O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

piątek, 31 stycznia 2014

50 twarzy Vargasa Llosy

Obcowanie z Wielką Literaturą często w wyobrażeniach ludzi wiąże się z czytaniem dwóch kategorii książek: klasyków i prac noblistów. Wybranie pozycji z jednej z tych grup ma nas zabrać na literacki Olimp, gdzie spijać będziemy nektar z pięknych zdań, umierających już słów i poczujemy się wyjątkowi, piękni, nieskalani, uwzniośleni i ogólnie fajni. Jednym z najświeższych laureatów literackiej Nagrody Nobla jest Mario Vargas Llosa, z którym miałam już okazję się spotkać czytając kilka lat temu Ciotkę Julię i skrybę, i do którego postanowiłam ostatnio wrócić by się, jak było powiedziane, uwznioślić. Mario, ty zgrywusie!

Cieniutka Pochwała macochy treścią działa lepiej niż dobra kawa – przekonałam się o tym w tramwaju do pracy pewnego zimnego poranka. Składa się z kilku rozdzialików, w których przeplata się historia romansu doni Lukrecji z jej młodocianym pasierbem, szczegółowe opisy zabiegów higienicznych jej męża, dona Rigoberta oraz krótkie scenki  rodzajowe jakby obrazom nadano głębszego znaczenia, opowiadając historię, którą one tylko pokazują.

Ale clue całej książki jest tematyka. Pochwała macochy jest zbiorkiem opisów zabaw erotycznych głównych bohaterów – żony z mężem, macochy z pasierbem, bogini z jej  faworytą, króla z królową. Mamy tu bogactwo pozycji, układów, tu ktoś kogoś podgląda, tu ktoś kogoś zaskakuje (głównie autor czytelnika). Szczegółowo zapoznajemy się też z poszczególnymi zabiegami don Rigoberta mającymi go utrzymać w dobrym stanie – a to czytamy jak czyści uszy, a to jak myje stopy, a raz nawet mamy wątpliwą przyjemność towarzyszenia mu w jakże prywatnej sytuacji robienia klocka. Tak, proszę państwa, jeden z największych pisarzy latynoamerykańskich jest jednocześnie autorem najbardziej wyszukanego opisu robienia kupy w historii literatury. Przypomniała mi się przy okazji słaba pod każdym względem pozycja dla dzieci pt. Mała książka o kupie. Uzmysłowiłam sobie bowiem, że nawet o posiedzeniu na klopie trzeba umieć pisać, albo inaczej – jak ktoś ma dobre pióro, to i opis defekacji jakoś milej się czyta.

Mario Vargas Llosa napisał tę książkę chyba dla hecy. Pewnie pisząc wyobrażał sobie te wielkie gały, jakie czytelnik zrobi zaczynając czytać – takie jakie i ja zrobiłam. Nie wiem na ile ta konkretna pozycja miała wpływ na decyzję Akademii Szwedzkiej, a może raczej największa nagroda w dziedzinie literatury została Llosie przyznana mimo Pochwały macochy? Naprawdę trudno powiedzieć. Mnie ta książka ogromnie zdziwiła, a następnie wywołała sporo śmiechu z samej siebie. Bo dać się tak zrobić przez Noblistę to jednak pewien zaszczyt.

Moja ocena: 5/6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik jako książka pożyczona, którą wypada już oddać.

Mario Vargas Llosa Pochwała macochy
Tłum. Carlos Marrodan Casas
Wyd. Znak
Kraków 2009


16 komentarzy:

  1. Jak to było? Piszesz recenzję i piszesz, a potem w komentarzu błędy wytykają? W zdaniu Ale clue całej książki test tematyka ma być jest? ;))
    Z uśmiechem przeczytałam recenzję, wyobrażam sobie Twoje zaskoczenie w tym tramwaju! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki test, jest jest ;)
      Dobrze, że tramwaj niepełny był...

      Usuń
    2. To dobrze, że jest! :))
      A propos wypróżniania się w literaturze, to pierwsze co mi się kojarzy to Łowcy głów Nesbo.... Ale to wyszukany opis nie był, choć sugestywny...

