O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

wtorek, 14 lutego 2012

Tam, gdzie nie ma klapek Kubota


„81:1. Opowieści z Wysp Owczych” to niezwykle ciekawy reportaż z miejsca dosyć bliskiego geograficznie, a jednocześnie tak odległego, że mniej zaskakują opisy życia na tropikalnej wyspie gdzieś na Pacyfiku niż na Owcach – archipelagu znajdującego się w trójkącie pomiędzy Anglią, Islandią a Norwegią, autonomii pod jurysdykcją duńską. Po książkę tą sięgnęłam zupełnie przypadkiem, ot, leżała na półce z nowościami w bibliotece. A że reportaże z wydawnictwa Czarne nigdy mnie nie zawiodły, toteż postanowiłam się z nią zapoznać. Nigdy wcześniej nie interesowałam się tematem, moje oczy raczej rzadko błądziły po mapie w tamtym kierunku, coś tam mgliście o Wyspach Owczych słyszałam, ale żeby umiejscowić je konkretnie na mapie – co to, to nie. A w rzeczywistości, w tej tak dobrze mi znanej Europie przycupnęły fascynujące małe wysepki, o których każdy słyszał, a mało kto widział.

Autorzy – Marcin Michalski i Marcin Wasielewski - po raz pierwszy udali się na Owce „za chlebem” – pracowali w przetwórni ryb. W wolnych chwilach zwiedzali, poznawali nowych ludzi i odkrywali uroki życia na archipelagu. W końcu postanowili przybliżyć polskim czytelnikom uroki (i ich braki) życia na Wyspach. I chwała im za to! Książka zaczyna się od śmiesznej na pozór historii – młoda dziewczyna z Wysp Owczych w trakcie wakacji gubi paszport. Kiedy zgłasza to na policję, miejscowy stróż prawa pyta, skąd młoda dama pochodzi. Kiedy słyszy odpowiedź, śmieje się i uważa, że to żart. Hahaha. Tylko kiedy dziewczyna, usiłując udowodnić, że nie pochodzi z Nibylandii, spogląda na mapę Europy okazuje się, że jej twórca najzwyczajniej w świecie zapomniał domalować te małe wyspy! W końcu dziewczynie udaje się uzyskać pomoc i wraca szczęśliwie na Wyspy. A my podążamy za nią, by przekonać się, jak zwyczajnie niezwyczajne są Owce. Mamy tam mniejsze i większe miasteczka, wyspy zamieszkane przez kilka rodzin, przez jedna rodzinę, bezludne, choć kiedyś zamieszkane, i takie zupełnie dziewicze – bez śladów ludzkości. Są podobne jak u nas problemy z przestępczością, alkoholem i bezrobociem. Jednocześnie nie ma makdonaldów i (strach się bać!) klapek Kubota. Są nieustanne dyskusje – odłączyć się od Danii czy nie? Jest i duma narodowa, i fascynująca historia.

Polecam każdemu kto lubi podróżować – jeśli nawet nie fizycznie, to chociaż duchowo, pod kocem, z książką, która o pierwszej strony zabiera nas w wyjątkową podróż. Po przeczytaniu „81:1” od razu zaczęłam sprawdzać ceny promu na Wyspy – niestety, póki co pozostaje tylko marzyć i czytać tę książkę. Panowie piszą świetnie, nie usiłują na siłę zaczarować czytelnika – po prostu opisują, co widzieli. Owce czarują już same.

Moja ocena: 5/6

2 komentarze:

  1. Ja też ostatnio zauważyłam, że na książkach wydawanictwa Czarne, można polegać. "w tej tak dobrze mi znanej Europie przycupnęły fascynujące małe wysepki, o których każdy słyszał, a mało kto widział" - ja również nigdy się nad tym wcześniej nie zastanawiałam. Lubię czytać historie małych społeczności, więc jest to książka jak najbardziej dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ręką na sercu mogę zatem polecić tę książkę, bo autorzy bardzo dużo i chętnie rozmawiali z mieszkańcami wysp, więc można się dużo dowiedzieć o tym, jak się tam żyje :)

      A Czarne ma po prostu Kogoś, Kto na głowę na karku i kwalifikacje - nie wiem kto to jest, pewnie nawet nie jest to jedna osoba, ale robią dobrą robotę :).

      Usuń