Pierwszy wewnętrzny okrzyk radości – kiedy w zapowiedziach
wydawnictwa pojawia się TO nazwisko, którego już obawiałam się tam nie zobaczyć.
Potem tygodnie oczekiwania. Tydzień przed premierą niecierpliwe nawiedzanie
Empików dzień po dniu w nadziei, że u nich pojawi się wcześniej. Wreszcie jest.
Mogłabym zacząć czytać od razu na przystanku, ale postanawiam poczekać – co nagle
to po diable, a ja nie mam do piątku czasu na bycie wciągniętą bez reszty.
Wreszcie nadchodzi ten dzień. Pierwsza strona – lista członków nowej grupy.
Kilka nowych twarzy, owszem, ale przede wszystkim – niektórzy członkowie
Drużyny A. Szybki rzut oka i rozczarowanie – na liście nie ma mojego ulubionego
bohatera. Emocje podobne jak przy odczytywaniu listy przyjętych do liceum.
Kilkadziesiąt stron później – jednak pisk radości. Jon Anderson jednak tam
jest. A potem już jazda bez trzymanki – Sztokholm, Haga, Nowy Jork, Ryga,
krakowskie Swoszowice (!), Londyn, Berlin…
Jeśli idzie o książki Arne Dahla, mam na ich punkcie
absolutną obsesję. Dopiero co skończyło się u nas wydawanie wszystkich tomów o
przygodach Drużyny A, a już wydawnictwo czarna Owca rusza z kolejnym cyklem
powieści o jednostce operacyjnej Europolu, do której zrekrutowano kilkoro
byłych członków Drużyny. Wraca Paul Hjelm i Kerstin Holm, znów spotykamyi Arto
Soderstedta i Jorge Chaveza, jest Sara Svenhagen i mój ulubiony Jon Anderson.
Kilkoro pozostałych przeszło na zasłużoną emeryturę, autor na szczęście wypisał
z fabuły (przynajmniej na razie) Lenę Lindberg. W nowej grupie poznajemy
najlepszych gliniarzy z całej zjednoczonej Europy. Co cieszy, pojawia się również
polski wątek z Markiem Kowalewskim, który początkowo nie robi dobrego wrażenia,
ale później ciężko pracuje na swoją dobra opinię. Tym czasem przestępczość,
wraz z rozwojem Unii, zmienia się i korzysta w pełni z wolności, które daje
Wspólnota. Śledztwa szwedzkie, włoskie, niemieckie, łotewskie i brytyjskie siłą
rzeczy muszą połączyć się pod egidą jednej, międzynarodowej grupy. Świetnie
oddaje to fragment blurba z okładki: „Przestępczość nie zna granic. Dlaczego
policja miałaby je znać?”.
Chciałam kiedyś napisać powieść sensacyjno-kryminalną. I ona
miała wyglądać dokładnie tak samo, jak Głuchy
telefon. Jota w jotę, tylko u mnie byłby jeszcze firmowy samolot, a u Dahla
jest lepszy język. Zdarzyło wam się kiedyś uczucie, że autor sięgnął wam do umysłu i wyciągnął
dokładnie to, co chcieliście przeczytać? Mnie się to zdarzyło po raz pierwszy.
I to było najbardziej odjazdowe uczucie w życiu. W mojej ocenie duże odzwierciedlenie
ma mój emocjonalny stosunek. Do tego autora, do bohaterów, do tego, co razem z
nimi przeszłam. To taka przyjaźń na dobre i na złe, która nie zmieni się, nawet
jeśli któryś kolejny tom nie będzie tak dobry jak poprzedni. Nowy cykl jest tak
samo dobry jak poprzedni, ale różnice są znaczące, nie ma odgrzanego kotleta,
ale jest ta sama dynamika grupy, która czyniła Drużynę A tak wyjątkową.
Dziękuję ci, Arne Dahlu, za takie książki.
Moja ocena: 6/6
Arne Dahl Głuchy
telefon
Tłum. Robert Kędzierski
Wyd. Czarna Owca
Warszawa 2015
Niestety nie znam tego autora, więc chętnie sięgnę żeby wyrobić sobie zdanie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń