O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

sobota, 22 września 2012

Opowieści policyjne - tylko dla czytelników o mocnych nerwach



Partnerki to książka napisana przez byłą chicagowską policjantkę, Ginę Gallo, opisująca 16 lat służby w szeregach policji. Wpisuje się w szeroki nurt tzw. true crime, gdyż skupia się na prawdziwych przypadkach do których Gallo lub jej koledzy zostali wezwani w trakcie pracy, jednocześnie jest to jedna  wielu tego typu książek wspomnieniowych, pisanych przez byłych policjantów, prawników i innych pracowników służb miejskich.  Jednak jest to książka niezwykła, wyjątkowa na tle innych do niej podobnych.

Autorka przeprowadza czytelnika przez całą swoją policyjną drogę. Zaczyna od wyjaśnienia, co skłoniło ją do wyboru danego zawodu, mimo iż dorastała w ciągłym strachu o swego ojca, również policjanta, dostrzegając, co jego zawód robi z nim i jego rodziną. Wraz z Gallo udajemy się najpierw do akademii policyjnej, która w niczym nie będzie przypominała tej ze słynnej komedii Akademia policyjna, poznamy prawa rządzące tą instytucją, miejsce rekruta w łańcuchu pokarmowym policji (dalej niż koniec), plan zajęć (wyczerpujący), stosunek instruktorów do adeptów (zły). Dzięki niej poznamy różne typy osób, które decydują się na wstąpienie do policji – rodziców zwabionych perspektywą stałej pensji i pakietem socjalnym, bohaterów pragnących ratować innych, twardzieli chcących sprawdzić się w roli stróżów prawa, policyjne fanki, pragnące mieć nieograniczony dostęp do obiektów swojego uwielbienia. Zobaczymy, kto dotrwa do końca, by zacząć pełnić zaszczytną ale i trudną rolę gliniarza na niebezpiecznych ulicach Chicago.

Autorka przyjęła bardzo ciekawą technikę opowiadania o swojej pracy – jej opowieść z jednej strony jest chronologicznym zapisem jej służby, z drugiej zaś podzielona jest na rozdziały, z których każdy odpowiada innej kwestii, którą Gallo porusza. Dzięki temu jednocześnie poznajemy jej życie, ale i otrzymujemy pełny, ciekawy ale i przerażający opis stosunków panujących w policji. Była policjantka nie stroni od trudnych tematów, nie oczyszcza ale i nie pognębia środowiska, w którym spędziła 16 lat życia. Czytelnik zaznajamia się z różnymi typami gliniarzy, trudnościami w awansie, stosunkiem do kobiet, działaniami wymierzonymi przeciwko różnym rodzajom przestępstw – awantury rodzinne, handel narkotykami, prostytucja to tematy, które przewijać się będą przez całą książkę. Jest to opowieść o korupcji, alkoholizmie i seksie, ale i o odwadze, partnerstwie, poczuciu, że „ktoś przecież musi to robić”.

Gina Gallo ma przy tym nie tylko wiele do powiedzenia, ale i wybitny talent do opowiadania. Nie powtarza się, nie wciska czytelnikowi masy frazesów, opisuje rzeczywistość taką jaka ona dla niej i jej przyjaciół  była, każde słowo obrazując przykładem z życia wziętym. Często są to obrazy smutne, okrutne, przerażające, z których wyziera tak olbrzymia nienawiść ludzi do siebie nawzajem, że kilkakrotnie musiałam odłożyć książkę na bok, aby odetchnąć. Jednocześnie opowieść o mieście i jego stróżach wielokrotnie wciągała mnie na długie godziny.

Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to tłumaczenie. Przede wszystkim nie rozumiem, skąd tytuł Partnerki. Autorka owszem, kilkakrotnie w książce opisuje swoją współprace z druga policjantką, jednak poświęca tej współpracy najwyżej 4 rozdziały, i ten temat zdecydowanie nie jest kwintesencją całej książki. Oryginalny tytuł – Armed & Dangerous zupełnie spokojnie mógł być przetłumaczony dosłownie. Natomiast przy pojawiającym się parokrotnie w książce „sportowym szewrolecie” po prostu wymiękłam. W  Partnerkach czytelnik natknie się na wiele podobnych lapsusów, które może nie zawsze są oczywista pomyłką, ale dla osób bardziej zorientowanych w języku angielskim będą oczywistym dowodem nieznajomości slangu, który należało oddać w książce, a który poznać można chociażby oglądając amerykańskie „zabili go, uciekł” w oryginale.

Mimo niedoróbek językowych jest to jednak fascynująca pozycja, którą polecam każdemu, kto poza kryminałami lubi czasem poczytać o prawdziwych zbrodniach.

Moja ocena: 5,5/6

Gina Gallo Partnerki. Wspomnienia chicagowskiej policjantki
KDC
Warszawa 2003

środa, 19 września 2012

Nurowska po raz pierwszy



Po zachęcającej recenzji Chomika nie musiałam się długo zastanawiać, czy porwać tą książkę z półki w  bibliotece, gdzie leżała sobie spokojnie. Było to moje pierwsze spotkanie z autorką, i mogę śmiało powiedzieć, że udane, a znajomość tą zamierzam kontynuować.

Nakarmić wilki to historia Kasi, doktorantki nauk leśnych, która przybywa do niewielkiej miejscowości w Bieszczadach, by prowadzić tu badania nad zwyczajami wilków. Zamieszkuje wraz z dwoma innymi naukowcami chatkę w górach, pozbawioną wszelkich wygód i oddaloną od cywilizacji. Głównej bohaterce, młodej i ambitnej kobiecie, przyjdzie się jednak zmierzyć nie tylko z brakiem bieżącej wody i światła oraz początkową nieufnością kolegów, Olgierda i Kluneja, ale również z niechęcią okolicznych mieszkańców do jej ukochanych wilków. Oraz, oczywiście, z samymi wilkami. Obserwujemy jej starania oraz bierzemy udział w pionierskich badaniach nad tym niesamowitym gatunkiem zwierząt, których coraz mniej w naszym kraju.

Autorka w przepiękny, barwny sposób opisuje Bieszczady, czytając powieść zapragnęłam, aby znów była biała zima, i abym mogła się udać na spacer po lesie przykrytym pierzynką białego puchu. Równocześnie niezwykle ciekawie opisuje zwyczaje wilków, co ciekawsze, zmieniając w tym momencie sposób narracji, dzięki czemu czytelnik ma możliwość poznania Kasi niejako „od środka”, sposobu jej myślenia i jej uczucia. Trochę wiedzy o wilkach udało mi się już zaczerpnąć z programów przyrodniczych, ale wiele szczegółów było dla mnie nowością – widać szczególnie po tych fragmentach powieści, że autorka odrobiła pracę domową i zaserwowała czytelnikom rzetelnie zdobyte informacje o zwierzętach, a nie wyssane z palca opowieści dziwnej treści.

W trakcie lektury miałam jednak chwilami wrażenie, że książka jest za krótka na wszystko to, co autorka chciała w niej zawrzeć. W związku z tym chwilami zamiast opowiadać, raportuje, nie pozwala czytelnikowi samemu zorientować się w panujących emocjach, a zaczyna o nich bezpośrednio pisać. Gdyby tą samą historię opowiedzieć na 400 stronach, byłaby bardziej płynna i dawała więcej możliwości samodzielnego dopatrzenia się szczególików, zamiast mieć je zaserwowane na srebrnej tacy. Nie jest to oczywiście jakaś wielka wada, ponieważ autorka nie robi tego nagminnie, zwykle fabuła płynęła sobie gładko i „samodzielnie”, jednak czasami się to zdarzało. Poza tym nie do końca rozumiem tytuł powieści. Wprawdzie jest ona przede wszystkim o wilkach, ale odnosząc się do treści książki, bardziej uprawnione byłoby „Badając wilki”, „Poznając wilki” czy „Ratując wilki”, lub coś podobnego. O karmieniu nie ma zbyt wiele, i głód wilków nie jest tu głównym tematem, dlatego nie wiem skąd ten mylący tytuł. Ale to są drobiazgi, które nie zmieniają faktu, że Nakarmić wilki to naprawdę wartościowa i piękna książka.