      Usuń
  2. Jeśli spodobała Ci się ta książka, to polecam Ci jeszcze ,,Zeszyty don Rigoberta" - o wiele lepszą od poprzedniczki kontynuację ,,Pochwały macochy".
    Opis defekacji mnie również nieco zdziwił, cieszę się, że nie czytałam tej książki w miejscu publicznym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za polecankę, na pewno się rozejrzę :)
      Zaiste, mnie też zdziwił :D

      Usuń
  3. No cóż, u mnie sprawa była o tyle gorsza, że książkę dostałam do recenzji, kiedy została wydana, więc kilka lat temu, kiedy byłam znacznie młodsza (to możesz sobie policzyć) no i jakoś tak wyszło, że mama ją zauważyła... Jaka ona była zdziwiona, co ja czytam... Uwierz, że gdyby zabroniła mi ją czytać lub zgłosiła jakiś sprzeciw mniej byłabym zawstydzona... Potem jak przeczytałam książkę, to zrozumiałam dlaczego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A swoją drogą tak patrzę na okładkę... Ciekawa może być ta edycja z ilustracjami ^^

      Usuń
    2. Szczerze, ciekawa byłaby wersja z reprodukcjami obrazów, które autor opisuje :)

      Podziw dla mamy, że ci tej książki jednak nie zabrała :)

      Usuń
  4. Gdzie tam 50 twarzy... rewelacyjna pochwala czystej radości zycia :-)).

    "Pochwala macochy"to jedna z moich najulubieńszych książek, chociaż czytałam ja wieki temu - i wtedy to było dla mnie objawienie, ze można TAK pisać ;-)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co jak co, ale Llosa pisać potrafi, co więcej, potrafi się bawić językiem. Cieszę się, że mam jeszcze przed sobą większość jego dorobku :)

      Usuń
  5. Sorry, że nie na temat - wysłałam Ci PW na Biblionetce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam na półce (sprawdziłam!) 5 książek (słownie: pięć!!!) Vargasa Llosy i żadnej nie przeczytałam!
    Aaaa! Nie wiem dlaczego kolekcjonuję wciąż serie, które zachwycają mnie okładkami, opisami tylnymi albo po prostu zachęciły mnie do ich kupna recenzje blogowe, a potem nawet nie ich nie czytam. W sumie nawet nie wiem czy tego typu literatura jest w moim guście, nawet nie wiem czy styl pisarski tego konkretnego autora mi podejdzie, ale i tak kupuję.

    "Pochwałę macochy" też mam :) Tylko nie wiem czy od niej właśnie zacząć spotkanie z Llosą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, po twoim komentarzu zajrzałam na półkę i zobaczyłam, że tez mam jedną powieść Vargasa Llosy "Miasto i psy", o której zapomniałam :/

      Do drugie, mam trzy tomy o Hawanie Leonarda Padury, a nie czytałam jeszcze ani jednego i nie wiem, czy mi się spodoba... Taka choroba, Claudette :D

      Usuń
    2. Padury mam dwa tomy, więc jesteś lepsza ;)

      Za to mam jeszcze pięć książek Pamuka, a licząc ebooki to nawet sześć!

      Ciężka ta choroba...

      Usuń
  7. Ja do noblistów podchodzę trochę jak pies do jeża. Niby wypada znać, ale jakoś zawsze boje się, że nie sprostam wysokim progom ich pisarstwa. Ale pewnie powinnam się przemóc i po coś sięgnąć. Do Llosy przekonuje się parę lat - stykam się z jego książkami i stykam ale na tym się kończy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak miałam, ale w końcu kto powiedział, że każdy musi wszystko rozumieć tak samo jak inni? Ja teraz czytam ambitniejsze książki na zasadzie co zrozumiem i poczuję, to moje, a jak coś mi umknie to też się świat nie zawali. W tym konkretnym przypadku "Pochwały macochy: ewidentnie coś mi umknęło, ale to mi nie zabrało przyjemności z czytania. Trzeba się odważyć i zobaczyć, co z tego wyjdzie :)

      Usuń