Dom na klifie to
taka baśń. Tyle tylko, że gdyby ludzie byli lepsi, to ta baśń mogłaby stać się
rzeczywistością. Chociaż, tak naprawdę, są tacy dobrzy ludzie, dzięki którym do
tego dochodzi. I o takich ludziach w dowcipny, ale i wzruszający sposób pisze
Monika Szwaja.
Zosia od siedmiu lat pracuje jako wychowawca w państwowym
domu dziecka. Choć wykonuje swoją pracę z pasją i oddaniem, widzi, że jej
wysiłki nie przynoszą efektów, gdyż system, w jakim pracuje, na to nie pozwala.
Większość wychowawców albo obojętnie podchodzi do tematu wychowania młodych
petentów, albo wręcz ich nie znosi, i z przyjemnością wykorzystuje swoją nad
nimi władzę. Na tym tle dwóch czy trzech wychowawców z powołania nie ma szansy
nic zmienić. Zmienić natomiast sytuację może pewna instytucja, o której od
czasu do czasu mówi się w mediach – rodzinny dom dziecka. Jednak taki dom
założyć może tylko rodzina – ergo małżeństwo.
Adam jest lekkoduchem, który parał się w życiu różnymi
zawodami. Aktualnie wykonywanym jest zawód dziennikarza telewizyjnego, gdzie
nawet osiąga pewne sukcesy. Czegoś mu jednak w życiu brakuje, potrzeba zmian
znów pcha go do przodu. Właśnie odziedziczył po ciotce piękny dom na klifie,
jednak by tam zamieszkać, musi się ożenić, i wykorzystać dom do czegoś
pożytecznego. Przypadkiem, w Szczecinie (gdzie każdy zna każdego, jak wynika z
powieści pani Szwai), spotyka Zosię, z którą połączy go pewne bardzo nietypowe
przedsięwzięcie.
Pod przykrywką sympatycznej, momentami zabawnej, momentami
smutnej, opowieści o miłości autorka wprowadza nas w świat rodzinnych domów
dziecka. Obnaża patologię państwowych placówek, okrucieństwo urzędników,
wszechogarniającą władzę mediów, ale i pokazuje promyk nadziei – gdyż są u nas
ludzie, którzy chcą coś zmienić, chcą założyć dom rodzinny, chcą nie tylko zapewniać podstawowe potrzeby, ale i wychowywać dzieci, których nikt nie chce (ale nie aż tak, by
zrzec się praw rodzicielskich). Powstała z tego piękna powieść, którą łatwo się
czyta, ale ciężko później trawi, gdyż lektura ta pozostawia nas z masą kwestii
do przemyślenia: czy potrafilibyśmy, czy warto, dlaczego w niektórych częściach
kraju da się takie przedsięwzięcie zrealizować, a w innych nie, skąd znieczulica
urzędników, skąd nienawiść do tych małych ludzi, którzy wprawdzie są trudni, ale
dlatego, że dużo już wycierpieli. Mimo licznych problemów, które napotkają
bohaterowie, jest jednak pewna doza optymizmu w tej opowieści, która pokazuje,
że, kurczę, da się.
Ktoś by się mógł przyczepić, że książka jest przewidywalna.
Ano jest, ale też nie czyta się takiej literatury dla zwrotów akcji. To była
moja trzecia powieść pani Szwai, pierwsza, Gosposia
prawie do wszystkiego mnie zauroczyła, druga – Jestem nudziarą, śmiertelnie znudziła. Dom na klifie przekonał mnie, by do autorki wracać już teraz
regularnie.
Moja ocena: 5/6
Monika Szwaja Dom na
klifie
Wyd. Prószyński i S-ka
Warszawa 2006
Książka przeczytana jako zaległość Wyzwania Miejskiego –
edycja styczniowa, czyli miasta nadmorskie (Szczecin), oraz w ramach wyzwania
Od A do Z.
To była chyba pierwsza książka Moniki Szwaji przeczytana przeze mnie. Najpierw wysłuchałam w radiu jakiś jej fragment i pomyślałam, że chętnie bym tę książkę przeczytała. A później natrafiłam na książki Pani Moniki w blibliotece i wpadłam.
