O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

niedziela, 21 września 2014

Bardzo wolno czytana książka - "Shirley"

Czytałam Shirley przez ponad pół roku. Normalnie taki początek oznaczałby, że książka mi się nie podobała, była słaba, niezbyt wciągająca, wręcz nudna.  Ale tym razem fakt wolnego czytania nie był spowodowany jakością książki. Po prostu – Shirley to książka do powolnego czytania.

Nie, nie macie deja vu, a ja nie wkleiłam drugi raz tego samego tekstu. Teraz już będzie sam konkret: co, kto, gdzie i po co. Mniej więcej. Kto? Charlotte Bronte. Co? Powieść pt. Shirley. Gdzie? W Wielkiej Brytanii, obviously. A po co? A po co się pisze książki?

Shirley to sporych gabarytów powieść obyczajowa, która z jednej strony wpisuje się w klimat czasów, w których powstała, a z drugiej strony jest niezwykle nowoczesna – wiele zdań z niej można by potraktować jak bardzo mądre feministyczne hasła – aż trudno uwierzyć, że autorka, która je stworzyła, żyła w XIX wieku. Obok zwyczajów i obyczajów epoki wiktoriańskiej mamy tu też komentarz gospodarczo-polityczny do aktualnych wydarzeń w Anglii i Europie – rewolucja przemysłowa pozbawia robotników pracy, ci z kolei swoją złość obracają przeciw właścicielom zmechanizowanych fabryk i przeciw samym maszynom. Sytuacji nie ułatwia blokada kontynentalna, a bohaterowie w przewie między lokalnymi wydarzeniami śledzą pochód Napoleona na Rosję i działania brytyjskiej floty, licząc na rychłe otwarcie portów. Charlotte Bronte nie staje tutaj po żadnej ze stron – arystokracja, duchowieństwo, fabrykanci i roto nicy – oni wszyscy mają wady i zalety, każde obarczone jest winą na zły stan rzeczy, ale i każde na swój sposób cierpi, zaś wśród nich są zarówno nicponie i nieroby, jak i ludzie uczciwi i prawi.

Shirley to tak naprawdę serial. Dziwnie to brzmi, ale tak właśnie jest. Powieść podzielona jest na rozdziały (WOW – szok, co nie?), z których większość opowiada jakąś oddzielną historię, która często nie ma później związku z główną fabułą. Od początku do końca pojawiają się na scenie nowy bohaterowie, a starzy odchodzą w cień, chociaż wciąż gdzieś tam przemykają w tle. Początkowo myślałam, że autorka celowo wprowadza tylu „głównych” bohaterów i że te wszystkie opowieści będą miały swój grande finale, zanim podłapałam konwencję, z jaką stworzona jest Shirley. Wiecie jak to jest w serialach obyczajowych – jest jakaś główna fabuła, która rozwija się z każdym kolejnym epizodem, ale głównym tematem za każdym razem jest co innego – raz Święta, raz czyjaś choroba, raz Caroline, raz przeszłość pana Yorka i pana Helsone’a, a jeszcze innym razem ugryzienie przez psa lub kościelna procesja.Tak, jakbym oglądała serial odcinek po odcinku - tu i tam kontynuacja losów głównych bohaterów, ale każdy odcinek ma też własną historię do opowiedzenia.


Zatem w niczym nie przeszkadza czytanie Shirley partiami, z przerwami, dużymi lub małymi. Powieść jest miejscami nierówna, i fascynujące fragmenty przeplatają się nieraz z nudniejszymi, w których nic właściwie się nie dzieje, zatem chwilami nawet wskazane jest, aby lekturę odłożyć na później. Jednak autorka potrafiła roztoczyć taki urok i czar nad doliną Hollow, że nawet po kilku miesiącach przerwy czytelnik wciąż myśli o pozostawionych bohaterach i powraca, choćby tylko na krótką chwilę. Ja zapewnie powrócę tam jeszcze raz za kilka lat.


Moja ocena: 5/6



Charlotte Bronte Shirley


Tłum. Magdalena Hume


Wydawnictwo MG


2011

10 komentarzy:

  1. Mam tą książkę na półce i też zamierzam się nią delektować przez jakiś dłuższy czas ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie, bo warto własnie tak ją czytać - delektując się, inaczej moim zdaniem, będzie zbyt mdła.

      Usuń
  2. Z chęcią sięgnę po tą książkę, żeby na własnej skórze poczuć klimat tamtych lat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powieści sióstr Bronte i Jane Austen mają to do siebie, że ekspresowo zabierają w swoje czasy, aż się czuje ta długa suknię spływającą na podłogę, a plecy się same prostują (bo przecież bohaterkom tych autorek nie wypadało się garbić przy czytaniu) :D

      Usuń
  3. Rzadko, ale jednak, też zdarzają mi się takie "powolne" książki... Bywało, że odkładałam lekturę nawet na dłużej niż rok, co niestety na starość ma pewne minusy - człowiek zapomina, co już przeczytał.
    A ja też lubię "serialowe" powieści :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się trochę pozapominało w międzyczasie, ale szybko mi się przypominało, kiedy wracałam o lektury.
      Ciekawe, czy Brytole już zrobili z tej powieści serial, czy jeszcze trzeba poczekać?

      Usuń
    2. Nie mam pojęcia, czy już zrobili, ale niech robią, to na pewno obejrzę :-)

      Usuń
  4. Są takie książki, których po prostu nie da się czytać szybko i trzeba sobie jakoś je dawkować..;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to! I "Shirley" jest własnie taką książką :)

      Usuń