O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

niedziela, 24 lutego 2013

Kryminał warszawski



Mieszane uczucia. Bardzo.  Głęboką, nieskrywaną prawdą jest, że najwybitniejszym prawnikiem jest student pierwszego semestru prawa. Widać to po specyficznym, twardym błysku w oku, wysoko podniesionej głowie, eleganckiej aktówce i garniturze, w którym wkracza na swój pierwszy wykład na studiach. Apogeum jego geniuszu zostaje osiągnięte, gdy zda „Wstęp do prawoznawstwa”, później jednak jego zdolności stopniowo maleją, rok za rokiem garnitur coraz bardziej się wyciera, czoło pochyla nad nieskończoną ilością kodeksów, pewność siebie zostaje wtarta w dywan w dziekanacie, a znajomość przepisów z wszystkich ogranicza się początkowo do jednej gałęzi (np. prawa karnego), potem do części tylko zagadnień (prawo karne materialne), potem tylko do rozdziału z kodeksu (przestępstwa przeciwko działalności instytucji państwowych) by pod koniec swojej kariery stać się jedynym żyjącym specjalistą od art. 231a. Mniej więcej jak w starym kawale, że student ma mieć wszystko w głowie, asystent w notatkach a profesor w …. Jako studentka piątego roku prawa jestem na tej drodze jeszcze dosyć początkująca – chociaż już zdążyło mnie wielokrotnie wdeptać w różne podłoża, i upewnić o moich limitowanych zdolnościach, wciąż jeszcze uważam się za specjalistę. I czytając kryminały prawnicze, chcąc nie chcąc prycham z pogardą na wszelkie błędy i nieścisłości, niczym student medycyny czytając Tess Gerritsen.

Po co ten przydługi wstęp? Ponieważ Zygmunt Miłoszewski był dla mnie do tej pory synonimem pisarza, który dopracowuje szczegóły swych książek do ostatniego, najdrobniejszego elemenciku, tak aby nikt nie zarzucił mu, że w jego powieściach są jakieś nieścisłości czy błędy. Nie wiem, czy pan Miłoszewski faktycznie tak kiedyś powiedział, czy tylko został tak rozreklamowany. Faktem jest, że na temat tej jego dbałości o detale słyszałam wielokrotnie z różnych źródeł. Dlatego mocno się rozczarowałam, natrafiając w Uwikłaniu na fragmenty, od których aż zęby bolą i dusza ma prawnicza wyje w męczarniach.  W pewnym momencie uzmysłowiłam sobie, że aby czytać dalej muszę dokonać tego samego zabiegu co w trakcie oglądania „Prawa Agaty” – wyłączyć prawnika w sobie. Jednak nie wiem, czy to nagromadzenie, nie bójmy się tego słowa, bzdur, czy koincydencja czasowa Uwikłania z egzaminem z prawa karnego, czy moje wyjątkowe czepialstwo sprawiły, że powieść tą nie tyle czytałam, ile męczyłam w bólach od prawie dwóch tygodni.

Obok niezgodnego w prawem prawa mamy tu jeszcze masę paranormalnej psychologii. Tu się nie znam, więc nie wypowiadam, ale sądząc po tym, co autor odstawił w części „prawniczej”, część „psychologiczną” wolałam sobie podzielić przez dwa, mnie to w każdym brzmiało dosyć nieprawdopodobnie. Jest jeszcze główny bohater, prokurator Teodor Szacki, którym pan Miłoszweski poza schemat bohatera kryminałów nie wyszedł. Bez bicia przyznaję, że facet wzbudza emocje (Szacki, nie Miłoszewski, znaczy Miłoszewski pewnie też, ale akurat nie miałam osobiście przyjemności), a to świadczy o tym, że postać jest dobrze skonstruowana, przemyślana, i co ważniejsze, wiarygodnie odmalowana na kartach książki. Ale co z tego, skoro znów mamy gościa w średnim wieku, z kryzysem wieku średniego, z malejącym zainteresowaniem żoną, za to rosnącym kochanką, a o przeżyciach z tą ostatnią dowiedziałam się zdecydowanie więcej niżbym chciała. Sorry, ale kiedy 36 letni facet leci za panną tylko po tym, jak ta nazwie go „niegrzecznym prokuratorkiem” i mrugnie oczkiem, a później pisze infantylne SMSy i idzie onanizować się do toalety bo dziewczyna  miała ładną sukienkę na sobie… Powiedzieć, że nie lubię Szackiego, nie byłoby właściwe. Ja nim po prostu gardzę. Nielubianych bohaterów, bohaterów z problemami, nawet bohaterów bezbarwnych można, o dziwo, polubić, ale bohatera cofniętego w emocjonalnym rozwoju  - w żadnym razie.