OdpowiedzUsuńA "Dom na klifie" to świetna lektura a przy tym zwraca uwagę ba bardzo istotną sprawę. Oby takie bajki zdarzały się w realu.)))))))))
Też wpadłam w Szwaję :) Myślę, że gdyby nie znieczulica urzędników w niektórych urzędach, więcej ludzi by się decydowało na podobny krok. Wiadomo, że to nie będzie tak sympatyczne, jak opisywane w książce, ale mimo wszystko.
UsuńTakie rodzinne domy dziecka to powinna być norma, ale opór materii jest tu ogromny. To wszyscy zatrudnieni w domach dziecka. A u nas pokazując ten patologiczny dom rodzinny, do którego powstania ktoś mało odpowiedzialny się dopuścił już nie mówiąc o opiece, której nie było nad takim domem, do którego dało się pięcioro dzieci staje się straszakiem dla społeczeństwa. I to jest również naganne w sytuacji gdy wiele takich domów funkcjonuje doskonale i jest ratunkiem dla dzieci przed domem dziecka, który jest najgorszym co dziecko może spotkać.).
UsuńNiestety, tym razem kompletnie mnie do książki nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Mimo lekkiej formy temat jest ciężki, więc jeśli cię nie ciągnie, to nie ma sensu :)
UsuńZachęciłaś mnie do tej książki :) twórczość Pani Szwai już znam, więc ta książka to must read :)
OdpowiedzUsuńWprawdzie to dopiero moja trzecia jej powieść, ale wydaje mi się, że "Dom na klifie" to jedna z najważniejszych książek autorki, więc masz rację - absolutny must read :)
UsuńNie jestem, ten blog książkowy to tak dla picu...
OdpowiedzUsuńCzytałam całą Szwaję, ale tu chyba po raz pierwszy czytałam po kolei:) Uwielbiam jej ciepłe, śmieszne i smutne historie. Dom na klifie to jedna z tych książek, gdzie czytając miałam łzy w oczach, ale to przepiękna, mądra historia.
OdpowiedzUsuńAż szkoda, że nie ma kontynuacji, chciałoby się poczytać, co tam u dzieciaków i Zosi i Adama...
UsuńWychodzi na to, że miałam rację wciskając Ci moją ulubioną powieść pani Moniki;)
OdpowiedzUsuńJakby co to coś tam jeszcze w domu mam:)
Miałaś rację, z resztą nigdy nie twierdziłam, że Szwaja nie jest fajna, po prostu "Jestem nudziarą" mi się nie podobało :)
UsuńMasz coś może z tej serii o "Mało używanych dziewicach"?
Ja czytałam tylko "Jestem nudziarą". Nie spodobała mi się ta książka, a autorka od tamtej pory kojarzy mi się z osobą, która zanudza czytelnika :)
OdpowiedzUsuńAle twoja recenzja zaciekawiła mnie, więc jak spotkam tę książkę w bibliotece, chętnie wypożyczę. Interesuje mnie tematyka domów dziecka.
Mnie też "Jestem nudziarą" się nie podobało, porzuciłam w połowie mozolnego, trzytygodniowego czytania. Natomiast dwie pozostałe, które przeczytałam, czyli "Dom na klifie" i "Gosposia prawie do wszystkiego" były świetne, może więc warto dać autorce jeszcze jedną szansę?
UsuńJa nigdy nie wiem, czy czytałam kiedyś Szwaję czy taką inną, co podobnie pisze (mylą mi się, nie jestem w stanie zapamiętać, która jest która). W związku z tym się nie wypowiem, bo jestem osobą niekompetentną w tym zakresie. Acha, tamta, co ją czytałam, nawet mi się podobała, ale raczej na zasadzie "wchłoń i zapomnij".
OdpowiedzUsuńChyba większość książek Szwai też taka jest, ale akurat "Dom" jest powieścią bardziej zaangażowaną, ale nie ciężką.
Usuń