Moja ocena: 4,5/6

Maria Nurowska Nakarmić wilki
Wyd. WAB
Warszawa 2010

niedziela, 16 września 2012

Kryminalne podróże po miastach polskich: Londyn ;)



Do kryminałów Konatkowskiego mam sentyment, wszak jego „Przystanek śmierć” był bodaj pierwszym przeczytanym przez mnie polskim, współczesnym kryminałem. Wcześniej stroniłam od tego typu książek, po „Przystanku” zaś rozpoczęłam swoją podróż po Polsce śladami fikcyjnych morderców i glinarzy. I bardzo mi się to spodobało. Tom drugi troszkę mniej mnie zachwycił, gdyż „Wilcza wyspa” traktowała bardziej o zorganizowanej przestępczości, a nie ulubionym temacie autorów kryminałów – seryjnym mordercy, w związku z czym szła bardziej w kierunku sensacji. „Nie ma takiego miasta” podąża tym tropem.

Powieść składa się z dwóch części. W pierwszej komisarz Nowak udaje się do Londynu na wymianę. Ma zapoznawać się z procedurami stosowanymi w tamtejszej policji, oraz dowiedzieć się o problemach nękających tamtejsze społeczności, w tym oczywiście najliczniejszą – Polaków na emigracji. Początkowo Nowak występuje tylko z pozycji obserwatora, jednak kiedy zostaje odnaleziony martwy Polak, Dawid Kalinowski, zaczyna odgrywać bardziej doniosłą rolę w śledztwie, pomagając brytyjskim (przepraszam, londyńskim) policjantom, głównie dzięki swojej znajomości języka i mentalności naszych rodaków. A trafia na nich na każdym kroku, bo jak mówi jeden z bohaterów powieści: „Polacy są wszędzie”. W tym samym czasie komisarz poznaje Londyn, zwiedzając zarówno te popularne miejsca, jak i te mniej znane, a równie urokliwe. Okazuje się, że Konatkowski potrafi ciekawie i z polotem pisać nie tylko o Warszawie, ale i o każdym innym miejscu, któremu tylko poświęci chwilę swojej uwagi.

Po miesiącu komisarz Nowak wraca do Warszawy, gdzie zostaje mu przydzielony nowy „partner”, aspirant Pawlak. Dotychczasowi współpracownicy głównego bohatera wciąż pojawiają się na kartach powieści, ale „nowy” z prezencją Christiano Ronaldo i licencjatem wyższej szkoły z gdzieś tam podbił moje serce niefrasobliwością i podejściem do pracy. W stolicy przed Nowakiem stają nowe wyzwania, które, jak się wkrótce okaże, mają swoje źródło w niezamkniętych sprawach z Londynu oraz w poprzedniej powieści z cyklu.

Jak zwykle u Konatkowskiego podobają mi się opowieści o miastach, które autor snuje z wdziękiem i prawdziwą pasją, podobnie jak o muzyce i sporcie. Sam bohater – komisarz Nowak, mimo iż w wierzchu nie różni się od swoich kolegów z innych polskich powieści kryminalnych, to właśnie przez swoje zainteresowania staje się postacią z krwi i kości, którego można polubić (choć jego niekończące się dywagacje o piłce nożnej dawały mi czasem się we znaki). Miałam natomiast wrażenie, że autor starał się wpleść w powieść zbyt wiele wątków, przez co chwilami trochę się gubiłam kto, gdzie, kiedy, czyj brat, które miasto?  Podobne nazwiska postaci nie pomagały mi się odnaleźć, i choć sama intryga i jej zakończenie były ciekawe i nietuzinkowe, to wrażenie chaosu pozostało, obniżając trochę moją ogólną ocenę. Wciąż jednak zachęcam do zapoznania się z tym cyklem, ja w każdym razie chętnie sięgnę po kolejną powieść tego autora.

