Partnerki to książka
napisana przez byłą chicagowską policjantkę, Ginę Gallo, opisująca 16 lat
służby w szeregach policji. Wpisuje się w szeroki nurt tzw. true crime, gdyż
skupia się na prawdziwych przypadkach do których Gallo lub jej koledzy zostali
wezwani w trakcie pracy, jednocześnie jest to jedna wielu tego typu książek wspomnieniowych,
pisanych przez byłych policjantów, prawników i innych pracowników służb
miejskich. Jednak jest to książka niezwykła,
wyjątkowa na tle innych do niej podobnych.
Autorka przeprowadza czytelnika przez całą swoją policyjną drogę.
Zaczyna od wyjaśnienia, co skłoniło ją do wyboru danego zawodu, mimo iż
dorastała w ciągłym strachu o swego ojca, również policjanta, dostrzegając, co
jego zawód robi z nim i jego rodziną. Wraz z Gallo udajemy się najpierw do
akademii policyjnej, która w niczym nie będzie przypominała tej ze słynnej
komedii Akademia policyjna, poznamy
prawa rządzące tą instytucją, miejsce rekruta w łańcuchu pokarmowym policji
(dalej niż koniec), plan zajęć (wyczerpujący), stosunek instruktorów do adeptów
(zły). Dzięki niej poznamy różne typy osób, które decydują się na wstąpienie do
policji – rodziców zwabionych perspektywą stałej pensji i pakietem socjalnym,
bohaterów pragnących ratować innych, twardzieli chcących sprawdzić się w roli
stróżów prawa, policyjne fanki, pragnące mieć nieograniczony dostęp do obiektów
swojego uwielbienia. Zobaczymy, kto dotrwa do końca, by zacząć pełnić
zaszczytną ale i trudną rolę gliniarza na niebezpiecznych ulicach Chicago.
Autorka przyjęła bardzo ciekawą technikę opowiadania o
swojej pracy – jej opowieść z jednej strony jest chronologicznym zapisem jej
służby, z drugiej zaś podzielona jest na rozdziały, z których każdy odpowiada
innej kwestii, którą Gallo porusza. Dzięki temu jednocześnie poznajemy jej
życie, ale i otrzymujemy pełny, ciekawy ale i przerażający opis stosunków
panujących w policji. Była policjantka nie stroni od trudnych tematów, nie
oczyszcza ale i nie pognębia środowiska, w którym spędziła 16 lat życia.
Czytelnik zaznajamia się z różnymi typami gliniarzy, trudnościami w awansie,
stosunkiem do kobiet, działaniami wymierzonymi przeciwko różnym rodzajom
przestępstw – awantury rodzinne, handel narkotykami, prostytucja to tematy, które
przewijać się będą przez całą książkę. Jest to opowieść o korupcji, alkoholizmie
i seksie, ale i o odwadze, partnerstwie, poczuciu, że „ktoś przecież musi to
robić”.
Gina Gallo ma przy tym nie tylko wiele do powiedzenia, ale i
wybitny talent do opowiadania. Nie powtarza się, nie wciska czytelnikowi masy
frazesów, opisuje rzeczywistość taką jaka ona dla niej i jej przyjaciół była, każde słowo obrazując przykładem z
życia wziętym. Często są to obrazy smutne, okrutne, przerażające, z których
wyziera tak olbrzymia nienawiść ludzi do siebie nawzajem, że kilkakrotnie
musiałam odłożyć książkę na bok, aby odetchnąć. Jednocześnie opowieść o mieście
i jego stróżach wielokrotnie wciągała mnie na długie godziny.
Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to tłumaczenie.
Przede wszystkim nie rozumiem, skąd tytuł Partnerki.
Autorka owszem, kilkakrotnie w książce opisuje swoją współprace z druga
policjantką, jednak poświęca tej współpracy najwyżej 4 rozdziały, i ten temat
zdecydowanie nie jest kwintesencją całej książki. Oryginalny tytuł – Armed & Dangerous zupełnie
spokojnie mógł być przetłumaczony dosłownie. Natomiast przy pojawiającym się
parokrotnie w książce „sportowym szewrolecie” po prostu wymiękłam. W Partnerkach
czytelnik natknie się na wiele podobnych lapsusów, które może nie zawsze są
oczywista pomyłką, ale dla osób bardziej zorientowanych w języku angielskim
będą oczywistym dowodem nieznajomości slangu, który należało oddać w książce, a
który poznać można chociażby oglądając amerykańskie „zabili go, uciekł” w
oryginale.
Mimo niedoróbek językowych jest to jednak fascynująca
pozycja, którą polecam każdemu, kto poza kryminałami lubi czasem poczytać o
prawdziwych zbrodniach.
Moja ocena: 5,5/6
Gina Gallo Partnerki.
