Nomen Omen. W
rolach głównych: Salomea, szerszej publiczności znana jako Salka tudzież Komnata
Przygoda, panie starsze o żółtych gorejących oczyskach, w liczbie trzy, Niedaś,
pogromcza czartów wszelakich przy pomocy osikanego kołka, Basia, killująca z
glana co się nawinie i Bartolini – filolog romantyk, stworzony na obraz o
podobieństwo mojej nieszczęśliwej miłości, zatem sympatyczny. W charakterze
wisienki na torcie papuga dzieląca się wafelkami. W rolach pobocznych między
innymi rozgarnięci inaczej rodzice rzeczonej Salki i Niedasia. W tle posępna
willa przy Lipowej 5 i Breslau jako żywe. Albo i martwe, kto wie?
Więcej wam nie powiem, bo nawet gdyby powyższe towarzystwo
spędziło całą powieść w salonie, rozmawiając, to już by było wystarczająco
zabawnie i ciekawie by obsadzić pół spisu lektur szkolnych i jeszcze by zostało
na sonet. A zaiste, towarzystwo owo jest niezwykle mobilne, wędruje tam i siam
po całym Wrocławiu, cofa się nawet chwilami do Breslau, i przedsiębierze różne
czynności, które naprawdę trudno byłoby wyjaśnić nawet najbardziej tolerancyjnemu
prokuratorowi. Zanim zawiąże się akcja, mija około 60 stron, w pewnej chwili jednak wątki babci w Kotlinie
Kłodzkiej, willi przy Lipowej 5 i Festung Breslau zaczynają się łączyć, i od
tego momentu akcja już nie truchta jak papuga korytarzem, ale wręcz galopuje
niczym potępiona dusza ulicami Wrocławia.
Uwaga, teraz będzie herezja – mnie się podobało jeszcze bardziej
niż Dożywocie. Naprawdę trudno mi
zdecydować, czy anioł dyskredytuje papugę, czy papuga anioła, ale zdarzały mi
się tu wybuchy śmiechu nawet częściej niż przy pierwszej książce. Cała historia
wymyślona przez Ałtorkę to majstersztyk, z jakim spotykamy się, my czytelnicy, we readers, raz na kilka lat. Czyli
wtedy, kiedy Ałtorka zdecyduje się coś opublikować. Jest w Nomen Omen wszystko co lubię: mnóstwo komedii i Wrocławia,
kryminału i ludowych podań, odrobina nostalgii i zastanowienia, rozsądku i jego
braku. No i papuga. No i wafelki.
Generalnie, jest rozrywkowo, bo Marta Kisiel inaczej nie
potrafi, jest mrocznie, bo willa przy Lipowej 5 to nie byle szałas, a nawet
posępnie, bo Festung Breslau do najweselszego okresu w historii Wrocławia nie
należał. Jest przemyślanie, bogato, postacie
z charakterem i charaktery (czarne) przybierające postać, słowem – hulaj
dusza, piekła nie ma.
Ergo, wiara idzie
i wiara czyta nową Kisiel, a Kisiel idzie, i pisze nową wiarę. A my wszyscy,
nomen omen, dożywotnicy, będziem tę wiarę wyznawać. Wafelka?
Moja ocena: 6/6
Marta Kisiel Nomen
Omen
Wyd. Uroboros
Warszawa
Książka przeczytana w ramach Wyzwania Miejskiego i Wyzwania od A do Z.
Czytam, czytam i coraz bardziej jestem ciekawa tej pozycji. Mocno mnie zaintrygowałaś. Zresztą od pewnego czasu zbieram się, żeby sięgnąć po autorkę :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie trzeba sięgnąć, bo to absolutny masthew w książkowej blogosferze ;) Naprawdę warto, zwłaszcza, że twoją ulubioną książką jest "Wiedźma" Gomyko, bo to te same konwencje są.
UsuńPrzekonałaś mnie :) W takim razie w najbliższych dniach stanie się moją własnością :)
UsuńJa poproszę :)
OdpowiedzUsuńPrawda że cudne, Ałtorka obiecała, że postara się częściej :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZawstydziłaś autorkę aż się rumieńcem oblała :)
OdpowiedzUsuńSzczegóły tu
Mam lekkie skrzywienie, bo przybiegłam szukać recenzji Krajewskiego. :P
OdpowiedzUsuńSłusznie, bo Ałtorka chwilami pisząc o Breslau, odmalowała je jak mistrz Krajewski w "Festung Breslau". :) Ale całą resztę ma jak najbardziej w stylu Kisiel.
UsuńMnie rozwalił osikany kołek :P
OdpowiedzUsuńZapewniam cię, że mnie też :)
UsuńA "Dożywocie" u mnie odłogiem leży. Muszę się zmobilizować ;) Dziękuję za 'kierunkowskaz"
OdpowiedzUsuńTo biegusiem do "Dożywocia" biegnij, a potem bierz się za "Nomen Omen", bo to kawał rozrywki na wysokim poziomie intelektualnym jest. :)
UsuńJa podobnie jak Ann RK byłam przekonana, że o Krajewskim ten post a tu niespodzianka.
OdpowiedzUsuńZachęcasz rewelacyjnie.
Zwrócę uwagę na te pisarkę.
A bo to taki chłyt matekingowy był :D
UsuńA, chłyba, że tak.
UsuńAle piękna recenzja! To ja bym chętnie pożyczyła, bo mi smaka narobiłaś takiego, że wyrwę Ci tę książkę pazurami!
OdpowiedzUsuńJak tylko siostra odda, jest twoje :) A recenzja, nie powiem, jedna z moich lepszych, czasem warto wyskoczyć z wanny, gdy akurat muza przeleci :D
UsuńWłaściwie.. może się skusze, jak znajdzie się okazja :D
OdpowiedzUsuń"Dożywocie" baaardzo miło wspominam, a sięgnęłam po nie właśnie dzięki Tobie, więc i "Nomen omen" musi się znaleźć na liście lektur do KONIECZNEGO przeczytania ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMusisz zdecydowanie!
UsuńZacieram łapki i przestępuję z nogi na nogę z nerwów, bo książkę zamówiłam i stale widzę status "w realizacji". Ale jak się już dorwę....:)
OdpowiedzUsuńObawiałam się, że Ałtorka skręci w inną stronę niż konwencja "Dożywocia", ale czuję się uspokojona.
Na wszelki wypadek, przed lekturą, zaopatrzę się w wafelki. Za sonet to raczej podziękuję ;)
Kiedy zaczęłam czytać recenzje (a konkretnie jedną), że pomysł w nowej powieści zupełnie inny niż w "Dożywociu", to trochę się obawiałam, ale absolutnie nie ma czego!
Usuń