Moja ocena: 4,5/6

Tomasz Konatkowski Nie ma takiego miasta
Wyd. WAB
Warszawa 2010

O poprzednich tomach cyklu możecie poczytać tu.

środa, 12 września 2012

Książka, którą powinnam była przeczytać już dawno...



Wokół Dziwnych losów Jane Eyre i Wichrowych Wzgórz chodzę już od dobrych kilku lat. Wreszcie zmobilizowana wyzwaniem Sardegny postanowiłam zmierzyć się z tą pierwszą. Przepadłam. Prawdopodobnie jedna z 10 najlepszych książek, jakie w życiu czytałam.  A teraz muszę się zmierzyć z jej recenzją.

W czym problem? A w tym, że to powieść genialna, w dodatku klasyk, o której prawdopodobnie napisano już wszystko i jeszcze trochę. W dodatku trudno napisać coś chociażby przyzwoitego, kiedy stoi się oko w oko z czymś tak doskonałym. Nie będzie to zatem typowa recenzja (jakby poprzednie były typowe, hahaha), a raczej garść moich przemyśleń na temat pisarstwa Charlotte Brontë.

Poznajemy główną bohaterką, Jane, kiedy jako dziecko przebywa w domu swojej ciotki i jej trójki dzieci. Mała Jane jako sierota trafiła wcześniej pod skrzydła swego rodzonego wuja, ten jednak wkrótce zmarł, zobowiązując swoją małżonkę do opieki nad jego małą siostrzenicą. Jane jest jednak traktowana po macoszemu, niezrozumiana, pozbawiona miłości czy jakichkolwiek innych ciepłych uczuć. Ciotka postanawia zatem wysłać są w wielki świat. Nie będę dalej pisać, gdzie ten wielki świat się znajdował i co w nim Jane robiła, bo musiałabym opowiedzieć wam całą powieść. Z resztą sami widzicie, jaki pusty jest to opis – fabuła wydaje się zwyczajna, nieciekawa, przewałkowana już z setki razy. Pióro autorki ubiera ją jednak w niesamowite barwy, odcienie, niuanse, które czynią powieść wciągającą, piękną i przejmującą zarazem.

Pierwszym wrażeniem jakie odniosłam czytając Jane Eyre było, że jest to anty Jane Austen. Fabuła i postaci u Brontë są mroczniejsze i niesympatyczne, ale za to głębsze, zupełnie na odwrót niż u autorki Dumy i uprzedzenia. Ta ostatnia pisała swoje powieści z humorem, nieraz sarkazmem, konstruując postaci jako swego rodzaju archetypy znanym jej  typów ludzi, wyśmiewając ich najgorsze wady. Charlotte Bronte pisze w sposób wyważony, uwypukla w ludziach wady i zalety, ale nie ocenia, raczej raportuje. 

Drugie, co zwróciło moją uwagę w czasie lektury, to dynamika powieści. Chociaż autorka nie stroniła od opisów, czyniła to jednak  z wielką gracją, przeplatając tymi opisami obfitującą w wydarzenia fabułę. Efektem tego na jednej stronie powieści dzieje się więcej, niż w niejednej przydługiej nowelce czy krótkiej powieści. Jednocześnie czytelnik nie ma wrażenia pędu, który czasem rodzi się, gdy autorzy chcą wepchnąć za dużo treści. Jest tu zatem umiar, spokój, możliwości wczucia się w atmosferę, a z drugiej strony nie spędzamy tygodnia na opisie pobliskiego parku.

