Staram się nie uskuteczniać pisania recenzji na temat
każdego produktu, który wpadnie mi w łapy, jeśli się na owym produkcie nie
znam. Stąd też moja planowana recenzja Kindla obrasta gdzieś pleśnią na dysku
twardym – jako technologiczny analfabeta wiem jak się go uruchamia, jak się go
wyłącza i jak na niego załadować ebooka przez kabel. Cała reszta funkcji
stanowi dla mnie tajemnicę, toteż taka recenzja nie miałaby racji bytu.
Podobnie jest u mnie z filmami i muzyką – oglądam, słucham,
raz mi się podoba, raz nie, ale napisanie porządnej recenzji płyty czy relacji
z pobytu w kinie przekracza moje wykształcenie – ani nie znam się na
reżyserach, ani na instrumentach, ani na głosach. Słowem, znam się tylko na
książkach i serialach.
Ale książki i seriale nie są moim jedynym hobby, czasem
trafiam na inne ciekawe rzeczy, które umilają mi
czas, i o których chciałabym
coś napisać. No to teraz napiszę,
pokrótce, o tym, co mnie kręciło przez styczeń.
Filmy
Jak już wspominałam przy okazji posta o Czy jesteś wystarczająco bystry żeby pracować w Google? w tym
miesiącu temat wielkich korporacji i Wall Street zawładną moim umysłem. Zaczęło
się od wizyty w kinie na początku miesiąca na Wilku z Wall Street. Mnie ten film zrył banię dosyć
konkretnie. Z jednej strony do pewnego stopnia zjawiska tam przedstawione są
niewątpliwie prawdziwe – trudno wytrzymać taką konkurencję i taki tryb życia
bez poddawania się równego rodzaju używkom. Z drugiej zaś – film ewidentnie
przejaskrawiony, i chociaż bawi na swój sposób, to chwilami miałam wrażenie, że
co na dużo to niezdrowo. Stykam się z różnymi opiniami na temat tego filmu –
skrajnie pozytywnymi i skrajnie negatywnymi, i naprawdę trudno mi się
opowiedzieć za jedną ze stron. Jedno jest pewne – film zdecydowanie za długi.
Idąc dalej, po wyjściu z kina postanowiłam odświeżyć sobie
pamięć o po raz nie wiem który i obejrzeć Chciwość
(org. Margin Call).
Okoliczności przyrody te same – Wall Street, ale zupełnie inna historia. O ile Wilk to opowieść z stylu „od zera do
bohatera” o tyle w Chciwości zaczynamy
od samego szczytu, bo Margin Call aż kipi następnie obserwować najgorsze 24 godziny w działalności jednego z wielkich banków. Konkretnie – ostatnia doba przed kryzysem na giełdzie. Kryzysem, który bohaterowie sami zapoczątkują… Ten film jest niesamowicie minimalistyczny pod pewnymi względami – kręcono go tylko na kilku planach, głównych bohaterów jest zaledwie 8, cała fabuła rozgrywa się w ciągu jednej doby, a film kręcono w sumie 17 dni. Za to emocjonalnie. Obserwujemy procesy, jakie zachodzą w wielkich
korporacjach na co dzień – jak zwalnia się pracowników, jak przeprowadza się
narady, kto awansuje, a kto tak naprawdę wie, co się wokół dzieje. Film
genialny, ale i przerażający. A obsada czyni ten film istną perełką: Jeremy
Irons, Kevin Spacey, Demi Moore, Simon Baker, Stanley Tucci, Paul Bettany,
Zachary Quinto.
Serial
Jak zwykle jestem spóźniona na zabawę. Parę lat temu pół
Internetu szalało na punkcie Mentalisty. Ja szaleję dopiero teraz. W skrócie mówiąc, specjalnemu oddziałowi
policji w ściganiu przestępców pomaga uroczy i zabawny gość, który ma niezwykłe
talenty jeśli chodzi o odczytywanie ludzi. Jedni nazwą to empatią, inni
intuicją, a jeszcze inni przebiegłością lub zwykłą magią. Tak naprawdę to właśnie
postać Patricka Jane, grana przez Simona Bakera, jest clue i jedynym powodem, dla którego ogląda się Mentalistę. Pozostałe postaci i grający je aktorzy są co najmniej
przeciętni, wyrabiają się dopiero w trakcie drugiego sezonu. Zagadki kryminalne
tez nie były szczególnie wyszukane, może to przez sposób reżyserowania, może
oglądam za dużo seriali, ale za każdym razem zgaduję, kto jest mordercą. Ale
Jane przyćmiewa te wszystkie niedoróbki, jest inteligentny, zabawny, no i, ok.,
mega przystojny. To taki lekki serial do obejrzenia w razie zmęczenia, chwilami
niezwykle zabawny, gdyż główny bohater ma talent do faux pas, chociaż są też w niektórych odcinkach mroczniejsze nuty,
kiedy policjanci poszukują seryjnego mordercy Red Johna, odpowiedzialnego za
prywatną tragedię Jane’a.
Aktor
Zważywszy na powyższe recenzje trudno się nie domyślać, że
styczeń był u mnie miesiącem spod znaku Simona Bakera . Co dziwne, ten typ urody nigdy wcześniej mnie jakoś szczególnie nie
pociągał, ale najwyraźniej gusta się zmieniają. Niezależnie od urody, trzeba
przyznać, że ma gość talent, co kilka nominacji do Złotego Globa za Mentalistę zdaje się potwierdzać.
Nagrodzony był również za Margin call,
co przy takaaakiej obsadzie coś znaczy.
Absolutny ewenement na skalę Hollywood – gość od dwudziestu lat
żonaty z tą samą kobietą, ma trójkę dzieci i z tego co zdążyłam wybadać, zero
skandali erotycznych na koncie. WOW.
Muzyka
Jak niektórzy z was wiedzą, dotknęła mnie ostatnio tragedia
każdego podróżnika krakowskimi tramwajami, mianowicie zepsuty sprzęt do
mobilnego słuchania muzyki. Przy donośnych głosach i dziwnych poglądach
współpasażerów wytrzymałam dwa dni, po czym wyciągnęłam z czeluści szafy
discmana, załadowałam do niego nową (nową u mnie, a nie ogólnie), nieodsłuchaną
jeszcze płytę Norah Jones Not too late, i tak uzbrojona wyruszałam co dzień na podbój świata. Generalnie gust muzyczny mam mocno eklektyczny, o czym można
przekonać się czytając tego posta. Norah to jedna z niewielu artystek, którą
zaczęłam słuchać będąc jeszcze w głębokim liceum, i która niezmiennie
towarzyszy mi do dziś. Każda jej płyta do dla mnie inwestycja na lata, bowiem
te utwory po prostu nie mogą się znudzić. Not
too late to zbiór pięknych ballad z pogranicza jazzu, bluesa i country,
każda piosenka to majstersztyk, który potrafi docenić nawet taki laik jak ja.
Rzadko zdarza mi się płyta, którą przesłuchuję od początku do końca i nie mam
potrzeby przewijania jakiegokolwiek utworu, który by mi się nie podobał. Przy
czym każdy czymś się wyróżnia – Sinkin’
soon to dosyć zabawny kawałek z, odnoszę wrażenie, nietypowym użyciem
niektórych instrumentów, My dear country ma
bardzo nieortodoksyjny tekst jak na rzewną balladę, gdyż traktuje o… wyborach.
Demokratycznych. Little room jest
słodką, niesztampową piosenką o miłości, a Thinking
about you przypomina pierwsze płyty artystki. Generalnie, dla tych co lubią
takie klimaty – można kupować w ciemno!
To tyle pozaksiążkowych inspiracji i uprzyjemniaczy życiowych.
Ja mam naturę trochę maniakalną, jak coś zaczyna mi się podobać, to męczę
dopóki mi nie zbrzydnie nawet myśl o tym. Jak płyta się spodoba, to duszę ją
dzień w dzień po kilka razy, jak film, to oglądam przynajmniej dwie sceny przez
zaśnięciem. Też tak macie?
Ooo widzisz, ja od 3 tygodni piszę tekst o kindlu i tak piszę sobie i piszę, może go wreszcie opublikuję:) Mentalistę oglądałam tak ze 3 sezony prawie wszystkie odcinki, a potem to tak wyrywkowo, na zasadzie tata ogląda, to ja zerknę czasem - dobry serial, uwielbiam Jane'a za to, że jest tak wkurzający i irytujący:)
OdpowiedzUsuńWreszcie jakaś pełnokrwista postać w serialu, co nie?
UsuńRaz, że pełnokrwista, dwa, że też chciałabym być tak wkurzająco mądra i irytować ludzi, jeszcze Jane'owi do pięt nie sięgam, ale trenuję!
UsuńZ irytowaniem to już mi się chyba udało, gorzej z tą inteligencją :/
UsuńAle się rozpisałaś :)
OdpowiedzUsuńNooo, a miało być krótko i treściwie :)
UsuńMam podobnie - jak coś mi się spodoba, męczę do znudzenia. Ostatnio odkryłam fantastyczny zespół - zasypiam się i budzę z ich muzyką w głowie :-)
OdpowiedzUsuńFajny post i mam nadzieję, że nie ostatni tego typu :-D
Jaki, jaki?
UsuńZobaczymy, kiedy mina obecne fazy i zaczną się następne, wtedy pewnie znowu coś takiego skrobnę :) Mam już nawet początki pomysłów.
Mam podobnie, choć staram się ograniczać "wymęczanie" świetnych utworów albo wybitnych filmów. Nie działa :)
OdpowiedzUsuńA o tekstach, które w zamierzeniu mają być krótkie i treściwe i mówić o wielu sprawach coś wiem. Na ogół to tylko zamierzenia ;)
Właśnie widzę, że akcja zaczyna zataczać szersze kręgi :)
UsuńMiałem być pierwszy, ale mnie uprzedziłaś ;) A ponieważ akcja słuszna i ciekawa, niech zatacza.
UsuńO "Wilku..." ostatnio głośno i zaczynam mieć chęć, żeby obejrzeć ten film. Choć niekoniecznie w kinie, chyba jednak poczekam aż trafi na mały ekran.
OdpowiedzUsuńOstatnio oglądam dużo seriali. Ale o Mentalisty nie słyszałam (nie mówiąc już o oglądaniu), więc wychodzi, że jestem trochę zacofana w tym temacie. Ostatnio nadgoniłam "Arrow", "Chirurgów", "Kości" i parę tytułów polskich.
Ja mam pewien problem z muzyką. Zazwyczaj wynajduję bardzo niszową i ta mi zapada w pamięć. Mam też duży sentyment do polskich wykonawców. Często łapie się na tym, że przy rozmowie ze znajomymi nie potrafię sobie uświadomić jak brzmi nowy utwór Rihanny czy Shakiry. A na mojej playliście jest ścieżka z musicalu "Metro", Dido, soudtrack ze Zmierzchu (czyli najlepszy kawałek filmu ;) ), Volver i parę innych. I rzeczywiście słucham ich nagminnie.
Zresztą mam tak samo z serialami. Oglądam parę odcinków dziennie (o ile czas mi na to pozwala)
"Chirurgów" i "Kości" swego czasu oglądałam namiętnie, potem mi przeszło. Myślę, że "Mentalista" by ci się spodobał, spróbuj. :)
UsuńCo do muzyki, to ja czasem słucham jakiejś piosenki w radio przed kilka tygodni i mi się podoba, a dopiero potem się dowiaduję, że to Katie Perry albo lady Gaga, a raz nawet One Direction. Ale zdarza mi się też słuchać bardziej niszowej muzyki, muzyka z "metra" jest genialna, równiez bardzo lubię słuchać te utwory, Dido swego czasu też słuchałam, a soundtrack ze "Zmierzchu" nawet gdzieś się tu walał po domu...
No i serial obowiązkowo oglądam w charakterze filmu z przerwami na zrobienie herbaty :D
Jeden z blogerów / nie czytelniczy/ wieszczy iż ten film to gwóźdź do trumny di Caprio - ciekawa jestem czy się to sprawdzi.
OdpowiedzUsuńMentalistę chętnie oglądałam, gdy tylko udało mi się dorwać do telewizora w czasie gdy szedł odcinek.
Ostatnio na iplexie oglądnęłam "Polowanie" - świetny film skandynawski, który mogę polecić.
Ja się tam nie znam i nie wiem, za co oni dają te Oscary, ale często się tak zdarzało, że dobrym aktorom za dobre filmy nie dawali statuetki, a potem żeby naprawić błąd dawali za byle co.
UsuńZapoluję na "Polowanie" - szwedzkie filmy mają ten klimacik, który lubię :).
To ja potwierdzam poziom "Polowania" - niezwykle angażujące kino.
UsuńChciałabym obejrzeć film ,,Wilk z Wall Street". Bardzo mnie ciekawi :>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam : )
Warto się wybrać do kina, ciągle ktoś o tym filmie mówi, a naprawdę trzeba go zobaczyć by wyrobić sobie opinię. Chociażby u mnie w pracy każdy miał totalnie inne wrażenia.
UsuńO, wlasnie, pod choinke dostałam Kindla, zakochałam się w nim z miejsca i... prawie nic na nim nie czytam ;-)). A moja znajomość Kindla jest podobna do Twojej :-).
OdpowiedzUsuńJa też się w swoim zakochałam, tak bardzo, że dopiero po roku kupiłam mu wdzianko do jeżdżenia tramwajem :D Wprawdzie przeczytałam na nim w zeszłym roku kilkanaście książek, ale przeczuwam, że dopiero teraz w pełni odkryję jego moc :D
Usuń