Tworzenie stosików czy list „Do przeczytania w najbliższym
czasie” nigdy nie było moją mocną stroną. Nie to, że nie lubię – uwielbiam
wszelkie listy, wykazy, rankingi, systemy rekomendacji i możliwości, jakie dają
wyrafinowane schowki na książkowych portalach. Tyle, że u mnie po sporządzeniu
listy przygoda się kończyła, nagle te najbardziej frapujące pozycje, które na
nią trafiły, stawały się jakby mniej interesujące od tych, które się na liście
nie znalazły. Coś w rodzaju „trawa u sąsiada zawsze jest bardziej zielona”,
tylko w wersji książkowej. Podobnie było z wyzwaniami, bardzo lubię brać w nich
udział, zwłaszcza w tych, które nakazują mi od czasu opuścić moją „strefę
komfortu” i poszerzyć horyzonty. Tylko że po pierwszym Hurra! Optymizmie
przychodziło zniechęcenie, a raczej zachęcenie do wszystkiego, co tylko
wpisywało się w wyzwanie. Trzecim kłopotem zbiorczo mogę nazwać książki
„zalegające” – zarówno te, które są moje, jak i te pożyczone. Wprawdzie
wyleczyłam się z przynoszenia z kilku bibliotek kilkunastu książek, których i
tak w miesiąc nie przeczytam, ale za to pożyczanie od biblionetkowiczów
wymsknęło się spod kontroli, na tyle, że z ostatniego spotkania z bólem serca
wyszłam bez niczego (czyli terapia szokowa).
Czytanie to przyjemność. Pożyczanie innym i sobie – również.
Gromadzenie książek – podobnie. Pisanie o nich – a jakże! No i te wyzwania –
naprawdę fajna zabawa, możliwość wymiany poglądów na temat konkretnych książek i
wyjścia spoza strefy komfortu. Ale kiedy przytłacza, przyjemność zamienia się wpierw
obowiązek, a następnie w wyścig, którego i tak nie można wygrać, a czasem nawet
ukończyć. W chwili, kiedy książki zaczynają się na ciebie brzydko patrzeć,
wiedz, że coś jest na rzeczy. I że coś z tym trzeba zrobić, żeby swojego hobby
nie zamienić w przemysł.
U mnie takim pomysłem jest owo „zorganizowane czytanie” czy nic innego jak przeproszenie się z
robieniem list, i co najważniejsze, realizowanie ich! Tylko jak czytanie z
listą ma się do przyjemności, która teoretycznie zakłada spontaniczność? Ano,
trzeba listę robić z głową, elastycznie, „na bogato”. Zdałam sobie sprawę, że
moje dotychczasowe listy nakładały kajdany na czytanie, dlatego wszystko brało
w łeb. A lista musi nadawać tylko kierunek, jakoś ograniczać nieskończone
pokłady książek wokół, ale i dawać trochę swobody i dopuszczać odstępstwa.
Innymi słowy, dobra lista musi spełniać poniższe warunki:
·
Powinna być za długa – moja lista opiewała na
ok. 10 tytułów, wiedziałam od początku, że nie zdążę tyle przeczytać; dzięki
temu mogłam do woli przebierać w tych, które sobie zapisałam, bez konieczności
przeczytania ich wszystkich „bo muszę zrealizować wszystkie punkty”
·
Powinna być zmienna – moja lista powstała na
pulpicie komputera, ale może też być zrobiona np. ołówkiem. Chodzi o to, że
jeśli w ciągu miesiąca wpadnie coś, co bardzo chce się przeczytać, można to
dopisać, a rzeczy, które jednak nas teraz nie interesują, wyrzucić. Zmienna
lista to dobra lista (oby tylko nie za często zmieniana)
·
Powinna być dostosowana do „potrzeb” – swoją
listę na marzec zrobiłam w oparciu o wyzwania, w których biorę udział, a
następnie według klucza „trochę moje, trochę pożyczki”. Dzięki temu nie tylko
łatwiej mi było realizować wyzwania, ale i sukcesywnie pozbywać się tego, co
napożyczałam przez ubiegłe miesiące.
·
Powinna być różnorodna – tu nie trzeba
tłumaczyć, jeśli ktoś ma szeroką gamę gatunków, które lubi, to narzucanie sobie
samych kryminałów przez miesiąc nie będzie dobrym pomysłem.
Po utworzeniu listy według powyższych kryteriów
zorganizowałam sobie czytanie na marzec. I udało się, przeczytałam większość
tego, co na liście. Zostały wprawdzie 3 tytuły, ale nie martwi mnie to, gdyż po
raz pierwszy miałam poczucie, że panuję
nad otaczającym mnie księgozbiorem.
Plany na kwiecień mam o wiele uboższe, głównie dlatego, że
ostatnie miesiące studiów wymagają zwrócenia szczególnej uwagi na inne niż
powieści książki. Przykład zamieszczam poniżej. Nie mam o to żalu do życia,
przeciwnie, jestem pełna pozytywnych myśli, koniec studiów to wszak ważny
moment, i jako taki wymaga stosownego zachowania. Jednak mimo tego chciałabym
też znaleźć trochę czasu na czytanie „przejmnościowe”.
Takie są teraz moje lektury :D |
Jeden z podręczników jest pełen takich śmiesznych obrazków, czyli da się! |
Na ten miesiąc przygotowałam wstępnie:
1.
Morderstwo
pod cenzurą Marcin Wroński
2.
Wałkowanie
Ameryki Marek Wałkuski
3.
Najdłuższy
tydzień David Reid
4.
Atlas
chmur David Mitchell
5.
Przyjdź i
zgiń Agatha Christie
6.
Cała
Polska trzaska Reportaże Gazety Wyborczej 2001-2004
Oczywiście nie przeczytam wszystkich, może dwie, może trzy,
może jedną, ale będzie to na pewno jedna z powyższych. A wy tworzycie sobie
listy – i co najważniejsze – trzymacie się
ich? Jaka jest wasza idealna lista?
Wpis jakby idealnie dla mnie :) Mam duży problem z wypożyczaniem wielkich ilości książek z biblioteki, które przedłużam w nieskończoność i często oddaje nieprzeczytane, nie mówiąc o tych, które zalegają na moich półkach...planuję się ograniczać, ale jak na razie nic z tego nie wychodzi. Taka lista to całkiem fajna rzecz - jak tylko opanuje kompulsywne wypożyczanie też spróbuję ;) Serdecznie polecam "Atlas chmur".
OdpowiedzUsuńTaka lista naprawdę potrafi ułatwić życie, jeśli jest dostosowana do potrzeb i charakteru. mam nadzieję, że uda ci się zwalczyć pożyczanie, doskonale wiem, co to znaczy :D
Usuń"Atlas chmur" czeka już kilka miesięcy, muszę w końcu poważnie się za niego zabrać.
Książki, które chcę przeczytać, dodaję do schowka na stronie empiku, który przeglądam przed każdą wizytą w bibliotece i zastanawiam się na co akurat mam ochotę. Na spontan rzadko sobie pozwalam.
OdpowiedzUsuńTo działasz zupełnie inaczej niż ja :)
UsuńBtw. Empik chyba tworzył ten schowek z myślą o czym innym ;) ale ja też go tak używałam przez długi czas, potem przerzuciłam się na schowek na Biblionetce, zrobiłam tam bajzel, potem na schowek na Lubimy Czytać, i zrobiłam tam bajzel, więc teraz robi ten małe listy :)
W sumie czasem, jak mają dobre ceny, wykorzystuję schowek zgodnie z jego przeznaczeniem. Ale to bardzo rzadko, bo niestety za drogo sobie liczą.
UsuńNiestety, coraz rzadziej mają dobre ceny...
UsuńTwój pomysł z listą jest świetny! Swojego czasu robiłam (w sumie nadal robię) listy na Biblionetce, ale w końcu nie mogę już opanować panującego tam chaosu, więc chyba po prostu przerzucę się na jakiś plik tekstowy.
OdpowiedzUsuńProces karny i książkę Waltosia wspominam bardzo mile :) Był to jeden z przyjemniejszych egzaminów. Ja aktualnie posiadam podobny zestawik podręczników, ale do postępowania cywilnego ;) Ostatnie miesiące na studiach to przeżycie nadzwyczaj osobliwe. Zwłaszcza, że pracuję i nie za bardzo mam czas na to by poświęcić ostatniemu przedmiotowi i mej pracy magisterskiej tyle ile na to powinny zasługiwać.
Listy książkowe na pewno w tym czasie będą wyjątkowo przydatne. Wszystko co uporządkowane, poukładane i proste będzie idealne dla mnie :)
Miłych lektur i trzymam kciuki za kpk! :)
Pozdrawiam!
KPC na szczęście już za mną, o KPK właśnie słyszałam dużo dobrego, a uczy się tego bardzo przyjemnie, więc jestem dobrej myśli. Moja praca jest dokładnie na półmetku, od poniedziałku wracam do niej, i mam nadzieję w reszcie skończyć, a potem skupić się już tylko na Waltosiu :)
UsuńJa listę zrobiłam na żółtej karteczce na pulpicie laptopa - polecam :)
Z trudnością przyswajam ideę takiego zorganizowanego czytania, bo mi tworzenie jakichkolwiek list odebrałoby wiele przyjemności z moich literackich wędrówek (choć zdaję sobie sprawę, że to kwestia jak najbardziej osobnicza. ;)
OdpowiedzUsuńMam co prawda swój wielki i stale rozrastający się notes, w którym zapisuję tytuły książek, które chcę przeczytać, tytuły filmów, które chcę obejrzeć, nazwiska pisarzy poetów, badaczy, publicystów, którymi warto byłoby się zainteresować, ale nigdy nie podejmuję prób uporządkowania tego chaosu; raczej w chwilach, gdy brak mi pomysłu na lekturę, sięgam po coś zapisanej listy, na coś, na co w danej chwili przyszła mi ochota.
Nie mogę się jednak wyzbyć wrażenia, że takie metodyczne porządkowanie w jakiś sposób ogranicza. Rozumiem, że lista może się zmieniać w miarę potrzeb i okoliczności, niemniej jednak uważam, że gdzieś w tym gubi się szersze spojrzenie na literaturę, próba odszukania kontekstów, interdyscyplinarna wędrówka po szeroko rozumianej sztuce, w której zawiera się także piękna książka (chociaż przyjmuję do wiadomości, że nie wszyscy mają potrzebę takich poszukiwań).
Kiedy teraz odtwarzam sobie w myślach swoją czytelniczą drogę z ostatnich dwóch czy trzech tygodni, widzę, jak bardzo się różnimy. ;-)
Postanowiłam odświeżyć sobie "Biesy" Dostojewskiego, a od "Biesów" przeszłam płynnie do "Sprawy Stawrogina" Janion. A skoro Janion, to przeczytałam jeszcze na dokładkę "Niesamowitą Słowiańszczyznę", po to, by wrócić do Dostojewskiego i "Notatek z podziemia". A później przerzucić się na Camusa. I to wszystko bez jakiegokolwiek planu, a właściwie z chęci ponownego kontaktu z pisarstwem Fiodora Michajłowicza. ;-)
Nie twierdzę, że mój sposób jest lepszy, ba, może jest gorszy, bo w jakimś sensie bałaganiarski, sprawiający, że czasami na dłuższy okres czasu zamykam się w kręgu konkretnych problemów.
Inna rzecz, że bawią mnie blogerzy - księgowi, którzy z ołówkiem w ręku wyliczają liczbę przeczytanych w miesiącu stron, tworzą stosiki, biorą udział we wszystkich wyzwaniach, jakie się nawiną i opętani są ideą przeczytania absolutnie wszystkiego. I mam wrażenie, że pod statystyką ginie im cała przyjemność wypływająca z aktu lektury, bo ciągle jest za mało, bo wyrzuty sumienia, że nie wzięło się udziału w wyzwaniu, etc.
A mi zdarza się miesiąc, kiedy przeczytam jedną książkę - bo wracam do niej i wracam, i smakuję. Albo miesiąc, w którym nie przeczytam niczego nowego, tylko ponownie Puszkina albo Faulknera. Tylko że to też słabo wpisuje się w ideę tworzenia jakichkolwiek czytelniczych list. ;-)
Serdeczności.
Zgadzam się z Tobą w kwestii tego, że listy ograniczają, ale właśnie o ten efekt mi chodziło, kiedy tworzyłam swoją. Spontaniczność jest wspaniała, i właśnie na tym polega cały kontakt ze sztuką, kulturą w każdym wymiarze - książkowym, filmowym, naukowym. Do momentu, gdy ta spontaniczność zaczyna brać nad tobą kontrolę, przytłaczać cię. To właśnie stało się u mnie - dlatego poczułam potrzebę uporządkowania tej części mojego życia. Zwłaszcza, że cała reszta na razie funkcjonuje jako wielki bajzel, czuję, że przejmując kontrolę nad tym malutkim wycinkiem mojej działalności, powoli zaczynam porządkować przestrzeń wokół siebie. Kiedy wszystko się uspokoi, nie moje książki wrócą do właścicieli a ja do spontanicznego czytania.
UsuńPodliczanie przeczytanych przez blogerów książek bardzo lubię, sama to uskuteczniam. Myślę, że większość z nas stworzyła blogi po to, by właśnie uporządkować tą sferę życia, ale i podzielić się nią z innymi. Jeżeli komuś ten system pasuje, to to jest chyba najważniejsze, jeśli ktoś nie lubi ich robić, to też nie ma przymusu. Dla mnie to rodzaj "wyjścia z podziemia", do tej pory tworzyłam takie rzeczy w zaciszu własnego notesu, i nie wyobrażałam sobie, że można się przyznać publicznie do takiego zafiksowania na książki.
Co innego przechodzenie od książki do książki - bardzo często zdarza mi się, że jedna pozycja prowadzi mnie do innej, z resztą nie tylko książki - film może zainspirować mnie do przeczytania podobnej powieści, serial do reportażu na "zadany" temat. Dlatego właśnie piszę, że lista musi fluktuować, zakładać, że w połowie miesiąca coś wyskoczy, i nie ma w tym nic złego. Tak jak pisałam - kajdany nie, ale granice jak najbardziej tak :)
Pozdrawiam serdecznie!
Nie napisałam tego wyraźnie, ale dla mnie już sam fakt tworzenia jakiejkolwiek listy (choćby bardzo elastycznej, zmienianej w miarę potrzeb i nastroju) jest jakąś formą założenia sobie "kajdan" (że się tak powołam na Twoje sformułowanie). ;-)
UsuńJednocześnie podkreślam, że nie wartościuję żadnego z tych sposobów, bo jak napisałam, to kwestia osobnicza. Ja sama jestem jednym wielkim chodzącym chaosem, ten chaos wokół mnie zazwyczaj mi nie przeszkadza i odzwierciedla się w moim sposobie czytania, ale rozumiem tych, dla których lista to forma porządkowania rzeczywistości.
Odnosząc się jeszcze do tych wszystkich statystyk - owszem, bawią mnie. Jeżeli mają dla kogoś funkcję terapeutyczną, proszę bardzo, niech podlicza. ;-)
Czasami jest jednak tak, że pod tą arytmetyką ginie najważniejszy moim zdaniem cel takiego książkowego bloga, którym powinien być zapis wrażeń z lektury i dyskusja o książce z innymi użytkownikami sieci. A wielu blogerów piszących o książkach nie potrafi lub nie chce o nich rozmawiać (zdarzało mi się, że panienki kasowały moje komentarze, w których krytykowałam zrecenzowaną przeze nie książkę lub w odpowiedzi na mój długi post pisały, że "o gustach się nie dyskutuje" - to tak w ramach przyrodniczej ciekawostki. ;)
Jest wiele blogów książkowych, których cel istnienia nie jest do końca jasny. Ja zaglądam na kilkanaście blogów osób które szanuję, które piszą ciekawe rzeczy o przeczytanych książkach, które zapoczątkowują nad nimi dyskusję, które nieraz znam osobiście. I lubię patrzeć, co nowego u nich, ile przeczytały w tym miesiącu, co kupiły. Podsumowanie o 4 paranormalach mnie nie interesuje. Blog może być jednocześnie zapisem wrażeń i notatnikiem, gdzie prowadzi się różne podsumowania. Jeśli ktoś zamieszcza 10 recenzji miesięcznie i jedno podsumowanie, to nie wiem, gdzie tu ginie sens czytania ;)
UsuńDlatego użyłam słowa "czasami". ;-)
UsuńMnie z kolei nie interesuje, jaką książkę bloger kupił lub wypożyczył, dopóki nie napisze na jej temat kilku interesujących zdań.
A już tym bardziej nie obchodzi mnie, ile ten bloger w danym miesiącu przeczytał stron, skoro sama mam problemy z określeniem tej liczby w stosunku do mojej własnej, szanownej osoby.
Co do ostatniego zdania, które napisałaś - to wcale nie jest takie proste. A co w przypadku, kiedy recenzja może i jest dobra, ale autor jest zamknięty na dyskusję pod nią? Wtedy może naprodukować tych recenzji nawet 30, ale owszem, sens czytania zginie. Akt lektury nie kończy się z chwilą zamknięcia książki.
Na pierwszy problem prosta odpowiedź - nie czytaj. ja lubię czytać o liczbie przeczytanych stron, to dla mnie i takich jak ja są te posty. Ewidentnie nie dla wszystkich.
UsuńCo do drugiego problemu - też prosta odpowiedź - nie odwiedzaj blogów, które są zamknięte na dyskusję, a ich autorzy usuwają twoje komentarze. Jest dużo świetnych blogów, a życie jest za krótkie, żeby spalać się nad myśleniem, czego się nie lubi, kogo się nie lubi itp. Po to post ma tytuł, żeby zorientować się po nim co do treści posta. Internet jest niestety pełen wszystkiego, i zadaniem inteligentnego człowieka, który zna swoją wartość jest wyłuskanie tego, co dobre, spośród masy tego, co przeciętne lub niżej. Gusta i poziom wypowiedzi też są różne, może po prostu nie wszyscy chcą doskoczyć do Twojego poziomu, i nie należy im czynić z tego powodu wyrzutu. ;)
Nigdzie nie napisałam, że wypowiadam się w imieniu "wszystkich"; przedstawiam jedynie swój własny, jak najbardziej prywatny punkt widzenia.
UsuńDawno już przestałam czytać posty tego typu, co nie znaczy, że nie mogę się na ich temat wypowiedzieć w jakiejś szerszej dyskusji, co też powyżej uczyniłam.
Posiadłaś przepis na wyłuskiwanie z internetu tego, co najwartościowsze i omijania szerokim łukiem tego, co słabe? Bo ja nie. ;-)
I nie zawsze po tytule jestem w stanie ocenić, że recenzja będzie słaba, a po wyglądzie bloga zorientować się, że autor nie zechce ze mną dyskutować.
Nie jestem masochistką, ale wypowiadam się także na temat książek, filmów, spektakli, postaci ze świata kultury, których nie lubię i nie cenię, bo dzięki temu uczę się formułować swoje często bardzo mgliste osądy, rozsądnie argumentować. Wychodzę też z założenia, że może ktoś mnie przekona do czegoś, czego do tej pory nie lubiłam. Podsumowując, łatwo mówić o selekcji, ale ma ona tak wiele aspektów, że nie można zawrzeć jej istoty w kilku zdaniach.
Nie rozumiem tej ostatniej uwagi w Twojej wypowiedzi. ;-)
Mogłabym czynić wyrzuty ludziom, którym nie chce się wysilić i wejść w polemikę, powiedzieć A, skoro powiedzieli B, racjonalnie uargumentować swoje sądy. Jakiś mglisty "poziom" nie ma tu nic do rzeczy.
Dobrej nocy. ;-)
Obawiam się, że nie czytasz dokładnie tego co piszę, dlatego trudno mi prowadzić z Tobą dyskusję. Po prostu chcesz coś napisać, dlatego wkładasz w moje usta coś, do czego mogłabyś odnieść swoje słowa.
UsuńIronizowanie na temat "przepisu na wyłuskiwanie z internetu tego, co najwartościowsze i omijania szerokim łukiem tego, co słabe" pozostawię bez komentarza.
Nie musisz się na mnie obrażać - następnym razem poświęć chwilę i sformułuj swoje myśli w taki sposób, żebym nie dokonywała interpretacyjnych nadużyć.
UsuńPoza tym, najpierw piszesz truizmy typu "zadaniem inteligentnego człowieka, który zna swoją wartość jest wyłuskanie tego, co dobre, spośród masy tego, co przeciętne lub niżej", a później masz mi za złe, że to wyśmiewam i odmawiasz komentarza. No proszę. ;-)
W razie kłopotów z listą, to "Atlas chmur" chętnie poczeka na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńOd jakiegoś czasu robię sobie listy, które nie ograniczają mnie, a pomagają zapanować nad pożyczkami. Moja lista ma takie kategorie: 2 książki, które długo czekają na półce, 2 grube książki (szeroka kategoria :)), 2 książki biblioteczne. Jeżeli z każdej kategorii przeczytam jedną książkę- dopisuję kolejne.
OdpowiedzUsuńOlimpia
Podoba mi się ten system, ja mam podobny, tylko bez tych grubych książek :). Kiedyś panowałam nad tym, co pożyczam ob Biblionetkowiczów, pożyczałam dwie, trzy i oddawałam na następnym spotkaniu, a potem doszło do eskalacji, i mam całą półkę nie moich książek.
UsuńJa mam listę stworzoną na lc i staram się jej trzymać, co oznacza, że po prostu dopisuję do niej kolejne pozycje... próbując zapanować nad jej rozmiarami postanowiłam ograniczyć jej zawartość najpierw do stu, potem do dwustu książek... Teraz dopisuję tylko te książki, które powodują u mnie czytelniczy ślinotok z nadzieją, że starczy mi życia, aby je przeczytać. Czasem nawet uda mi się po którąś pozycję z listy sięgnąć:) A czasem po prostu robię przegląd tej konkretnej półki i wyrzucam z niej pozycje, które nie przetrwały próby czasu:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Na mojej półce "Chcę przeczytać" na LC było do niedawna 900 pozycji. Postanowiłam, że przestanę do niej dodawać, na razie nie wiem, do jakiej liczby chcę zejść, najgorsze jest to, że żadna pozycja nie kwalifikuje się do usunięcia ;) Ta lista pomaga mi znaleźć książki do wyzwania od A do Z, patrzę na nią pod kątem zawartości moich półek, i tworzę małą listę.
UsuńKiedyś tworzyłam listy i przeważnie je realizowałam, ale ostatnio wolę iść na całość i sięgam po taką książkę, na którą akurat mam ochotę teraz, a nie po taką która mnie kusiła w momencie tworzenia listy. Jedyne co sobie przygotowuję do książki do trójki e-pik i Z literą w tle.
OdpowiedzUsuńJa do tej pory zawsze spontanicznie wybierałam lektury, robienie lity to na razie eksperyment myślowy na czas końcu studiów. Chciałam sprawdzić, jak będę się czuła w takim systemie. Teoretycznie powyższa lista powinna zawierać książki do wyzwań, ale akurat mam ochotę na takie tytuły, więc w tym miesiącu chyba spasuję z blogowymi zabawami.
UsuńJa też całkiem niedawno zamieściłam na swoim blogu taką listę i już... zdążyłam się z niej wyłamać:). Z lektur, które przygotowałaś sobie na nadchodzący miesiąc najbardziej ciekawi mnie ,,Cała Polska trzaska Reportaże Gazety Wyborczej 2001-2004". Bardzo chętnie przeczytam recenzję tej książki:)
OdpowiedzUsuńTa książka zainteresowała mnie po lekturze reportaży Mariusza Szczygła, koleżanka akurat skończyła czytać, więc przejęłam ją :) Podczytuję je po trochę, jak na razie zapowiada się nieźle :)
UsuńWyborcza ma/miała niezłych reporterów. Mam nadzieję, że się na nich nie zawiedziesz:)
UsuńNiektórych autorów skądinąd znam: Szczygła, Hugo-Badera, Nowaka, Smoleńskiego, Talko czy Ostałowską. Więc raczej na pewno się nie zawiodę :)
UsuńU mnie z takimi listami czytelniczymi też jest problem. Jak pojawi się jakaś to książki, które się na niej znajdują przestają mi się podobać. W danym momencie wolę sięgnąć po coś nowego. Wyzwania czytelnicze trochę mi pomagają w tym względzie, ale czasem mój mózg się buntuje i akurat na dany gatunek, kraj itp nie ma ochoty w danym miesiącu. Dlatego najbardziej lubię czytać zupełnie w ciemno, lektura jest wtedy o wiele przyjemniejsza.
OdpowiedzUsuńMiałam dokładnie tak samo! To teraz to eksperyment myślowy, ale na razie udany :) Tak jak pisałam, lista nie ma służyć wyznaczaniu dokładnie trasy, ale organizacji, i z góry zakłada, że coś spoza listy zostanie przeczytane w pierwszej kolejności. W marcu miałam tak z "Wielkimi wodami", które miały akurat premierę, ale nie mogły czekać nie wiadomo ile na przeczytanie :)
UsuńCiekawy pomysł z taką elastyczną listą, skrojoną na miarę aktualnych potrzeb i czytelniczych chęci. Życzę Ci powodzenia i liczę na refleksje za jakiś czas, czy i jak udało Ci się zapanować nad otaczającymi Cię książkami (nawiasem mówiąc, pani Pruszkowska chętnie by do nich dołączyła.:-) )
OdpowiedzUsuńAle choć mi się podoba samo założenie, to raczej pozostanę przy moim spontanicznym sposobie wybierania lektury. A nie zawsze tak było. Kiedyś robiłam listy książek do przeczytania, dłuższe i krótsze, na rok, na lato, na najbliższy tydzień..., ale od czasu rygorystycznego wyzwania dotyczącego klasyki zniechęciłam się do planowania. Sama świadomość narzuconych sobie ograniczeń powodowała, że miałam ochotę czytać wszystko, tylko nie klasykę. Wyzwanie przytłoczyło mnie, dokładnie tak, jak to opisałaś. :-) Teraz niczego nie planuję, nie stawiam sobie żadnych barier, sięgam po to, na co w danej chwili mam ochotę i odzyskałam radość czytania.
Pozdrawiam serdecznie. :-)
Nie mam odwagi prosić o pożyczkę Pruszkowskiej, ponieważ moja poczta kradnie książki. W zeszłym roku wysłałam trzy przesyłki, i dwie nie doszły do adresatów, a teraz ewidentnie książka od Dolnośląskiego znalazła innego niż ja właściciela :/ Więc istnieje duże ryzyko, że byśmy już tej książki nie zobaczyły :(. Ale dziękuję za chęci, jak tylko rozwiążę ten problem, to zwrócę się do Ciebie :)
UsuńSposób dobierania lektur się zmienia, podobnie jak nasze gusta, i czasem trzeba to dostosować do naszego stylu życia. Jako studentka przez praktycznie pół roku między sesjami byłam wolna jak ptak i nic nade mną nie wisiało. Dlatego spontaniczne czytanie było idealnym rozwiązaniem. Nie miałam też tyle pożyczek od znajomych, którym trzeba potem spojrzeć w oczy i powiedzieć "nie przeczytałam" ;). Teraz sytuacja się zmieniła, i system kontrolowanej listy odpowiada mi bardziej. :)
Rozumiem Twoją sytuację i dlatego jestem ciekawa Twoich doświadczeń z elastyczną listą. :-)
UsuńPrzesyłki polecone też zmieniają sobie adresata? :-(
Też :( Zdecydowanie wolę pomagać ludziom w dobieraniu lektur przy pomocy moich recenzji niż moich przesyłek, będę musiała jakoś zadziałać w tym temacie, ale nie bardzo mam jak :/
UsuńPrzykre to. I niewiele mi przychodzi do głowy poza skrytką pocztową, którą pewnie bym sobie wynajęła w takiej sytuacji. :-(
UsuńW każdym razie pamiętajmy, że pani Pruszkowska chętnie się do Ciebie wybierze. :-)
Myślę, że zacznę po prostu podawać adres mojej siostry, tylko muszę to z nią uzgodnić :)
UsuńGórny stosik wygląda bardzo groźnie... Zdecydowanie bardziej podoba mi się ten drugi, wypatrzyłam w nim Wrońskiego (ciekawa jestem, jak Ci się spodoba, ja właśnie jestem świeżo po lekturze "Kina Venus"). Jeśli zaś chodzi o czytanie zorganizowane, to to brzmi jeszcze groźniej... Jedyne listy, jakie tworzę, to listy książek przeczytanych, coby ich nie pozapominać (przydają się!). Poza tym panuje u mnie chaos...