Sama fabuła i intryga kryminalna natomiast zarysowana jest bardzo ciekawie, chociaż zakończenie pachnie bardzo inną znaną powieścią kryminalną. Gdyby autor mniej czasu poświęcał emocjom Szackiego, a więcej jego pracy, może czytelnik widziałby, w którym momencie sprawa zaczęła się krystalizować, ale cóż, taki styl, tak też można. Jako, że książkę czytam w ramach mojego wyzwania miejskiego, nie mogę nie wspomnieć o Warszawie – i tu już brawa dla autora, gdyż stolica w jego powieści żyje, mieni się, raz jest szara, raz kolorowa, ma swoje niezałatwione sprawy, swoje życie, swój styl. I za to szacun. I tylko za to.

Moja ocena: 3/6

Zygmunt Miłoszewski Uwikłanie
Wyd. WAB, seria Polityki „Lato z kryminałem 2009”
Warszawa 2009


Książka przeczytana w ramach Wyzwania miejskiego, Trójka e-pik (ta, która czekała zbyt długo), Czytamy kryminały, Z półki.

18 komentarzy:

  1. Na prawie się wprawdzie nie znam, ale "Uwikłanie" też mi śmierdziało paroma rzeczami, których nie byłam w stanie zaakceptować (i nawet nie mówię tu o Szackim). Ja Miłoszewskiego polubiłam dopiero za "Ziarno prawdy". Za "Domofon" aż się boję zabierać, bo był jeszcze wcześniej...:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet nie wiem, czy się brać za "Ziarno prawdy", bo już mi uszami wychodzą te emocje Szackiego rodem z amerykańskiego serialu dla nastolatków. Ale z drugiej strony, w samej warstwie językowej, stylistycznej, Książka mi się podobała, tylko merytorycznie zgrzytało. Szkoda, bo mogło być bardzo dobrze.

      Usuń
  2. A jakież to nieścisłości w tej książce wynalazłaś? Ciekawa jestem, bo wszak karne to mój konik ;)

    A "Prawo Agaty" akurat bardzo lubię. Lepsze zdecydowanie merytorycznie niż taka "Magda M." :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przegranym procesie o zabójstwo adwokat nie składa apelacji "bo się boi że w apelacji przywalą jego klientowi jeszcze kilka lat więcej".

      Jakiś zabawny i żenujący zarazem przekrój społeczny w sądowej stołówce.

      Nadzór nad prokuratorem, który nie może napisać aktu oskarżenia z kwalifikacją ze 155 KK bo źle to wygląda, ma być 148.

      Dziwna wojna podjazdowa między sędziami i prokuratorami, jakby stali po dwóch stronach barykady i tylko patrzyli, żeby sobie nawzajem dogryźć (może w Wawie panują takie stosunki, bo akurat w Krakowie zaobserwowałam coś innego).

      Prokurator mówiący, że ktoś "złamał kodeks" - po tylu latach poprawiania mnie na każdym kroku a taką nowomowę nie wierzę, że doświadczony prawnik powie coś takiego.

      To często były drobiazgi niezwiązane bezpośrednio z fabułą, dlatego tym bardziej wkurzają.

      Usuń
    2. Ej no, są przecież adwokaci - debile... ;D
      Sędziowie i prokuratorzy choć często mają wspólne interesy to raczej jest to "małżeństwo z rozsądku" niż z miłości, a poza tym nie są z tego co wiem jakimiś swoimi nawzajem wielkimi fanami. Choć na pewno prokuratorzy nie lubią ich mniej niż nie lubią adwokatów czy prokuratorów wojskowych (bo nieroby) ;D

      Dlaczego o tym piszę... Otóż moja mamunia, której ambicje spełniam użerając się na tym samym kierunku co Ty, wykonuje ten sam zawód co Szacki ;D Dlatego m.in. sięgnęłam po "Uwikłanie" i podczas czytania to w niektórych miejscach zupełnie jakbym słuchała jej biadolenia ;D Potem też podsunęłam jej tę powieść z rekomendacją, że na jej kartach odnajdzie siebie ;D I przeczucie mnie nie omyliło, była zachwycona, że (jak to mniej więcej ujęła) w Polsce, gdzie w mediach dominuje negatywny wizerunek prokuratora (np w serialu "Blondynka" albo w filmie "Licz") nareszcie komuś chciało się zrobić reserach, jak ten zawód wygląda naprawdę. A skoro prokuratorce z ok. 20-letnim stażem tego typu szczegóły fabularne nie przeszkadzały, to chyba nie mogą być jakimiś bardzo rażącymi błędami ;D

