O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

"Jestem nudziarą" jest nudne


Dzisiaj post raczej rzadko pojawiający się na moim blogu, mianowicie post dotyczący książki niedoczytanej. Odkąd regularnie czytam wasze blogi, przy wydatnym udziale systemów rekomendujących książki na różnych portalach, zwykle trafiam na książki, które mi się podobają.  Co więcej, kiedy jakiś autor/autorka mnie zaciekawił/a, staram się sięgnąć po jego/jej kolejne powieści  i oczekuję zwykle podobnie wysokiego poziomu. Tym razem jednak się nacięłam.

„Jestem nudziarą” pożyczyłam już dobrą chwilę temu z biblioteki, po tym jak „Gosposia prawie do wszystkiego” autentycznie mnie zachwyciła, mimo iż nie miałam wiele czasu na czytanie w owym czasie, to jednak zawsze starałam się wykroić choć chwilę na tą powieść. Podobnie opowiadanie Moniki Szwai zamieszczone w recenzowanym ostatnio przez mnie tomie „Opowiadań letnich, a nawet gorących”  zaliczyłabym do grupy tych lepszych teksów zawartych w zbiorze. Natomiast „Jestem nudziarą” mnie, może nie tyle rozczarowało, co śmiertelnie znudziło.

Bohaterką jest tutaj Agata, trzydziestoparoletnia kobieta która w wyniku nieeleganckiego zachowania szefa zmuszona jest szybko się przekwalifikować. Ze względu na wykształcenie jedyną realną opcją jest nauczanie polskiego w szkole. Konkretnie w liceum.  Wraz ze zmianą pracy Agata postanawia odmienić także swoje życie – inwestuje w nowe ciuchy, kosmetyki, poznaje nowych ludzi, nowych facetów, szuka nowego źródła zarobkowania, a przez stare koleżanki jest nawet poddawana psychoterapii – niezbyt udanej. Oczywiście jest tu też miłość, i to nie łatwa, bo jak nie ma absztyfikanta, to nie ma, ale jak już mają być to od razu w liczbie dwóch, i to zupełnych przeciwieństw. Kogo wybierze Agata? Energicznego, trochę zwariowanego architekta, czy spokojnego pilota?

Niestety, nie wiem. I jakoś szczególnie mnie to nie martwi. I to jest właśnie najgorsze w tej książce. W bólach doszłam do połowy, po czym postanowiłam zrobić sobie przerwę na coś innego, żeby się zwyczajnie… rozerwać. Minął miesiąc, a mnie jakoś nie ciągnie do powrotu do „Nudziary”. Główna bohaterka mnie wkurza – z jednej strony dorosła baba, a z drugiej infantylna kretynka. Przyjaciółki Agatki najchętniej bym za kudły złapała i wyrzuciła do innej bajki – tępe materialistki. Obaj kochasie bohaterki też nie lepsi – jeden ma chyba ADHD, i powinno się z nim zrobić coś złego. Najlepiej to co w przyjaciółkami. Drugi – wcielenie Matki Teresy. Mdły do przesady. Okolica też nie lepsza – Agatka tak do ręki, bez żadnego doświadczenia dostaje pracę w liceum i to w klasie szczególnie zdolnej. Dzieciaczki, które do grobu wprowadziły wszystkich poprzedników bohaterki, dla niej samej są jak potulne baranki, co i Mickiewicza poczytają, i do drogerii zabiorą i tusz do rzęs wybiorą. Nie, dzięki.

„Jestem nudziarą” adekwatny ma tylko tytuł, bo faktycznie nudne to potwornie. Właściwie nic się tu nie dzieje, zawsze, gdy już mógł się zadziać jakiś ferment, autorka wyprowadzała wszystko elegancko na prostą, bez zgrzytów, bez wybuchów, bez pasji. Nie znaczy to, że dam sobie spokój z książkami pani Szwai. Po prostu ta powieść mi zupełnie nie podeszła, spróbuję poczytać inne i wierzę, że „Nudziara” okazała się tylko wypadkiem przy pracy.

Monika Szwaja Jestem nudziarą
Wyd. Prószyński i S-ka
Warszawa 2003

15 komentarzy:

  1. Ostatnio próbowałam przeczytać tę książkę, ale również mi nie szło. Ta książka wynudziła mnie jak mało co! Już nawet biologia w mojej szkole jest mniej nudna! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, tak popatrzyłam teraz na recenzje tej książki na innych blogach i generalnie odczucia są podobne do naszych :)

      Usuń
  2. Skoro się prawie zanudziłaś na śmierć to nie sięgnę po lekturę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale warto sięgnąć po inne tytuły tej autorki :)

      Usuń
  3. Kurde...
    A mnie się podobała;(
    No może nie taki zachwyt jak przy "Domu na klifie", ale czytałam z przyjemnością.

    Troszkę się nie zgodzę z oceną szkoły i dzieciaczków - powinnaś sama pamiętać (w końcu nie tak dawno do LO chodziłaś), że z nauczycielami to różnie jest - jakie oni mają podejście do młodzieży, tak i młodzież (w większości przypadków) traktuje ich. I uwierz wiem co mówię/piszę.
    A sama pani Monika przez pewien czas polskiego w szkole uczyła:)

    A do Krakowa przywiozę ci wspomniany "Dom na klifie" - jak to nie zaskoczy to już sama nie wiem co...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dom na klifie" prawie na pewno mi się spodoba, w końcu "Gosposię" niemalże pożarłam wzrokiem :)

      Niestety, to liceum to już jednak chwilę temu u mnie było (;)), ale pamiętam, że nawet najlepsze nauczycielki poddawaliśmy dosyć długiemu procesowi obróbki, żeby zaufać, a w książce mam wrażenie, że to wszystko jej tak łatwo i szybko poszło. W ogóle coś tej Agatce tak łatwo wszystko szło - wiem, marudzę, ale jednak jakiś taki dysonans miałam.

      Ale to jest tak jak kiedyś pisałaś (zapomniałam jak się autorka nazywała) - czytasz, czytasz, podoba się, a potem się człowiek nasmaczy na kolejną książkę i okazuje się, że zupełnie nie podeszła.

      Na "Dom na klifie" czekam cierpliwie, do zobaczenia na spotkaniu!

      Usuń
  4. No ładnie... narażasz się miłośniczkom:-) Nie bój się, ja do nich nie należę. Chyba nic Szwai nie czytałam, ale mnie nie ciągnie. I już. Zdaje się, że nie wiele straciłam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja może do miłośniczek nie należę, ale do entuzjastów na pewno. Po prostu ta konkretna pozycja mnie rozczarowała. Przecież nie może się wszystko wszystkim podobać :)

      Usuń
  5. Brrr... mnie w ogóle nie ciągnie do tego typu powieści, teraz wiem dlaczego - po prostu większość odbieram tak, jak Ty "Nudziarę"!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja czasem lubię sobie poczytać takie babskie czytadła, nawet często mi się to zdarza, ale wtedy ona musi mnie wciągnąć bez reszty. Bo pomęczyć to ja się mogę nad klasyką ;)

      Usuń
  6. Jeszcze nic nie czytałam tej pani, ale moi rodzice ją wielbią. Chyba nawet całą kolekcję mają. Chyba ograniczę się do jej opowiadania. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj "Gosposię prawie do wszystkiego", mnie bardzo się podobała :)

      Usuń
  7. Ja doczytałam, ale bez przyjemności. Z przyjemnością natomiast obsmarowałam książkę w swojej recenzji. Za podsumowanie fabuły niech posłuży okrzyk: O naiwności!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe, a próbowałaś inne jej książki? Polecam :)

      Usuń