O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

niedziela, 7 grudnia 2014

Książka o książkach

To, jak książka do mnie trafiła, ma dla mnie przeważnie takie samo znaczenie jak to, czy mi się podobała. Większość czytanych przeze mnie tytułów to wynik polecenia mi ich przez znajomych książkoholików, przeważnie blogerów. Czasem zdarzy mi się zainspirować recenzją znalezioną poza Internetem, jeszcze rzadziej jest to rekomendacja od osoby postronnej, zawsze zaś sięgam po książkę zanim obejrzę film na jej podstawie (chyba, że nie wiem, iż film jest na podstawie książki). Z tego wszystkiego niezwykle rzadko biorę się za książki, o których nie wiem zupełnie nic. Mówi się, żeby nie oceniać książki po okładce, ale właśnie takie wybieranie lektur daje to drobne ukłucie niepewności i przygody. Inne mamy odczucia wobec znajomego naszego znajomego, a inne wobec zupełnie obcej osoby, o której nasi przyjaciele nic nam nie powiedzą.

Przed erą blogów zwykle wybierałam książki właśnie metodą chybił-trafił – okładka, blurb na tylnej okładce, nic więcej nie było. Dzięki temu trafiłam na wiele bzdurnych pozycji, ale i na wiele perełek. Mimo to wybieranie książek ot tak wiąże się z ryzykiem, i dlatego zwykle sięgam po polecone mi tytuły. Nie tym razem. Na targach Książki w Krakowie chwilę przed opuszczeniem hali porwałam z półki pozycję, o której nic nie wiedziałam, opis z tyłu książki obiecywał powieść obyczajową, tytuł zacny, a w portfelu jeszcze coś się z funduszu targowego kołatało. To wzięłam, mając jednocześnie świadomość tego, że ostatnia pozycja z książkami w tytule, którą o mało co nie nabyłam, okazała się, sądząc po jednolicie negatywnych recenzjach, skokiem na kasę (mowa o Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę). Okazało się, że zupełnie przypadkiem trafiłam na jedną z najwspanialszych książek o książkach, jakie kiedykolwiek czytałam.

Po pierwsze, nie jest to powieść, bardziej eseje wspomnieniowe opowiadające historię autorki, Wendy Welch, i jej męża Jacka, którzy zmęczeni wyścigiem szczurów kupują dom w niewielkim mieście w Virgini, i zakładają tam księgarnię używanych książek. Brzmi jak najbardziej oklepany scenariusz ze wszystkich, jednak tą historię kupuję w całości z  przyległościami. Wendy opisuje z humorem nie tylko finansowe problemy, walkę między miłośnikiem książek a przedsiębiorcą, trudności ze znalezieniem wystarczająco dużej klienteli, ale i drobiazgi związane z prowadzeniem księgarni, o których nawet byśmy nie pomyśleli. Ludzie z Big Stone Gap nie byli wobec nich wrodzy, ale też nie przyjęli Jacka i Wendy z otwartymi ramionami – stosunki między mieszkańcami a nowoprzybyłymi można określić jako ostrożne. Księgarzom zajęło trzy lata, by zostać zaakceptowanymi przez lokalną społeczność, i pięć lat, by faktycznie stać się ich częścią. W międzyczasie z księgarni Opowieści Samotnej Sosny musiały stać się centrum rozrywki, kawiarnią, gabinetem psychoterapeutycznym, ośrodkiem wymiany książek, zamiejscowym klubem weteranów wojennych, składem bibliotek ludzi zmarłych i źródłem u którego pogorzelcy odbudowują swoje spalone kolekcje. Pod kołderką ciepłej, zabawnej i sympatycznej opowiastki o książkach i małych miasteczkach Wendy dotyka też, a może przede wszystkim ludzi, z ich problemami, słabościami, trudnymi charakterami. Pisze o ukochanych książkach i ukochanych klientach, którzy stali się częścią rodziny, o tym jak dwa kot i dwa psy pracują ramię w ramię w przemyśle używanych książek, i o wpływie ebooków na małe i duże księgarnie (bardzo zaskakujące jest to, że rozwój książki elektronicznej doprowadza do plajty wielkie, bezosobowe sieci sklepów, jak Barnes&Noble, ale jednocześnie małe, prywatne księgarenki notują wzrost sprzedaży).

