Do realizacji październikowego wyzwania Trójka e-pik
postanowiłam wybrać jedną z książek Beaty Pawlikowskiej z serii „Dzienniki z
podróży”. Tym razem na tapetę poszła Blondynka
w Peru.
Muszę przyznać, że mam ambiwalentny stosunek do tych książeczek.
Z jednej strony Pawlikowska odwiedziła naprawdę niesamowite miejsca i przeżyła
w nich ciekawe przygody, które następnie opisała w swoich książkach. Na
przykład w Peru jechała zygzakowatym pociągiem i jadła świnkę morską. Zamieszcza
w nich również ciekawe informacje, o których nie miałam pojęcia – w części
dotyczącej Peru poznajemy historię koki i co ją odróżnia od kokainy, oraz
dowiemy się jak rozróżnić lamę, alpakę i wigonia. Książeczki są niewielkie,
można je więc zapakować do nawet bardzo obciążonej torby i czytać w tramwaju.
Zamieszczone są tu kolorowe i ciekawe zdjęcia. Literki są duże, a język bardzo
prosty.
No właśnie, język. Bo obok tych wszystkich zalet mamy też
wady – przede wszystkim bardzo prosty, czasem nawet prostacki język. Wiem, że
taki jest styl autorki, ale czasem mam wrażenie, że Pawlikowska pisze,
przepraszam za dosadność stwierdzenia, jak do debili. O ile kilka stron czy
fragmenty książki można wytrzymać, o tyle po jakimś czasie zaczyna to męczyć i
irytować. Nie mówię, że byłoby lepiej, gdyby język był bardzo wyrafinowany, ale
pomiędzy poetyką Finneganów tren a Elementarzem pierwszoklasisty jest
jeszcze cała gama odcieni. Niestety, autorka postawiła na ten drugi koniec
skali. Chwała więc, że książeczki są krótkie. Bo dłużej by tego nawet średnio
rozgarnięty szympans nie wytrzymał – nikt nie lubi czuć się idiotą.
W zapasach mam jeszcze Blondynkę
w Tybecie. A potem – kto wie? Może dam sobie spokój z Pawlikowską, a może
poszukam kolejnych części. Bo jednak jest coś uroczego w tych opowieściach, co
każe nie obrażać się za styl.
Moja ocena: 3,5/6
Beata Pawlikowska Blondynka
w Peru
National Geographic Polska
Ja przeczytałam "Blondynkę w Indiach" i "Blondynkę w Meksyku" i nie podobało mi się :(
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej denerwowały powtórzenia w tekście, pod zdjęciami i przy obrazkach. W sumie to ogólnie coś mi w książeczkach nie grało :(
Tak, te powtórzenia tez są denerwujące, jakby czytelnik za pierwszym razem nie zrozumiał, jak się robi herbatę.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tą książkę dwa dni temu :) Sięgnęłam po nią również w wyniku wyzwania. Parę słów na moim blogu pojawi sie dopiero koło weekendu. Dla mnie największym problemem tej pozycji to długość. Jest to bardziej rozprawka niż książka. Dlatego nawet nie za bardzo udało mi się zwrócić uwagi na język. Gdyby była normalna czcionka, brak rysunków i zdjęć to ta "książka" miałaby koło 30 stron. Ciężki w takim wypadku wczuć się w język :/
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na twoją recenzję, chętnie porównam wrażenia :).
UsuńWydaje mi się, że nie trzeba dużej próbki tekstu, żeby wyczuć kiepski język: "Strach podpowiada, że trzeba zawsze kontrolować sytuację i wykazać się doskonałością w podejmowaniu decyzji". Doskonałością w podejmowaniu decyzji? Przenikliwością, owszem, ale nie doskonałością...
Nieraz zastanawiałam się nad serią z Blondynką, ale z całym szacunkiem dla Beaty Pawlikowskiej (doceniam jej pasję i doświadczenie w podróżach)coś mnie od zawsze w niej irytuje. Widzę, że dobrze się stało, że książki sobie darowałam.
OdpowiedzUsuńNo właśnie - też szanuję ją za odwagę, bo faktycznie jeździ do tych wszystkich miejsc, do których ja tylko wzdycham. Ale parę razy słuchałam jej w radio i widziałam w tv i już wtedy mnie jakoś irytowała, teraz się to przeniosło na jej książki. Niektórzy tak mają z Cejrowskim - nie zgadzają się z jego poglądami i książki im się też często w tedy nie podobają.
UsuńJa uwielbiam Cejrowskiego, jego poglądy też:)
UsuńJa lubię książki Cejrowskiego, z poglądami sie na razie nie spotkałam, ale widzę po necie, że ludzie są podzieleni na fanów i antyfanów, i wielu z nich nie sięgnęło po jego książki bo za nim nie przepada.
