„Tawerna przy Klonowej” leżała na mojej półce chyba od
czterech lat. Kupiłam ją pod wpływem zachwytu nad inną książką tej samej
autorki – „Herbaciarnią pod Morwami”. Zaczęłam czytać i… odłożyłam po
kilkudziesięciu stronach. Jednak jest to najlepszy przykład tego, że warto dać
książkom drugą szansę.
W zaułku przy ulicy Klonowej znajduje się tawerna prowadzona
przez dwoje głównych bohaterów powieści: Lily i Jacka Beaumontów. Odziedziczyli
ten pub zaraz po ślubie i spędzili w nim całe swoje wspólne życie, podając
alkohol i przekąski na dole, mieszkając na górze. Życie upływa im spokojnie, aż
do momentu, gdy w tawernie pojawia się przedsiębiorca budowlany i składa
Beaumontom „propozycję nie do odrzucenia” sprzedaży pubu. Na miejscu Klonowego
zaułka ma oto powstać centrum handlowe. W obliczu zagrożenia Jack i Lily
decydują się zrezygnować ze swojego regularnego trybu życia i wprowadzić szereg
ulepszeń, wszystko by tylko zmobilizować opinię publiczną do obronienia lokalu.
W tym celu zatrudniają cztery młode barmanki i dwóch młodych muzyków. Jednak szybko
okazuje się, że historie, jakie życie napisało wszystkim bohaterom książki są o
wiele ciekawsze niż sama tawerna.
Sharon Owens pisze ciepłe, spokojne, dobre powieści, których
akcja dzieje się zwykle w Belfaście, gdzie mieszka z rodziną od lat. Mimo, iż
są to powieści obyczajowe o dużym ładunku pozytywnej energii, autorka nie
stroni od wspominania o burzliwej historii miasta, co nadaje tworzonym przez
nią opowieściom autentyzmu. Postacie są wielowymiarowe, a ich losy pokręcone
jak samo życie. Sama historia natomiast jest z rodzaju tych uroczych i ciepłych,
których szukamy, gdy mamy dołek. Opowieść Owens chwilami aż ocieka szczęśliwością.
W tej beczce miodu znajdzie się jednak łyżka dziegciu i kilka kropel kwaśnej
cytryny, aby podobnie jak potrawy przyrządzane przez Lily, tak i sama opowieść
nie była mdła. Wprawdzie autorka na ostatnich stronach puściła wolno rumaka
fantazji i bydlę narobiło trochę lukrowej breji, ale nie na tyle, żeby
zniszczyć przyjemność z czytania. Polecam, kiedy będziecie mieć ochotę na coś
mało wymagającego i pozytywnego.
Moja ocena: 5/6
Jest to druga książka przeczytana w ramach wyzwania „Z półki”
i pierwsza w ramach wyzwania „Trójka E-Pik”.
ostatnio dobrze mi się czyta książki angielskich i irlandzkich pisarzy więc może) sięgnę p tę książkę.
OdpowiedzUsuńBardzo fajna jest też "Herbaciarnia pod Morwami" tej autorki. Natomiast "Dyskoteka na Magnoliowej" była raczej słaba, toteż nie radzę od niej zaczynać :).
UsuńOj, bardzo chętnie przeczytałabym taką spokojną powieść osadzoną w irlandzkich klimatach:) Będę szukać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Cieszę się, że trafiłam w gusta! Pozdrawiam :)
Usuń