      "zdążyło mnie wielokrotnie wdeptać w różne podłoża, i upewnić o moich limitowanych zdolnościach"
      Ooo, to widzę, że u Was zupełnie jak na WPAiE UWr ;D To może i dobrze, że się nie dostałam na ten UJ ;D btw to prawda, że u Was warunek z cywilnego kosztuje aż 1500 zł? ;O

      Usuń
    3. Aaaa, zapomniałam napisać, że jak już w "Uwikłaniu" wkurzał Cię Szacki to lepiej trzymaj się z daleka od "Ziarna Prawdy", tam staje się już naprawdę nie do zniesienia ;D Sama mu miałam wielokrotnie ochotę zrobić coś złego i bardzo bolesnego ;P

      Usuń
    4. Raczej nie sięgnę prędko po następnego Miłoszewskiego ;)

      Nie wiem, mojej siostrze prawnikowi też się podobało, a mnie to jednak wkurzało. :)

      Nieprawda, 1320 zł - 22 punkty ECTS razy 60 zł. :D I tak, płaci to nieraz połowa roku. Mnie się na szczęście udało. Ale z drugiej strony - trzepią nas tak na UJ, że aplikacja potem to jest śmiech na sali :D

      Usuń
    5. Aaa, no to jednak do Wrocławia zaprowadził mnie dobry los - u nas warunki za jedyne 155 zł, widzę, że gdybym studiowała w Krakowie to bym matkę z torbami puściła :D
      No cóż, my jesteśmy niby trzeci w tych wszystkich rankingach, więc może i dla nas aplikacja też będzie śmiechem na sali ;P ...tylko trzeba jeszcze zdać te wszystkie warunki i się na nią dostać D;

      W sumie, skoro te pogłoski o Waszym cywilnym okazały się w dużej mierze prawdą, zastanawiam się, czemu UWr jeszcze nie wykorzystał tego jako slogan reklamowy - "U nas warunki za jedyne 155 zł"! :P

      Usuń
  3. Dobrze,że ja nie znam się na prawie ani trochę toteż czytałam Uwikłanie bez bólu zębów. Ogólnie dobra intryga i ciekawie podana, ale zgadzam się z Tobą co do osoby Szackiego. Podobnie jest w "Ziarnie prawdy".)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak doświadczenia, a czasem płeć, wiek, pochodzenie, sprawiają, że różne książki różni ludzie odbierają... różnie :)

      Usuń
    2. Masz rację, nie podejrzewałam nawet, że studiujesz prawo. Większość blogerek studentek to na filologiach, czy innych humanistycznych studiach, a tu proszę tak poważne studia. Ale to co napisałam to nie był zarzut li tylko stwierdzenie. A poza tym w czytaniu kryminałów mam małe doświadczenie.)

      Usuń
    3. Absolutnie nie odebrałam tego jako zarzut :) Kiedyś było w notce na górze, co studiuję, potem stałam się "kreatywna" i teraz czekam na wenę, żeby zmienić notkę ponownie :D

      Myślę, że większość ludzi tak ma, że filmy i książki traktujące o ich profesji odbierają inaczej. Dotyczy to zwłaszcza lekarzy, policjantów, dziennikarzy, ale również prawników i innych, mniej "medialnych" zawodów. Na przykład koleżanka policjantka ma naprawdę niezły ubaw czytają kryminały Mankella, a dla mnie to naprawdę dobre, poważne książki :)

      Usuń
  4. "Uwikłanie" bardzo mi się nie podobało, natomiast "Ziarno prawdy już tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że drugi tom zdecydowanie przewyższa pierwszy, może jednak zdecyduję się kiedyś dać mu szansę.

      Usuń
  5. Skoro w Twoim odczuciu pojawiło się tyle błędów to raczej nie sięgnę po tę książkę. Jeśli mam czytać kryminały to raczej te z wyższej półki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najdziwniejsze jest to, że jeszcze nie czytałam negatywnej recenzji tej książki, a teraz widzę, że nie tylko mnie się nie podobała...

      Usuń
  6. Na recenzjach nie zawsze można polegać. Ileż to ja się naczytałam zachwytów na temat dzieł, które mnie osobiście rozczarowały albo okazały się po prostu przeciętne. Poza tym myślę, że nie można tak do końca dobrze odebrać książki, w której widzi się tyle nieścisłości, dlatego też nie dziwię się Twojej ocenie. Ja pewnie wielu błędów bym nie wyłapała, prawo karne miałam aż przez jeden semestr na całych studiach :P Niemniej jednak uważam, że jak już autor decyduje się poruszyć jakiś nieznany sobie temat, to powinien się do tego odpowiednio przygotować merytorycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na końcu książki dziękował paniom prokurator za pomoc merytoryczną... pozostawię to bez komentarza :D

      Usuń