O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

sobota, 22 marca 2014

Opowiadania o miłości

Pierwszą książka Erica-Emmanuela Schmitta, Oscar i pani Róża, przeczytałam dawno, dawno temu, i pamiętam, że była to wtedy jedna z nielicznych lektur, które naprawdę mnie poruszyły. Dwa lata temu zupełnie przypadkiem trafiła mi do rąk inna jego książka – Zapasy z życiem. I ona również wywołała we mnie pewne emocje, i ogólnie rzecz biorąc, mi się podobała. Jednak moje trzecie spotkanie z tym autorem nie było już tak fajne.

Odette i inne historie miłosne dostałam od przyjaciół z zabawną dedykacją na początku. Wywołała ona uśmiech na mojej twarzy i nastroiła pozytywnie do lektury. Jednak owa dedykacja okazała się być  najlepszą częścią książki. Odette to zbiór opowiadań, których wspólnym mianownikiem jest miłość, i to miłość romantyczna, choć mająca zupełnie różne okoliczności przyrody i zakończenia. Przyznam, że niektóre opowieści dosyć mnie wciągnęły, inne były jednak do bólu przewidywalne. Jak to w zbiorkach bywa, poziom poszczególnych opowiadań był nierówny, przez jedne przepływałam szybko i żałowałam, że to już koniec, gdyż byłyby świetnym materiałem na całą powieść, z kolei inne męczyłam nieraz przez ponad tydzień. Były takie, które autorowi udało się sprytnie i przekonywująco zamknąć na tych kilkunastu kartkach, były też takie, które jakby w drugiej połowie były na siłę przycinane przez redaktora, aby zmieściły się w projektowanym tomiku, i przez to pięknie rozwijająca się historia zyskiwała płaskie, na szybko konstruowane, nieprzemyślane zakończenie.

Jednak to, co najbardziej mi doskwierało w tej książce, to styl jej autora. Jak pisałam na początku, jest mi on już skąd inąd znany, i do tej pory mi on nie przeszkadzał – poprzednio wspomniane historie zyskiwały nawet na tym pozbawionym emocji, bardzo obiektywnym pisarstwie (tak przynajmniej ja zawsze go odbieram). Jednak wolę, by pisząc akurat o miłości autor nieco bardziej zaangażował się w to, o czym opowiada. Tutaj tego nie czułam, odnosiłam wrażenie, że styl tych opowiadań oscylował pomiędzy reportażem a wypracowaniem gimnazjalisty. O ile fabularnie zatem niektóre z nich były bardzo interesujące, o tyle stylistycznie zupełnie mi nie podeszły.

Nie poleciłabym nikomu akurat tej książki jako pierwszego spotkania ze Schmittem. Chociaż nie jest to zła książka, tkwiłam w niej od miesiąca. Może sporo do gadania miał fakt, że za opowiadaniami szczególnie nie przepadam. Myślę, że kiedyś wrócę do niektórych z nich, zobaczę, jak w innym stanie ducha (lepszym) je odbiorę, a na razie zachowam ten tomik głównie dla cudownej dedykacji od przyjaciół.

Moja ocena: 3/6

Eric-Emmanuel Schmitt
Tłum. Jan Brzezowski
Wyd. Znak
Kraków 2009


Książka przeczytana w ramach wyzwania Od A do Z.

11 komentarzy:

  1. Mnie się podobała, choć masz rację jest nierówna a styl specyficzny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czytałam "Historie miłosne" i to chyba bardzo podobny zbiorek. Nie mogę powiedzieć, by mi się podobało... Kiczowate troche. Co innego "Oscar i Pani Róża" albo "Kiedy byłem dziełem sztuki". Już sama nie wiem, jak to jest z tym Schmittem: niby drugi Coelho, a jednak ma momenty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dokładnie takie same odczucia - niektóre jego książki to perełki, ale ta powyższa wydawała mi się - brakowało mi tego słowa - kiczowata, przynajmniej niektóre fragmenty.

      Usuń
  3. Nie przekonałaś mnie do tej książki ;) Ja też nie przepadam za opowiadaniami. Nie potrafię się w nie wciągnąć, więc po ten gatunek sięgam bardzo rzadko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię kiedy inni piszą niepochlebną recenzję, a na koniec dodają, żeby spróbować samemu przeczytać i ocenić... Po co zatem czytać recenzje? Mnie nie podeszła, więc nie ma sensu zachęcać :)

      Usuń
  4. Ja mam za sobą na razie tylko "Małe zbrodnie małżeńskie" tego autora, które chociaż nieźle pogmatwane, to mi się wyjątkowo podobały ;) Po opowiadania jednak z reguły nie sięgam, chociaż ostatnio trafiłam nawet na ciekawy zbiorek (recenzja wkrótce :D), ale ten chyba sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Małe zbrodnie" mają mocno rozbieżne recenzje, z tego co kojarzę, jednym się bardzo podobały, inni twierdzą, że to grafomania. Dziwny jest ten Schmitt...

      Usuń
  5. Nie będę kryła, że trochę mnie zabolało, kiedy napisałaś, że dedykacja to najlepsza część książki. Wybacz, nie chcę tu umniejszać w żaden sposób treści Twoich przyjaciół, ani twierdzić, że nie może być nic lepszego niż Schmitt czy jakikolwiek inny autor. Ale to trochę przykre, że najlepszą częścią książki okazuje się być ta, której autor nawet nie jest świadomy. ;-)

    Jako wielbicielka autora muszę przyznać, że jest on nierówny. Chciałabym powiedzieć, że się rozwija, że co książka to lepsza, ale nie... Dałoby się tak powiedzieć, gdyby ostatnią książką było "Małżeństwo we troje", niestety "Tajemnica Pani Ming" to znów powrót do tego Schmitta, który najlepszy nie jest. Dałoby się tak powiedzieć, gdyby pierwszą książką był "Oskar i pani Róża", gdzie taka treść jest tanim chwytem, by książka stała się rzekomo ważna i wyjątkowa - a taka wcale nie jest; jednak pierwszą książką jest "Ewangelia według Piłata", która jest bardzo dobrą książką, gdzie z kolei chwyt w postaci kontrowersyjnego nawiązania do Biblii nie jest tanią sensacją, a trafną i dojrzałą reinterpretacją religii chrześcijańskiej.

    Szczerze nie pamiętam, jak oceniłam "Odette..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *miało być: "że najlepszą częścią książki okazuje się być ta, której istnienia autor nawet nie jest świadomy"

      Usuń
    2. Najlepsza część książki jako fizycznego przedmiotu... ;) Ale faktem jest, że ta książka jako pierwsza spośród Schmitta mnie nie zachwyciła zupełnie. Niby niektóre jego pomysły były zaskakujące i świeże, ale zupełnie nie mogłam złapać kontaktu z tymi opowieściami, zero emocji przy czytaniu, chwilami wręcz brnęłam jak przez błoto. Będę ma pewno sięgać dalej po tego autora, bo jak piszesz, jest dosyć nierówny. "Oscar" natomiast bardzo mi się podobał, może to miało związek z moim wiekiem, kiedy to czytałam, ale dla mnie ta książka właśnie była ważna.

      Usuń