Wspomnienia chicagowskiej policjantki
KDC
Warszawa 2003
Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się spodoba :)
UsuńO! Tego jeszcze nie było! Oryginalna odmiana po typowych kryminałach, z wielką chęcią przeczytam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Tak, na pewno jest to coś innego, mniej wygładzonego, choć powoli coraz więcej tego typu książek wychodzi. I dobrze! :)
UsuńW ogóle zauważyłam, że byli policjanci często biorą się za pisanie wszelkiej maści książek okołokryminalnych - może to próba pozbycia się traumatycznych przeżyć?
UsuńTrzeba by ich zapytać. Myślę, że przyczyny są różne - ludzie często pewnie pytają o ich doświadczenia, może niektórzy piszą, żeby sobie dorobić po przejściu na emeryturę; może lubią pisać. Na pewno tego typu książki pisane "od kuchni" na temat zbrodni i samej instytucji jaką jest policja zawsze będą się dobrze sprzedawać. Opowieści policyjne zawsze będą nas bardziej fascynować niż opowieści urzędników, księgarzy czy konserwatorów kolejki górskiej, nie uwłaczając żadnemu z tych zawodów.
UsuńMocne nerwy posiadam więc chętnie sięgnę po książkę. Tym bardziej, że kobiece spojrzenie na zbrodnię i pracę w policji, może być bardzo ciekawe
OdpowiedzUsuńW ogóle spojrzenie od środka na taka instytucję jak policja jest fascynujące, a kiedy do tego dochodzi kwestia płci i miejsca, robi się mieszanka wybuchowa.
UsuńZdecydowanie przeszkadzałoby mi tłumaczenie. Przykładam dużą wagę do języka niestety (stety?).
OdpowiedzUsuńNie lubisz szewroletów? :D
UsuńSam język książki jest poprawny, bardziej chodziło mi tutaj o rzeczy w stylu oznaczenia radiowozów - kiedy pojawia się numer czterocyfrowy, Amerykanie mówią pojedynczymi cyframi a nie tysiąc dwieście siedemdziesiąt jeden. Ale na dłuższą metę może wkurzać.
Szewrolet mnie zabil ;-))))).
UsuńAle poza tym "Partnerki" chyba przypadna mi do gustu :-).
Tak patrząc na twojego bloga, to myślę, że ci się spodobają :)
UsuńNa pewno poszukam w bibliotece. Jakim cudem ja to w kdc te kilka lat temu przegapiłam?
OdpowiedzUsuńTeż się zastanawiam jak mi to umknęło, bo swego czasu śledziłam na bieżąco nowości KDC.Może mi się to uda gdzieś posiąść na własność, w jakimś antykwariacie czy bazarku...
UsuńPodobne do mojego "gliniarza z numeri 110", choć odnoszę wrażenie, że w trochę lepszym wykonaniu...
OdpowiedzUsuńTak mi się też wydaje, Gallo często podchodzi o swojej pracy i do siebie samej krytycznie, przez co książka jest jeszcze bardziej prawdziwa.
Usuńsportowym szewrolecie- umarłam!!! Dlatego tak bardzo kocham polskie tłumaczenia! Książka wydaje się ciekawa, ale może lepiej w oryginale ją przeczytać? Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń:D
UsuńJak tylko jest taka możliwość to zawsze lepiej w oryginale :)
"Często są to obrazy smutne, okrutne, przerażające, z których wyziera tak olbrzymia nienawiść ludzi do siebie nawzajem, że kilkakrotnie musiałam odłożyć książkę na bok, aby odetchnąć". - oj to chyba nie dla mnie, jednak.
OdpowiedzUsuńTakie pomyłki w tłumaczeniu bardzo przeszkadzają w czytaniu. Tutaj piszesz o slangu, ale czasami nawet dosyć znane powiedzenia są źle przetłumaczone i pewnie osoba, która nie zna angielskiego zastanawia się: "ale o co chodzi?"
U mnie te źle przetłumaczone, specyficzne dla zawodu amerykańskiego policjanta sformułowania szczególnie biły po oczach, bo przypominałam sobie jak w takich sytuacjach wypowiadali się bohaterowie serialu "Third Watch" o którym pisałam przy okazji 11 września - oglądałam ten serial w oryginale a potem z lektorem i niektórych rzeczy po prostu nie dało się przetłumaczyć dosłownie. Mimo to w książce tą dosłowność widać i to biło po oczach.
UsuńTo może jednak przerzuć się na czytanie oryginałów? :) W Krakowie niestety nie ma żadnego American Corner, ale może British Council jest :)
UsuńPowiem ci, że mam cała półkę fajnych książek po angielsku, ale z lenistwa sięgam zawsze po te po polsku, muszę się wreszcie zreflektować, zwłaszcza, że mój angielski zaczyna się robić, hm, niedbały...
UsuńKiedyś byłam w krakowskim British Council i ich biblioteka składała się z jednego regału :) Może teraz jest lepiej. Ale czasem w wojewódzkiej pożyczam książki w obcojęzycznym oddziale, ale po tym jak naliczyli mi karę mimo że oddałam w terminie jakoś nie ufam ich systemowi :)