedzUsuńMnie jest trochę wstyd, że problem dyskryminacji kobiet dostrzegłam tylko dlatego, że mnie samej po trosze to dotknęło. Jak łatwo nam powiedzieć, że czegoś nie ma, tylko dlatego, że tego nie widzimy. A liczby mówią same za siebie, i są przerażające, podobnie jak wyniki badań i prywatne doświadczenia nie tylko pani prezes Facebooka, ale i innych kobiet na wysokich stanowiskach. Naprawdę warto przeczytać, żeby się tego dowiedzieć.
UsuńMuszę podziękować Oisajowi :)
OdpowiedzUsuńTa książka jest wartościową lekturą niezależnie od momentu w życiu, w jakim czytelniczka się znajduje, ale faktycznie - im wcześniej kobiety zapoznają się z tym, co Sheryl i inne współczesne feministki mają do powiedzenia, tym lepszą przyszłość stworzymy sobie i kobietom, które przyjdą po nas.
Zawsze może się zdarzyć, że lektura nic nie wniesie, ale to można powiedzieć o wszystkim - gdybyśmy nie podejmowali ryzyka codziennie, trzeba by całe życie spędzić w domu :)