Z przyjemnością konstatuję, że mój pomysł na podsumowanie
książkowe gatunkami przypadł Wam do gustu, zwłaszcza, że, jak to ktoś zauważył,
wpisuje się dodatkowo w szaleństwo poszukiwania odpowiednich prezentów. Dziś
zatem kontynuuję to zbożne dzieło. Tym razem przybliżę Wam kilka świetnych
reportaży, zwłaszcza, że niektóre nie doczekały się osobnych postów. A zatem…
1.
Bractwo Bang
Bang Joao Silva, Greg Marinovich – książka, która miała mi przybliżyć
blaski i cienie zawodu fotoreportera wojennego, otworzyła mi oczy na wiele więcej. Tytułowe bractwo to nieformalna
grupa czterech korespondentów wojennych z RPA, będących autorami jednych z
najsławniejszych fotografii, jak chociażby tej obrazującej małego chłopca
umierającego z głodu i czyhającego na niego nieopodal sępa. Dwóch z nich,
którzy zdołali przeżyć, opowiada o początkach i rozkwicie kariery swojej i
zmarłych kolegów, jednocześnie w tle przybliżając okropieństwa apartheidu.
Przyznam, że osobiście niewiele wiedziałam na ten temat, a drastyczne opisy
wydarzeń z Republiki Południowej Afryki, nastroje przed wolnymi wyborami,
organizację państwa oddzielającego ściśle białych od czarnych powiedziało mi
więcej, niż chwilami chciałabym wiedzieć. Ale dokładnie tyle, ile wypada
wiedzieć, jeśli żyje się wygodnie w czasach pokoju. Czytelnik poznaje również
szczegółowo historie, które kryją się za wieloma słynnymi zdjęciami. Trudna,
ale warta przeczytania książka.
2.
Z nowego
wspaniałego świata Gunter Wallraff – jest to przykład stosunkowo rzadko
przez mnie
czytanego gatunku reportażu – reportażu demaskatorskiego. Autor jest
znanym w Niemczech dziennikarzem, przyjmującym fałszywą tożsamość i
zanurzającym się w opisywanym świecie, by opisać dane zjawisko „od środka”.
Trudno nie podziwiać determinacją, z
jaką spędza tygodnie w charakterze uciskanego pracownika piekarni, call centre albo
bezdomnego. Chociaż opisuje kwestie z drugiego końca spectrum z stosunku do
treści książki z punktu pierwszego, to przeraża ona nie mniej niż opis
apartheidu, może dlatego, że dzieje się tuż za naszą granicą, w państwie
określanym jako „cywilizowane”, do którego nieraz odnosimy się jako niedoścignionego
standardu. A nie chodzi tu przecież akurat o Niemcy, chociaż akurat one są
opisywane. Bo przybliżane w tych reportażach przykłady wyzysku, zastraszania
albo niekompetencji są tak samo prawdziwe u naszych sąsiadów, u nas i w
prawdopodobnie każdym innym państwie europejskim (i nie tylko). Ubóstwo,
nieznajomość praw lub niemożność ich dochodzenia, regulacje które powinny
chronić pracowników, w kontakcie z wielkim kapitałem i rzeszą prawników niestety
muszą przegrać.
3.
Gottland Mariusz
Szczygieł – ani autora, ani tej książki nikomu nie trzeba przedstawiać. Leżała
na mojej półce zdecydowanie zbyt długo, zwłaszcza, że swego czasu miałam na
punkcie Czech prawdziwą obsesję, a i dziś darzę ten kraj sympatią. Teksty
Szczygła o naszych południowych sąsiadach są pod każdym względem mistrzowskie,
i nawet nie bardzo wiem, co miałabym o nich napisać, żeby nie było wstydu
grafomanii. Wiem już w każdym bądź razie, skąd się wzięła „szczygłomania” skąd
te kontrowersje wokół rzeczonego tytułu i dlaczego jest to odpowiednia lektura
nie tylko dla Polaka i Czecha, ale i dla każdego innego Europejczyka.
4.
13 Pięter FilipSpringer – słowo daję, jeśli ten pan napisze kiedyś reportaż z wymiany opon na
zimowe albo rosnących cen bloków betonowych, to będę to również czytać, i to z
wypiekami na twarzy. Najnowsza książka Springera, chociaż nie opowiada o
wojnie, bólu czy chorobach, opowiada o wyzysku, o braku, o biedzie. Czyli w
skrócie – o sytuacji mieszkaniowej w Polsce. A po lekturze człowiek ma ochotę
usiąść i zapłakać. 13
Pięter.
Autor zgrabnie i dokładnie porusza się po różnych opcjach
mieszkaniowych dostępnych w naszym kraju, i chociaż na pierwszy rzut oka wydaje
się, że jest tego sporo, to podsumowanie jest cokolwiek smutne. Są zatem kamienice,
czyszczone przez nowych właścicieli z tzw. „wkładu mięsnego” w sposób nieraz
drastyczny. Są kredyty hipoteczne, które wiążą pary bardziej niż jakakolwiek
przysięga małżeńska. Mieszkania na wynajem, z meblościanką typu „Hejnał” i
obawą, że właściciel z dnia na dzień sprowadzi córkę zięcia teściowej, a nas
wyrzuci. Mieszkania komunalne, TBSy, Mieszkanie dla Młodych, Rodzina na Swoim –
nie ma takiej opcji mieszkaniowej, która by była przez Springera pominięta.
Można się nie zawsze ze wszystkim zgadzać, można mieć własne, inne jeszcze
doświadczenia, ale wciąż warto sięgnąć po
Dzisiaj tylko cztery pozycje, jakoś w ogóle 2015 rok nie był
rokiem reportaży. Ale te, które przeczytałam, okazały się w większości strzałem
w dziesiątkę. I każdy z nich mogę ze
spokojnym sumieniem polecić.
Oż jaką ja mam chętkę na "13 pięter"...
OdpowiedzUsuń"Bractwo Bang Bang" to dla mnie jeden z najlepszych reportaży, jakie w życiu czytałam. Coś niesamowitego.
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu przeczytać Gottland
OdpowiedzUsuńO!O!O! Ale fajnie, że tez uznajesz Bang bang za świetny:)
OdpowiedzUsuń13 pięter kupiłam i w czasie przerwy pomiędzy * a nowym rokiem dam radę. Gottland (niestety) za mną, (niestety, bo to świetny reportaż i czytałoby się więcej, a tu cały Szczygieł wyczytany). Jedynie Z nowego wspaniałego świata nie znam, ale - nadrobię.