O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

środa, 11 listopada 2015

"13 pięter" Filip Springer

Jak często łapiecie deprechę po przeczytaniu książki? Albo inaczej: jak często zdarza się Wam płakać w trakcie lektury lub po jej zakończeniu? I jakiego typu książki wywołują w Was taką reakcję? Przyznam się, że ja nie należę do osób płaczących na okoliczność dóbr kultury – moje łzy w tym temacie ograniczają się właściwie do sceny, w której umarł Mufasa i do zakończenia trzeciego tomu Harrego Pottera. Aha, i do książek Filipa Springera. Tak, dobrze widzicie. Nie płaczę na najbardziej wzruszających scenach w historii literatury, ale płaczę na reportażach tego konkretnego autora.

Tak mi się zdarzyło po raz pierwszy w trakcie czytania Źle urodzonych. Kto by pomyślał, że opis wyburzania Dworca w Katowicach sprawi, że oczyska zaczną mi się pocić? A teraz w trakcie lektury 13 Pięter doszło do podobnego zjawiska. Kto normalny ryczy przy reportażach o architekturze? Zwłaszcza, że się tą architekturą nigdy dotąd nie interesował? (Dla zabieganych na tym można zakończyć ten wpis – po książki Filipa Springera warto sięgać.)

Springer tym razem wypuścił na rynek coś, co jeszcze przed premierą zyskało opinię kontrowersyjnego i co zdołało spolaryzować nie tylko grono czytelników tejże książki, ale, co ciekawe, a może nie tak bardzo – grono tych, którzy nie czytali, ale wiedzą, o czym to jest. Autor wychodzi od początku wieku w Warszawie, by krok po kroku prześledzić przyczyny, dla których nasza dzisiejsza sytuacja mieszkaniowa w kraju jest taka a nie inna, a konkretnie – raczej tragiczna. Dowiadujemy się zatem najpierw skąd w ogóle pomysł spółdzielni mieszkaniowych. Potem jest, wiadomo, wojna, potem PRL, kiedy wolny rynek mieszkaniowy nie za bardzo istniał, i wypływamy z powrotem w wolnej Polsce. O dziwo, z problemami tymi samymi co w XX międzywojennym. Springer porusza się coraz wyżej, piętro po piętrze, omawiając wszelkie prawem dozwolone lub nie, sposoby na zdobycie dachu nad głową. Pisze o koszmarnych metodach czyszczenia kamienic, o braku mieszkań socjalnych, o sposobach ominięcia przepisów, o kredytach hipotecznych: w złotówkach i we frankach, o katastrofalnej sytuacji na rynku mieszkań pod wynajem, po rządowych programach Rodzina na Swoim, MdM i wcześniejszych kredytach preferencyjnych dla Towarzystwa Budownictwa Społecznego. O mieszkaniach podarowanych przez rodzinę, i o mieszkaniach odebranych przez rodzinę. O tym, ile przeciętny Polak płaci za możliwość nie-mieszkania pod mostem (zdecydowanie za dużo). O ubogich-pracujących – tych z nas, którzy pracując na pełen etat, nie są w stanie zapewnić sobie minimum egzystencjalnego, do którego łapie się przecież zapewnienie sobie miejsca do życia.

Skończyłam czytać 13 Pięter i zaliczyłam takiego doła, jakby osobiście z tego 13. Piętra skoczyła na fragment trawniczka przed klatką. A potem w płacz. Bo faktycznie, jeśli ktoś nie ma takiego farta jak ja, że jakieś tam puste mieszkanie w rodzinie było, to wyjścia nie ma albo jest żadne. Albo koszmarki do wynajęcia, z meblościanką Hejnał w roli głównej, za dzikie pieniądze, albo 30-letni związek z bankiem i środki uspokajające za każdym razem, gdy szef wspomni o zwolnieniach, ale szukanie luki w przepisach by zamieszkać w gminnym mieszkaniu, które formalnie mieszkaniem nie jest. Co dodatkowo boli, to fakt, iż próby powolnego uzdrowienia sytuacji, nawet jeśli już się pojawiają, to następna ekipa „robi lepiej” i znów lądujemy wszyscy w XX-leciu międzywojennym.

 Springer otwiera oczy na sytuacje mieszkaniową w naszym kraju. Można się burzyć, można się z czymś nie zgadzać, można mieć jeszcze inne doświadczenia niż te opisane w książce. Ale przeczytać trzeba.

Moja ocena: 5/6

Filip Springer 13 Pięter
Wyd. Czarne

Wołowiec 2013

4 komentarze:

  1. Tak mnie zaciekawiłaś tą pozycją, że od razu po nią sięgnęłam (no dobrze, na tę decyzję miał też wpływ nadchodzący wieczór i czekające na mnie "Lśnienie", brrrr). Zastanawiałam się, jak może być ciekawym temat mieszkań Polaków na przestrzeni lat. Przecież każdy wie, że w PRLu to było super, bo dawali mieszkania, chociaż w kiepski sposób wybudowane, ale jednak każdy mógł dostać, a teraz kredyt bez mała na 30 lat za klitkę na betonowym blokowisku. Od pierwszych stron książki jednak zrozumiałam, ż jest to temat świetny, wspaniale ujęty i jak pieknie opisany! Już nie będę podejrzliwa wobec Filipa Springera i obojętnie o czym będzie pisał i tak przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka ładna, osobista recenzja. Na mnie architektura właśnie tak działa: mnie jest szkoda az do bólu rozwalonych a ślicznych budynków, a oczy mi wypalają niektóre "dzieła" dzisiejszych architektów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam wrażliwość Springera i jego talent do ukazywania złożoności i wielobarwności zdawać by się mogło prozaicznych tematów.

    OdpowiedzUsuń