O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

czwartek, 31 stycznia 2013

Mój wyzwaniowy kryminał



Jak pewnie pamiętacie, styczeń okazał się dla mnie tak bogaty w doznania egzaminacyjne, że na czytanie dla przyjemności zwyczajnie nie starcza mi czasu ani energii. Jako że jednak sama wystartowałam od tego miesiąca z wyzwaniem miejskim, czułam się w obowiązku sprostania zadaniu, czyli przeczytania przynajmniej jednej książki, której akcja dzieje się w mieście nadmorskim (mniej lub bardziej). Mój wybór padł na Gotenhafen, która leżała u mnie już dobre kilka miesięcy. Niestety nie był to wybór zbyt udany.

Akcja powieści, jak i jej tytuł wskazuje, dzieje się w Gdyni, chociaż siłą rzeczy zahacza o pobliski Gdański i rodzący się dopiero Sopot. Zaczynałam lekturę z przekonaniem, że jest to kryminał z rodziny „retro” – zaczyna się bowiem z grubej rury – tajemniczym morderstwem. Głównym podejrzanym jest emerytowany gdański policjant. Jednak śledztwo komplikuje fakt, że Franz Thiedtke nic nie pamięta – kim jest, skąd się wziął na miejscu zbrodni, czy to on zabił, co się w ogóle stało. Dodatkowo okazuje się, że ofiarą był wysoko postawiony przedstawiciel nowej, nazistowskiej władzy, a śledztwo prowadzone jest w kierunku bardziej politycznym niż kryminalnym.

Mam dwa spore zarzuty pod adresem tej powieści. Po pierwsze – nie wiem, co autorka chciała napisać. Kryminał? Powieść szpiegowską? Powieść historyczną? Powieść obyczajową? Powieść biograficzną? Ponieważ te wszystkie gatunki przeplatają się ze sobą na 200 stronach książki, tworząc niekoniecznie ciekawy misz masz. Zaczyna się od kryminału, jednak szybko okazuje się, że mamy raczej do czynienia z gorszą wersją Pianisty, dowiadujemy się wiele ciekawych informacji o wojennych losach Gdańska i Gdyni, poznajemy ichniejsze społeczeństwa, to tradycyjne i to nowoprzybyłe. A w międzyczasie podczytujemy biografie kilkunastu osób. Pani Żukowska ma irytujący zwyczaj pisania obszerniej biografii każdej drobniejszej nawet postaci pojawiającej się na kartach powieści – nie charakterystyki, ale całej biografii. I żeby nie było – nie jest to opis, wprowadzający w historię, zawierający najważniejsze dane. Nie, niejednokrotnie zaczynamy od dziadka delikwenta, by już po pięciu stronach powrócić do właściwej opowieści. Nie wiem jak u innych czytelników, ale mnie ten system męczy, ledwo skupię się na tym, co tu i teraz, a już ląduję 30 lat wcześniej, by za chwile znów mnie tu wypluło.

Drugi zarzut to styl – dla mnie powieść musi być napisana językiem, który nie przeszkadza. Owszem, zdarza mi się czytać rzeczy tzw. „ambitniejsze” gdzie specyficzny styl jest jakby dodatkowym bohaterem. Tutaj jednak miałam wrażenie, że czytam opowiadanie gimnazjalistki. Przykro to pisać, ale dla mnie wszystko tu było nie tak. Zdania były kwadratowe, wypowiedzi bohaterów często przesadnie górnolotne, wtręty narratorki odnośnie wojny troszkę mi pachniały Paulo Coelho, a już zabieg, by pozbawić Niemca pamięci, a następnie wyjaśnić mu o co chodzi w II wojnie światowej, by następnie on stwierdził, że to szaleństwo – tchnie dydaktycznym smrodkiem. W dodatku autorka nadużywa słówka „który”, umieszczając je nieraz w kilku zdaniach pod rząd. Robi to wrażenie niedopracowanej i ubogiej językowo książki.

Nie jest tak, że jestem zupełnie na nie. Wiedza autorki o wojennej historii Gdańska i Gdyni jest naprawdę spora, również oryginalne zdjęcia Gotenhafen bardzo mi się podobały. Nie na tyle jednak, by udało mi się wciągnąć w fabułę, przerywaną co chwilę biografiami, ani by zapomnieć o słabym stylu. Dla mnie wzorem w temacie tego typu książek pozostaje Marek Krajewski, Izabela Żukowska zupełnie do mnie nie przemawia.

Moja ocena: 2,5/6

Izabela Żukowska Gotenhafen
Wydawnictwo Nowy Świat
Warszawa 2012

Książka przeczytana w ramach Wyzwania Miejskiego, Trójka e-pik, Z Półki i Czytamy Kryminały.

8 komentarzy:

  1. A zarys fabuły prezentował się całkiem, całkiem... No cóż, wydanie książki jednak do czegoś zobowiązuje - gdy będę miała ochotę przeczytać wypracowanie gimnazjalistki, sięgnę po zeszyt córki :D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tylko dziwi, że to już druga część cyklu. Są osoby, które lubią, ja może czegoś nie dostrzegam co inni widzą? :)

      Usuń
  2. W takim razie skupmy się na Krajewskim:-) Zapowiada się w tym roku kolejna powieść.
    A ja przy okazji jeszcze posypię łeb popiołem, wyzwania nie udało mi się ukończyć:-( Ale obiecuję poprawę i czekam na kolejne miasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama ledwo ukończyłam własne wyzwanie, więc się nie przejmuje. Ale w lutowym MUSISZ wziąźć udział!

      Usuń
  3. Matko jedyna, obaliłaś mnie Niemcem pozbawionym pamięci. Pomysł straszny. To może ja rzeczywiście poczytam Krajewskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemiec bez pamięci w czasie wojny pytający Polkę, co narodowość ma za znaczenie - bezcenne!

      Usuń
  4. Trafiłam właśnie na tę recenzję i bardzo dziękuję za uwagi. Proszę tylko, by nazywać mnie zgodnie z prawdą - Izabelą, a nie Elżbietą Żukowską.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :) I najmocniej przepraszam za pomyłkę z imieniem, zwłaszcza, że wisi to już ponad rok - natychmiast to zmieniam. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń