O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

wtorek, 21 lutego 2012

Belfast, bar i mnóstwo miłości


„Tawerna przy Klonowej” leżała na mojej półce chyba od czterech lat. Kupiłam ją pod wpływem zachwytu nad inną książką tej samej autorki – „Herbaciarnią pod Morwami”. Zaczęłam czytać i… odłożyłam po kilkudziesięciu stronach. Jednak jest to najlepszy przykład tego, że warto dać książkom drugą szansę.

W zaułku przy ulicy Klonowej znajduje się tawerna prowadzona przez dwoje głównych bohaterów powieści: Lily i Jacka Beaumontów. Odziedziczyli ten pub zaraz po ślubie i spędzili w nim całe swoje wspólne życie, podając alkohol i przekąski na dole, mieszkając na górze. Życie upływa im spokojnie, aż do momentu, gdy w tawernie pojawia się przedsiębiorca budowlany i składa Beaumontom „propozycję nie do odrzucenia” sprzedaży pubu. Na miejscu Klonowego zaułka ma oto powstać centrum handlowe. W obliczu zagrożenia Jack i Lily decydują się zrezygnować ze swojego regularnego trybu życia i wprowadzić szereg ulepszeń, wszystko by tylko zmobilizować opinię publiczną do obronienia lokalu. W tym celu zatrudniają cztery młode barmanki i dwóch młodych muzyków. Jednak szybko okazuje się, że historie, jakie życie napisało wszystkim bohaterom książki są o wiele ciekawsze niż sama tawerna.

Sharon Owens pisze ciepłe, spokojne, dobre powieści, których akcja dzieje się zwykle w Belfaście, gdzie mieszka z rodziną od lat. Mimo, iż są to powieści obyczajowe o dużym ładunku pozytywnej energii, autorka nie stroni od wspominania o burzliwej historii miasta, co nadaje tworzonym przez nią opowieściom autentyzmu. Postacie są wielowymiarowe, a ich losy pokręcone jak samo życie. Sama historia natomiast jest z rodzaju tych uroczych i ciepłych, których szukamy, gdy mamy dołek. Opowieść Owens chwilami aż ocieka szczęśliwością. W tej beczce miodu znajdzie się jednak łyżka dziegciu i kilka kropel kwaśnej cytryny, aby podobnie jak potrawy przyrządzane przez Lily, tak i sama opowieść nie była mdła. Wprawdzie autorka na ostatnich stronach puściła wolno rumaka fantazji i bydlę narobiło trochę lukrowej breji, ale nie na tyle, żeby zniszczyć przyjemność z czytania. Polecam, kiedy będziecie mieć ochotę na coś mało wymagającego i pozytywnego.

Moja ocena: 5/6

Jest to druga książka przeczytana w ramach wyzwania „Z półki




 i pierwsza w ramach wyzwania „Trójka E-Pik”.




4 komentarze:

  1. ostatnio dobrze mi się czyta książki angielskich i irlandzkich pisarzy więc może) sięgnę p tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo fajna jest też "Herbaciarnia pod Morwami" tej autorki. Natomiast "Dyskoteka na Magnoliowej" była raczej słaba, toteż nie radzę od niej zaczynać :).

      Usuń
  2. Oj, bardzo chętnie przeczytałabym taką spokojną powieść osadzoną w irlandzkich klimatach:) Będę szukać:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że trafiłam w gusta! Pozdrawiam :)

      Usuń