Czytając Wendy Welch nie sposób mi było nie przypomnieć sobie o esejach Ann Fadiman. Jeśli zatem podobały wam się teksty tej drugiej pani, o Księgarenka w Big Stone Gap was zachwyci.

Moja ocena: 5,5/6

Wendy Welch Księgarenka w Big Stone Gap
Tłum. Paweł Lipszyc
Wyd. Black Publishing

Wołowiec 2014

17 komentarzy:

  1. Choć nie powinno się oceniać książki po okładce to czasem tak robię. Odkąd prowadzę bloga rzadziej wybieram pozycje na chybił-trafił. Brakuje mi właśnie tej nutki niepokoju, dreszczyku. :) Ta pozycja nie dość, że ma piękną okładkę to także treść. Muszę przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też tego brakuje, a kiedy patrzę na półki, widzę wiele świetnych książek, które wybrałam, bo krzyczały do mnie w księgarni, lata przed pierwszymi blogami, na które natrafiłam. Czasem trzeba zaryzykować i wyjść z tej skorupy rekomendacji ;)

      Usuń
  2. No i teraz wiem co chcę dostać pod choinkę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię książki o książkach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę czytałam o tej książce i waham się, czy poznać się z nią bliżej. Z jednej strony wydaje się ciekawa, z drugiej coś mnie od niej odpycha. Zobaczę jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na siłę, bo wtedy nawet najlepsza książka nie cieszy. Ale moim zdaniem naprawdę warto poznać tą historię.

      Usuń
  5. Księgarenka, księgarenka, muszę sobie zapamiętać.
    A sama historia przywołała mi na myśl Janka Oko, który właśnie założył antykwariat w K-cach. Powodzenia, Janek!

    OdpowiedzUsuń
  6. Twoja recenzja tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto książkę przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, odnoszę wrażenie, że to książka bardzo w twoim stylu :)

      Usuń
  7. hm...bardzo zachęcająca książka. A jeszcze o książakch! chyba muszę dodać na listę prezentów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pomyśleć, że kupiłam ją tak totalnie z głupia frant, a tu taka perełka!

      Usuń
  8. Uwielbiam Fadiman! :)
    Kiedyś zobaczyłam "Księgarenkę..." w nowościach i od razu zaświeciła dla mnie blaskiem cudownej książki. Ja już tak mam, że znakomite pozycje same mi się pchają w ręce. Tak więc nabyłam ją w te pędy i teraz leży na półce, świeci ;) i czeka, aż ją przeczytam. Na pewno się doczeka, ale najważniejsze, że ją mam, że mogę sobie na nią patrzeć i mogę ją przeczytać zawsze, gdy najdzie mnie na to ochota. Staram się nie poznawać opinii o książkach, które i tak uważam za dobre, zanim je przeczytam, ale do Ciebie zajrzałam, zobaczywszy recenzję, bo wiedziałam, że i tak znajdę same superlatywy. Nosa mam w tym temacie i tyle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No masz, nie ma co ukrywać ;) Też nie czytam zwykle opinii o książkach, które zamierzam przeczytać, bo później samej trudno mi wyrobić sobie opinię (gdzieś w tyle głowy zawsze jest cudza).
      Moje półki świecą jak choinka od takich pozycji, które kupiłam, bo koniecznie MUSZĘ PRZECZYTAĆ TERAZ, to było jakieś trzy lata temu :D
      "Księgarenka" na pewno ci się spodoba!

      Usuń