Trzecie spostrzeżenie dotyczyło postaci – każda, nawet najdrobniejsza, epizodyczna postać jest naszkicowana z realizmem i znajomością ludzkiej psyche, każda jest inna, jakby żywa, prezentująca nie raz ten typ osoby, którą znamy z prawdziwego życia. Charlotte Brontë nie pozwala sobie na uproszczenia, postaci występujące na kilku stronach powieści mają tak samo bogata historię jak główna bohaterka. Nie są to też postaci pisane „na jedno kopyto” – Jane Eyre spotyka na swojej drodze ludzi złych, złośliwych, fanatyków, osoby zapatrzone w siebie i pozbawione szacunku dla innych, ale dobre, chętne do pomocy, mające dobre słowo dla każdego, chętnych obdarować uczuciem każdego, kto tego potrzebuje. Większość z postaci w powieści ma po trochę tych wad i zalet, co czyni je jeszcze bardziej ludzkimi. A postawione obok siebie tworzą niesamowity obraz stosunków społecznych panujących w XIX-wiecznej Anglii. Jednocześnie zaś wchodząc w interakcje doprowadzają do sytuacji, które możemy obserwować i dziś.
Przede wszystkim zaś, czytając Jane Eyre, czułam, że jest to książka, którą powinnam była przeczytać już dawno. I wam również polecam zapoznać się z tą częścią klasyki, ja zamierzam przeczytać teraz po kolei wszystko, co wyszło spod pióra sióstr Brontë.

Moja ocena: 6/6

Charlotte Brontë Dziwne losy Jane Eyre
Wyd. Prószyński i S-ka
Warszawa 2003

wtorek, 11 września 2012

Rzecz o dwóch wieżach


Jest wiele dat, które zapisały się wielkim smutkiem w dziejach świata. Wiele z nich zdarzyło się już „za mojej kadencji” – o tych zdarzeniach nie uczyłam się w szkole, byłam ich naocznym świadkiem. I jedną z takich dat, która nie wiedzieć czemu szczególnie zapadła mi w pamięć, jest 11 września. Trudno powiedzieć czemu akurat to – nie znam nikogo z NY, nigdy tam nie byłam. Może to fascynacja Nowym Jorkiem, która towarzyszy mi od podstawówki sprawia, że akurat życie tego miasta jest dla mnie jakoś szczególnie ważne. Dziś mija 11 lat od tamtych wydarzeń i pomyślałam sobie, że warto by zrobić zestawienie książek czy filmów, które dotykają tej strasznej tematyki.  Tutaj zamieszczam krótki, subiektywny przegląd wytworów kultury, które próbują radzić sobie z tym trudnym tematem:

1.       Wiersz.  Wisława Szymborska Fotografia z 11. Września – nie jestem wielką fanką poezji, nie potrafię o niej dobrze pisać, ale ten wiersz, który powstał z resztą kilka dni po atakach, opisuje, wydaje mi się, najlepiej cały terror sytuacji. Nie wielka polityka, nie kolosalne rozmiary katastrofy, tylko dramaty indywidualnych osób. Nic dodać nic ująć.


2.       Powieść.  Jonathan Safran Foers Strasznie głośno, niesamowicie blisko – jedna z pierwszych powieści której tematyka bezpośrednio dotyka tematu 11. września. Kilkuletni Oscar Schell traci ukochanego ojca w trakcie ataku na WTC. Wkrótce odnajduje w jego rzeczach kluczyk i karteczkę z nazwiskiem „Black”. Rozpoczyna fascynującą podróż po Nowym Jorku w poszukiwaniu osoby, której mógłby oddać klucz. Poznajemy wraz z nimi miasto, jego mieszkańców, jak również samego Oscara, którego inwencja twórcza i wiedza nieraz nas zaskoczą. Poznamy również tajemnicę Oscara, z którą będzie musiał sobie poradzić, by wreszcie przeboleć śmierć taty. Niesamowite w tej powieści jest jednoczesne prowadzenie akcji we współczesnym  Nowym Jorku i Dreźnie w czasie II wojny światowej – i chociaż te dwa zdarzenia bardzo się różną, to czytelnik z zaskoczeniem odkryje też podobieństwa tych dwóch sytuacji. Bo woja zawsze będzie wojną. Moim zdaniem Foers podołał tematowi, nie pisze o 11. września z pietyzmem, nie stara się nas na siłę szokować, temat ataków jest właściwie zepchnięty na dalszy plan i rzadko wspominany bezpośrednio.  Najważniejsze dla autora są przeżycia 9-letniego chłopca i jego rodziny. Na końcu książki znajduje się seria zdjęć człowieka lecącego wzdłuż jednej z wież WTC – lecz człowiek ten leci do góry, nie w dół. Na kanwie powieści powstał film, który planuję również obejrzeć.