OdpowiedzUsuńWierz mi, pierwszy stosik jest groźny :D
UsuńNa Maciejewskiego się czaje już ze 3 lata, miał być przeczytany w 2011, potem w 2012, zobaczymy, czy w końcu nastanie jego czas :)
Ja mam półkę na LC ale oprócz tego... mam też potwornie słabą "silną wolę" (http://z1.demoty.pl/7552c8e9de0e748a47bfec2225d4e987).
OdpowiedzUsuńStosy piękne! Cieszę się, że byłam w pewnym sensie inspiracją tego pierwszego :D A, i tę książkę z obrazkami chętnie bym pożyczyła - jak już się obronisz to może pożyczysz? :)
Pozdrawiam i do zobaczenia! Trzymam kciuki za trzymanie się listy i jak najlepszą organizację czasu :) Przede mną sprawozdanie z technologii ścieków, jeny...
No tak, to ty mnie zainspirowałaś do stosika inaczej :D Chętnie pokażę obrazki na następnym blogowym spotkaniu, natomiast sama książka jeszcze będzie mi potrzebna po sesji.
UsuńTwoja technologia ścieków jest gorsza nawet od mojego protokołu z otwarcia zwłok...
To tylko tak źle brzmi, myślę że treść żołądkowa denata jest jednakowoż gorsza niż odpowiednio przygotowane i przesączone ścieki :D
UsuńCzekam zatem na następne spotkanie i obrazki :)
Do zobaczenia!
Do niedawna jeszcze niczego nie planowałam. Dopiero od czasu mojego wyzwania i wszystkich innych, w których zadeklarowałam swój udział mam na podorędziu listę książek, które danego miesiąca planuję przeczytać. Nie tworzę jej jednak jakoś namacalnie, po prostu siedzi ona gdzieś w mojej głowie albo jest żywo odzwierciedlona przez stos, który najczęściej okupuje mój stolik przy łóżku :) Szczerze przyznam, że taki czytelniczy plan jest naprawdę motywujący oraz zachęca do sięgnięcia po pozycje, które niejednokrotnie odkładałam "na później". Chociaż z drugiej strony presja też się pojawia :P Staram się ją jednak traktować z przymrużeniem oka i czerpać z czytania jak najwięcej radości :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńO totototo! Myślę, że co by się nie zrobiło, to przy dużej ilości książek które z jakiegoś powodu zobowiązało się przeczytać (pożyczki, wyzwania), takie planowanie, choćby częściowe, może być przydatne. Zawsze w takiej sytuacji będzie albo presja listy, albo poczucie, że się nie zrealizowało pewnych zobowiązań, w które po prostu nie trzeba się wikłać, jeśli ktoś nie lubi. Ja lubię :)
UsuńU mnie stosy jakoś nie wychodzą, bo książki z braku miejsca ciągle są upychane po kątach i taki stosik nie przetrwa cały miesiąc niezmienny :)
Ja sobie planuję i daje temu wyraz na blogu, ale moje plany czytelnicze są zawsze minimalistyczne a i te czasem trudno mi zrealizować.)
OdpowiedzUsuńOj, znam ten ból :)
UsuńTwoja pierwsza lista wygląda prawie jak moja, brakuje mi tylko tej książki z C.H. Becka ;D
OdpowiedzUsuńPowodzenia na [poniedziałkowym?] egzaminie! ;)
Nie dziękuję! Ale termin egzaminu zmieniłam :/
Usuń