Dzięki recenzjom blogerów książkowych odkryłam przez
ostatnie lata wiele wspaniałych, albo chociaż fajnych książek, i uniknęłam paru
bubli. W pewnym momencie zaczęłam polegać na Waszych (bo i blogerzy tu
zaglądają) opiniach tak bardzo, że z zasady nie sięgałam po pozycje, o których
nikt nic nie napisał. W ten sposób jakość moich lektur wyraźnie wzrosła,
zmalała zaś ilość pieniędzy wyrzucona w błoto po zakupieniu słabej pozycji.
Zrobiło się dosyć przewidywalnie. I nudno. Bo oprócz satysfakcji z przeczytania
dobrej książki lubię ten dreszczyk emocji, gdy z półki ściągam pozycję, o
której nic nie wiem. Żadnej wiedzy, żadnych uprzedzeń. I tak jak życie samo w
sobie składa się też z takich właśnie chwil niepewności, i to one nadają mu
smak, tak i życie książkoholika sporo traci na samych przewidywalnych
lekturach. W ten oto zawoalowany sposób chcę powiedzieć, że w tym roku odkrywam
po raz kolejny w życiu radość z czytania książek o których nikt nic nie wie, bo
zwyczajnie pojawiły się na rynku zbyt niedawno. I po raz kolejny przekonałam
się, że znajomośc z nieznaną znikąd książką może pokazać się równie pasjonująca
co z szeroko polecaną pozycją.
Nie wiem, co mnie do tej konkretnej pozycji najbardziej
przyciągnęło: czy urocza różowa okładka z fajnymi babskimi gadżetami i Tower
Bridge, czy blurb na okładce obiecujący sympatyczną, nie-przesadnie-oryginalną
fabułę, czy po prostu w wyniku doła brałam co popadnie. Jak znaleźć faceta w wielkim mieście Melissy Pimentel okazało się
być naprawdę przyjemną w odbiorze, zabawną i nie głupią obyczajówką, klasycznym
chick litem o dwudziestodziewięcioletniej Lauren, która przybywa do Londynu by
zmienić swoje życie i poznać faceta. O ile jednak w przeważającej większości
powieści tego typu chodzi o Tego Jednego Jedynego, Lauren poszukuje… wielu
różnych, i to nie po to, by stworzyć związek, ale po to, by się zabawić. A
ponieważ żaden facet nie chce uwierzyć na słowo, gdy oświadcza im, iż związek
jej nie interesuje, wygląda na to, że będzie ich musiała wziąć ich sposobem.
Tym sposobem pracownica londyńskiego Muzeum Nauki zapoczątkowuje projekt
naukowy – co miesiąc wybiera inny poradnik randkowy i przez 30 dni stosuje się do
niego jota w jotę. Każdy, kto miał kiedyś w ręku takie poradniki wie, że każdy
z nich mówi co innego, a w dodatku gdy się wybiera również takie z lat 50. a
nawet z XIX wieku, muszą z tego wyniknąć pewne nieplanowane zwroty akcji. A dla
czytelnika – mnóstwo uciechy, bo bohaterka zdaje się mieć amputowane poczucie
obciachu.
Mogę z ręką na sercu polecić tą powieść każdej kobiecie,
która ma ochotę na lekką, babską literaturę. Autorka miała bardzo fajny pomysł
na fabułę, mnóstwo humoru, co więcej stworzyła przekonywujących bohaterów,
których da się lubić. Szczególnie przypadła mi do gustu Lauren, główna
bohaterka, mimo, iż nie popieram żadnego jej zachowania, to nie sposób było nie
kibicować tej zakręconej dziewczynie. Ponadto autorka okazał się trzymać dla
czytelnika coś w zanadrzu, co dodało powieści głębi. Wciąż nie jest to „ambitna
literatura”, ale należy docenić pewien zwrot akcji, który nie daje się nudzić,
i którzy dodaje tej opowieści uroku. Nie żałuję ani jednej minuty spędzonej na
lekturze Jak znaleźć faceta…, było to
dokładnie to, czego oczekiwałam. Pozostaje liczyć na to, że autorka jeszcze coś
napisze. I że kolejne eksperymenty z nowościami wydawniczymi okażą się równie
udane.
Moja ocena: 5/6
Melissa Pimentel Jak
znaleźć faceta w wielkim mieście
Tłum. Piotr Kaliński
Wyd. Czarna Owca
Warszawa 2015
Ja mam ochotę na babską książkę, więc dziękuję za polecenie :) A co do opinii blogerów - tez na niej polegam, ale bez większej przesady, bo kilka razy się "nacięłam" na gniota, którego inni polecali do porzygu.
OdpowiedzUsuńTeż mi się zdarzyło trafić na słabioszkę, mimo pochlebnych opinii. Czasem to kwestia innych gustów, czasem celowego działania niektórych blogerów, żeby się nie narazić wydawnictwu. Tutaj jednak chodziło mi bardziej o sam fakt, że jeszcze znikąd nic nie słyszałam o danej książce :)
UsuńBrakuje mi dobrej babskiej, lekkiej literatury, nabrałam chęci na tę książkę :)
OdpowiedzUsuńTo polecam, wierzę, że się nie zawiedziesz :)
UsuńPatrząc na okładkę i tytuł pewnie bym nie sięgnęła, ale po Twoim opisie jestem zaciekawiona... :)
OdpowiedzUsuńA mnie właśnie ta okładka przyciągnęła :) Wyglądała na lekką powieść i okazała się lekką powieścią :)
UsuńNo proszę, blogi się na coś przydają ;)
OdpowiedzUsuń