3.       Serial.  Trzecim tytułem, z jakim chciałabym was zapoznać, to Brygada ratunkowa  (Third Watch), serial, który możecie kojarzyć sprzed kilku lat. Został wyprodukowany przez te same osoby, które odpowiadają m. in. za Ostry dyżur. Pierwsza seria pochodzi z 1999 roku. Serial opowiada o codziennej pracy policjantów, strażaków i sanitariuszy z jednego z rewirów w Nowym Jorku. Jego olbrzymią zaletą są świetnie napisane i zagrane postaci, które absolutnie nie są wyłącznie sympatycznymi, typowymi amerykańskimi  superbohaterami, a ludźmi z krwi i kości, którzy dobrze wykonują swoją pracę, ale kosztem tego rujnują nieraz swoje życie prywatne i wpadają w liczne problemy. Co nie przeszkadza im czasem znaleźć się w dosyć zabawnych sytuacjach. Część aktorów biorących udział w projekcie mieszka na co dzień w NY, po nakręceniu dwóch sezonów mieli również wielu przyjaciół wśród służb miejskich. Po tym  jak samolot uderzył w budynki, przez chwilę nie było wiadomo, czy kolejna seria powstanie. Bo wiadomo było, że jeśli powstanie, to siłą rzeczy będzie musiała dotyczyć ataku. Twórcy postanowili zmierzyć się z tematem – tym sposobem powstała chyba najlepsza seria „Brygady”, która o 11. września opowiada z punktu widzenia pracowników służb miejskich. Szczególnie niesamowity jest drugi odcinek pokazujący godzina po godzinie wydarzenia z 10. września, kiedy to nikt nie spodziewał się, że następnego dnia obudzi ich prawdziwe piekło – przy pisaniu scenariusza wykorzystano epizody z życia prawdziwych nowojorskich gliniarzy i strażaków.  Seria pełna smutku i swego rodzaju otępienia, a jednocześnie pokazująca pozytywne strony Amerykanów –rzeczy drobne jak przynoszenie jedzenia do remiz strażackich czy ochotnicy zgłaszający się do pomocy przy porządkowaniu Strefy Zero. Co najbardziej mi się podobało, nie mamy tu do czynienia z Amerykańskością przez duże A – to co postacie mówią i pokazują, to autentyczny smutek, a nie zwykła propaganda, jaką znamy z amerykańskich filmów wojennych czy westernów. Zanim twórcy przystąpili do tworzenia 3. serii, zdecydowano, że fikcyjne przygody bohaterów musza zostać poprzedzone odcinkiem poświęconym pracownikom NYPD i FDNY. W ten sposób powstał odcinek pierwszy -  In Their Own Words., Nietypowy, gdyż trwający prawie 3 godziny i mający postać reportażu – prawdziwi strażacy, sanitariusze i policjanci oraz ich rodziny opowiadały o 11. września. Jednocześnie obsada serialu po kolei wyjaśniała przebieg ataku. Tylko jedna z aktorek – Molly Price, nie wystąpiła w tym charakterze. Jako żona nowojorskiego strażaka opowiedziała o swoich przeżyciach wraz z innymi członkami rodzin pracowników miejskich.


4.       Film. Ostatni tytuł, jaki przychodzi mi do głowy, związany z tematem ataków na WTC – World Trade Center z Nicolasem Cagem, jako jedyny z tego zestawienia nie przypadł mi do gustu. Miał wszystkie te wady, których pozbawione było Third Watch – niepotrzebny pietyzm, amerykańskość na wyrost, jakby twórcy na siłę próbowali nas przekonać, że to było straszne. A przecież widz to wie. Oglądałam ten film chwilę temu, pamiętam jedynie moje wrażenia po jego obejrzeniu i były one jednoznacznie negatywne. Nie wiem, czy wypada tak powiedzieć, ale… nudził mnie. Zdecydowanie lepiej poradzono sobie z tym tematem w serialu.

A wy kojarzycie jakieś książki czy filmy o 11. września?