UsuńProza Pawlikowskiej zupełnie do mnie nie trafia! Jak na podróżniczkę z pasją, za jaką próbuje uchodzić, pisze wyjątkowo nudno, masakrycznym stylem pełnych pseudofilozoficznych refleksji i właśnie prostackim językiem. Jak dla mnie jest nie do strawienia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
O tak - rozważania o życiu i śmierci w jej wykonaniu to istny Paulo Coelho w spódnicy :D
UsuńJa w ramach wyzwania przygodowego chyba trafiłam lepiej... Nie żebym miała jakieś uprzedzenia do blodynek (yhm, yhm), ale nie ciągnie mnie w ogóle do jej książek.
OdpowiedzUsuńTo nie była moja pierwsza Pawlikowska, więc wiedziałam w co się pakuję. Ale 1. leżało na półce, 2. jest krótkie, a ja chciałam wreszcie wyzwanie zrealizować w pełni :)
UsuńBlondynka śpiewa w Ukajali to jedyna którą przeczytałem. Oczekiwałem czegoś bardziej w stylu Cejrowskiego i książka mocno mnie znudziła
OdpowiedzUsuńSłyszałam, że jest słabiutka - Dzienniki z podróży są przynajmniej naprawdę malutkie :)
UsuńNie miałam okazji czytać książek tej autorki, sądziłam, że jej podróżne zapiski to coś na kształt książek Cejrowskiego (jego książki lubię, jego osoba za to nie budzi we mnie entuzjazmu;)). Z tego co czytam to jednak nie ten klimat i nie ten styl.
OdpowiedzUsuńKsiążki Cejrowskiego są zupełni inne - naprawdę rzetelne, ciekawe, w miarę obiektywnie pisane, język często humorystyczny ale w takim "dorosłym" sensie a nie jakby gadał do dzieci. bardzo polecam jego książki, bardzo :)
UsuńJa również nie potrafię się do Pawlikowskiej przekonać. I to nie tylko do książek podróżniczych ale i tych językowych - dla mnie strata pieniędzy... Za to ostatnio biorę w ciemno książki Wojciechowskiej. W te wakacje miałam okazję zweryfikować informacje jakie zawarła w książeczce o Boliwii i praktycznie wszystko się sprawdziło - to utwierdziło mnie w przekonaniu że ta pani przedstawia naprawdę wiarygodny obraz poznawanych krajów. Jeśli nie miałaś jeszcze okazji, zachęcam byś zaryzykowała właśnie z nią ;-)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, za Wojciechowską jako osobą też nie przepadam, ale żadnej jej książki jeszcze nie czytałam. Skoro mówisz, że warto, to rozejrzę się za nimi :)
UsuńNiedawno przeczytałam "Blondynkę na tropie tajemnic", na którą składały się wyprawy na Zanzibar, do Amazonii, Brazylii i Tanzanii. Podobało mi się dużo ciekawostek, jak i refleksje Pawlikowskiej. Język jest bardzo prosty, masz rację, ale nie przeszkadzało mi to zupełnie. Niedługo mam zamiar sięgnąć po kolejną podróż Blondynki.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że książki Cejrowskiego są dużo ciekawsze i bardziej rzetelne, ale myślę, że zapiski Pawlikowskiej też mają swój urok.
Pozdrawiam:)
Odbiór książki to jednak zawsze indywidualna kwestia - to co jednym przeszkadza, innym się podoba. Tak jak piszesz - książeczki Pawlikowskiej też mają swój urok, i coś jednak mnie do nich co jakiś czas kieruje, przy czym zawsze po lekturze mam pewien niesmak.
UsuńNic tej autorki nie czytałam, ale już spotykam się z kolejną recenzją gdzie minusem jest język jakim się posłużyła...
OdpowiedzUsuńJa czytałam Cejrowskiego - uwielbiam go jak opisuje swoje podróże:)
Też to lubię, pamiętam Rio Anakondę - zaśmiewałam się do łez :)
UsuńNo i potwierdziłaś, że nie warto po nią sięgać, czytałam jakieś dwie jej książki, nie przypadły mi do gustu. Pozbyłam się ich i zdążyłam już zapomnieć, dobrze, że mi przypomniałaś, żeby przypadkiem jej sobie nie odświeżać.
OdpowiedzUsuńCzytając Wasze komentarze widzę , że książki Pani Beaty Pawlikowskiej niezbyt przypadły Wam do gustu. Ja jeszcze nie miałam okazji czytać nic jej autorstwa , ale mam w planach kilka pozycji. Chciałabym przeczytać blondynkę w Indiach, Meksyku, Brazyli, Australi, może Chinach to te kraje ciekawią mnie najbardziej. Jestem ciekawa jak wypadnie Pawlikowska na tle Martyny Wojciechowskiej, której jedną ksiązkę już miałam okazję czytać.
OdpowiedzUsuń